[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szóstym, kiedy go wywieziono z wydziału na taczkach. Wtedy też spędzał całe
dnie zamknięty w swoim pokoiku jak pustelnik. Jakoś się wtedy z tego
podzwignął i nikt już nie przypuszczał, że historia zatoczywszy
dwunastoletni obrót znów go wepchnie w tę dziuplę jak pokutnika. Tylko
wtedy był jeszcze młodszy, jeszcze miał dość siły, żeby podjąć pracę choćby
gdzie indziej; nikt wtedy nie zagrodził mu drogi tym szlabanem, pod którym
w jego wieku nikt już się nie prześliznie. Bo tak właśnie jak opuszczenie
szlabanu przyjął Jasiński swoją emeryturę. Nie mógł żyć bez tej fabryki.
Nigdy nie miał dość wyobrazni, żeby pomyśleć, że kiedyś go to jednak
spotka. Nigdy nie był w stanie wyobrazić sobie siebie łowiącego ryby nad
Wisłą albo hodującego gołębie, czym nieodmiennie zajmowali się jego starsi
koledzy, których sam odprawiał na emeryturę. Tego dnia, kiedy dwukrotnie
odmówił zjedzenia obiadu, Wanda wieczorem zaniosła mu gołąbki, które
całkiem już ostygły w piekarniku. Na widok żony zaczął pośpiesznie
zasłaniać stół gazetami. Bezceremonialnie uniosła płachtę gazety. Pod nią
leżały rzędem medale i ordery, niektóre jeszcze ze szpilkami we wstążkach,
a obok taki sam rząd czerwonych pudełek z aksamitnymi wnętrzami, na których
znać było wgłębienia odciśnięte ramionami krzyży. Jasińska pierwszy raz od
niepamiętnych już czasów z rozczuleniem pogładziła dłonią szorstką siwiznę
męża. - Masz nad czym myśleć, Stachu? Było, przeszło... Popatrzył na nią
jak człowiek, któremu sprzątnięto sprzed nosa ostatnią tabletkę lekarstwa,
które mogło mu pomóc. - Myśleć już też mi nie wolno? - spytał. I jakby nie
chcąc doczekać się potwierdzenia, jednym zamaszystym gestem zgarnął ze
stołu ordery. Z brzękiem posypały się na podłogę. Schyliła się je
pozbierać, a on bez słowa wciągnął na grzbiet marynarkę i wyszedł. Przy
Domu Słowa złapał wolną taksówkę i kazał się wiezć na %7łerań. Kiedy
podjechali pod bramę fabryki, gestem dłoni powstrzymał kierowcę szykującego
się do skasowania licznika. Nie wysiadł jednak, tylko jak ukrywający się
przed wzrokiem przechodniów przestępca obserwował z głębi tylnego siedzenia
ukradkiem, co dzieje siÄ™ za bramÄ…. A za bramÄ… o tej porze niewiele siÄ™
działo, tylko od czasu do czasu przemknął melex wioząc partię akumulatorów,
elektrycy poprawiali coś na dachu giserni, a strażnik przy bramie żuł
leniwie kanapkę owiniętą w papier. Po półgodzinnym staniu taksówkarz, który
już zdążył przeczytać całego "Expresiaka", łącznie z Wiechem na ostatniej
stronie, zniecierpliwił się w końcu. - Długo tak będziemy stali? - spytał.
- Stój pan, stój pan - powiedział Jasiński. - Tylko mnie za postój nie
płacą. Panu tak. Nazajutrz ku zdumieniu żony zgodził się z nią bez oporów,
że teraz już ma czas na zrobienie porządków w piwnicy. Zdjął z gwozdzia
kluczyki i poszedł. Ale wcale nie wrócił do domu ze słoikami kompotu, o co
prosiła, lecz tylko powynosił całe naręcza desek po dawnych półkach Langów
i zaczął na podwórku wyjmować z tych desek gwozdzie. Już nie tylko
Jasińską, ale i Popiołka zaintrygowały jego zabiegi. Zwłaszcza, że
uporawszy się z gwozdziami chwycił szpadel i zaczął kopać w tym miejscu,
gdzie kończył się beton, a po dawnej komórce na piasek pozostał pas twardo
ubitej ziemi. - Co jest? - zaprotestował Popiołek. - Krosty pan ma na
mózgu? Kto panu pozwolił ser szwajcarski z podwórza robić? - Tak samo moje
podwórko, jak i pańskie - spokojnie powiedział Jasiński nie przestając
kopać. - Gołębnik stawiam. - Koniec świata! - zawołał Popiołek i ruszył w
jego stronÄ™. - Zabieraj pan te patyki i wsadz je pan sobie, wie pan gdzie -
zerknął w stronę okna, czy przypadkiem Maria nie jest świadkiem tego
konfliktu, i już na wszelki wypadek dodał: - Gdzie plecy się kończą. -
Gołębie będę trzymał, mówi to panu coś? - Jak?! Jak?! - Popiołek miał minę
człowieka, który stojąc nagi na plaży zobaczył sypiący z nieba śnieg. -
Gołębie - powtórzył spokojnie Jasiński. - Brajtszwance, górnoloty. Już
byłem na targu w Falenicy. - Co mi pan tu wstawiasz tłumaczenie z polskiego
na polski - Popiołek już jako tako zdążył ochłonąć. - Czy ja się pana o
rasÄ™ pytam? Ja stary warszawiak jestem, starszy jak pan socjalista, dla
mnie gołąb to chleb z masłem. Ile ja w swoim życiu pekinów trzymałem, to
pan nie ma tyle włosów na głowie. Trzymaj je pan sobie, ile chcesz, ale nie
na moim podwórzu. Nie wiadomo, czym skończyłby się ten konflikt, bo
Popiołek już zdążył uzbroić się w miotłę, ale szczęściem dla obu Jasińska
wychyliła się z okna z oznajmieniem, że jest do Jasińskiego jakiś pilny
telefon. Bez słowa odrzucił szpadel i z błyskiem nadziei w oczach pognał na
górę przesadzając po kilka stopni na raz. Wciąż liczył, że jednak odezwie
się ktoś, kto go przeprosi za tę okrutną pomyłkę. Ale to był tylko telefon
od dawnego kolegi z rady, już od roku rencisty, którego Jasiński spotkał
przed paroma dniami na Krajowej Rady Narodowej, pod kinem "Delfin", gdzie
tamten kupował robaki i glisty. Namawiał go wtedy na wspólne łowienie ryb
na czerniakowskim jeziorku i teraz informował, że jest okazyjnie do nabycia
składana wędka, i to z enerdowskim kołowrotkiem. Jasiński umówił się z nim
na jutro i odłożył słuchawkę. Tymczasem Popiołek opowiadał żonie o tym, co
zaszło. - Nic, tylko kota przyjdzie się kupić - rozmyślał głośno. - I po
co? Jeszcze pies, to rozumiem, popilnowałby chałupy, a potem i tej parceli
na Siekierkach. Ale kocisko? Może Rysio nie wie, ale ja okropnie obrzydliwa
jestem na kocury. - Wezmie się małego - upierał się Popiołek - mały milusi
jest. I go się ułoży. A jak podrośnie, da on towarzyszowi Jasińskiemu
popalić, oj, da! - Ale co? - wciąż jeszcze nie rozumiała. - On ma być kat
na gołębie. Taką mu czystkę zrobię, że Beria wysiada - zatarł radośnie
ręce. Może by protestowała jeszcze, ale w tej chwili weszła Ewa z prośbą,
by babcia zaopiekowała się chłopcami. - Jedziemy z Andrzejem do
Konstancina. Popiołek gwizdnął z uznaniem. - Na kurczaki z mizerią? -
Niestety, nie na kurczaki. Zajdzie mama? - Już lecę - rozejrzała się za
swoją chustą. - To i ja skorzystam - ucieszył się Popiołek - bo mają dziś
dawać "Pana Wołodyjowskiego". Chociaż raz sobie popatrzę, gdzie się Polska
[ Pobierz całość w formacie PDF ]