[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się Tiril, czując, jak bardzo wymuszony jest to uśmiech. Zdawała sobie sprawę,
że za wszelką cenę musi zachować równowagę, w tej chwili było to niezwykle
wprost istotne.
36
Wyczuwała, że między nią a beznadziejnie wystrojoną damą nawiązała się nić
sympatii. Pulchna panna Aurora westchnęła ciężko i zaczęła się chłodzić wachla-
rzem. Nagle w jednej chwili wyraz jej twarzy się zmienił, w miejscu życzliwej
ciekawości pojawiła się bezsilna uległość połączona z lękiem.
Pójdzmy jednak do mojej drogiej matki powiedziała drżącym głosem.
Ona wie wszystko, podczas gdy ja tylko się domyślam. Biedna mama, nie mo-
że uczestniczyć w zabawie, bo zdrowie jej nie dopisuje, a tak wystawne jedzenie
zle służy jej delikatnemu żołądkowi. Ale postanowiła wybrać się w tę daleką dro-
gę po to, by złożyć wyrazy szacunku swemu kuzynowi, Jego Królewskiej Mości
Frederikowi, Królowi Danii i Norwegii. Chodzcie ze mną!
Aurora z ważną miną podreptała przodem, szczęśliwa, że uwolniono ją od
przykrej roli tancerki podpierającej ściany. Nareszcie ktoś okazywał jej zaintere-
sowanie!
Matkę Aurory której panna najwyrazniej się bała inni złośliwie nazywali
wdową-smoczycą. Czwórka przyjaciół porozumiała się wzrokiem. Doprawdy, nie
zapowiadało się to przyjemnie.
Zaplątali się jednak już tak bardzo, że nie mieli wyjścia, musieli stawić czoło
potwornej starszej pani.
Tiril nabrała powietrza w płuca. Odeszła ją wszelka chęć na spotkanie z nie-
znaną matką, ale jej postać z wolna zaczynała wyłaniać się z mroku. Do celu
jednak wciąż było bardzo daleko.
Rozdział 6
Wreszcie mogli przyjrzeć się zamkowi Akershus od środka, wprawdzie tylko
przejściom, korytarzom i schodom. Tiril nie miała pewności, lecz odniosła wra-
żenie, że przechodzą do innego skrzydła przez piwnicę.
Ciekawe byłoby obejrzeć zamek z góry, z powietrza, pomyślała i sama za-
częła się z siebie śmiać. Człowiek miałby oglądać ziemię z powietrza? Musiałby
siedzieć na chmurze lub na grzbiecie ogromnego orła.
Szalony pomysł! Ale czy któryś z włoskich artystów nie wpadł już na to wcze-
śniej? Narysował nawet projekt machiny potrafiącej wznieść się w powietrze. Jak
on się nazywał? Michał Anioł? Nie, to Leonardo da Vinci, tak, przełom piętnaste-
go i szesnastego wieku.
Słyszała o nim jeszcze w Bergen, podczas jednego z wystawnych wesel ludzi
z wyższych sfer, na które zapraszano konsula wraz z rodziną. Idee Leonarda da
Vinci traktowano jak wymysły szaleńca, ale Tiril się podobały i prawdopodobnie
nie była w tym osamotniona. Czyż nie naszkicował on obiegu krwi w ciele czło-
wieka na długo, zanim zbadali go anatomowie? Tiril dowiedziała się na owym
weselu, że pozostawił także szkice innych niezwykłości, na przykład łodzi pływa-
jących pod wodą! I wozów bojowych, potrafiących przebijać mury. Tiril fascyno-
wała taka wyobraznia.
Nagle serce jej ścisnęło się strachem. Jakże często odrywała się od rzeczywi-
stości, od strasznej rzeczywistości. Zapomniała, że oto zmierza do budzącej grozę
starej damy, która podobno wie wszystko o jej matce!
Proszę teraz pochylić głowy, panowie oznajmiła Aurora sapiąc po zda-
jącej się nie mieć końca wędrówce przez zamkowe zakamarki. Przejdziemy
jeszcze przez ten korytarz i dalej. . . Ojej, jak tu ciemno!
Zatrzymała się, a wraz z nią wszyscy, którzy jej towarzyszyli.
Nie rozumiem. . . rzekła niepewnie. Czyżbyśmy poszli w złą stronę?
Tyle tu zaułków. Ale to powinno być skrzydło dla gości. Co prawda podobno są
dwa. Bardzo mi przykro, że zle was poprowadziłam.
Idziemy dalej postanowiła Catherine. Gdzieś w końcu dojdziemy.
Tiril wyczuła wahanie Móriego.
38
Co się stało? spytała.
Nie wiem. Chyba trzeba zawrócić.
Aurora także nie ruszała się z miejsca.
Doprawdy, w tych korytarzach powinny być lampy. . . No cóż, pójdziemy
chyba naprzód, bo. . .
Zdążyła zrobić zaledwie dwa kroki pogrążonym w mroku korytarzem i zaraz
uderzyła w krzyk. Ujrzeli, że zatoczyła się pod ciosem zadanym jakimś przedmio-
tem, osunęła się na ziemię, a postać, która wyłoniła się z mroku, rzuciła się w ich
stronę i wyciągnęła rękę w stronę Tiril.
Ale podejrzliwość Móriego sprawiła, że dziewczyna była przygotowana na
najgorsze. Zdążyła się cofnąć, napastnik więc jej nie pochwycił. Jeszcze szybciej
zareagowała Catherine. Podstępne sztuczki nie były jej obce, nie wiele się na-
myślając podstawiła nogę mężczyznie, runął na ziemię jak długi. Erling i Móri,
popchnięci do ściany, zdołali w końcu odzyskać równowagę, złoczyńca jednak
zdążył się już podnieść i biegiem rzucił się do ucieczki krętymi korytarzami. Er-
ling ruszył w pogoń.
Móri przyklęknął przy hrabiance Aurorze i uniósł jej głowę. Jęknęła z bólu,
lecz otworzyła oczy i popatrzyła na niego.
Uchyliły się jakieś drzwi, na korytarz padło światło.
Was ist los? spytała kobieta, po stroju sądząc, pokojówka. Moja pani
odpoczywa, nie należy jej przeszkadzać.
Wrócił Erling.
I jak? zainteresowała się Catherine.
Nic z tego odparł. Musiał skryć się w którejś z komnat. A co się tutaj
dzieje?
Móri pomagał Aurorze stanąć na nogi.
Tak się mną serdecznie zajęto rzekła dzielnie pulchna dama. Ma-
cie doskonałego medyka! Ale czego chciał od nas ten człowiek? Czyżbyśmy go
przyłapali na zdrożności?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]