[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przydałyby się nowe kafelki i solidne czyszczenie, ale był nawet prysznic.
Dębowe schody lekko skrzypiały, ale robiły wrażenie solidnych, a poręcz nie kiwała
się na boki. Najprzyjemniejsze i najprzytulniejsze wrażenie sprawiały pokoje na górze.
Wszędzie unosił się charakterystyczny zapach drewna i poddasza starego domu. Widziałem,
że instalacja elektryczna była w dobrym stanie. Był tylko jeden feler: nigdzie nie było nawet
skrawka mebla.
- Kupiłyśmy na rachunek ministerstwa jedzenie i środki czystości - oznajmiła Jola
wchodząc do pokoju, w którym stałem, zapatrzony na panoramę sadu.
- To dobrze - powiedziałem zamyślony.
- Masz naturę marzyciela - ni to stwierdziła, ni to zapytała.
Milczałem. Stanęła obok mnie.
- Gdzie będziemy spać? - dopytywała się.
- Tu.
- Przyznam, że to fajna chałupa, ale nie ma tu łóżek.
- Nad jeziorem też nie było łóżek.
- No tak, ale...
- Zadzwoń pod ten numer telefonu - podałem jej kwit z koperty od pana Tomasza oraz
telefon komórkowy. - Nasze kierownictwo już zamówiło meble. Jak zadzwonisz, to je
przywiozÄ… z Olsztyna.
- Mogę zadzwonić do rodziny?
- Jasne.
- Zwietnie! - krzyknęła i zniknęła.
Słyszałem tylko tupot jej butów na obcasach. Wybiegła do sadu i tam zaczęła swój
seans łączności.
- Podoba się panu? - spytał Maciek.
Harcerze jak zwykle poruszali siÄ™ bezszelestnie, jak duchy.
- Rzecz gustu - odpowiedziałem wymijająco.
- Co teraz robimy? - zapytał Gustlik.
- Musimy posprzątać. Zaczniemy od góry, bo tu będziemy spali i tu ulokujemy nasze
biuro.
Chłopcy przynieśli z kuchni szczotki, szmaty oraz wiadra z wodą. Gustlik mył okna,
Maciek zamiatał i ścierał kurze, a ja myłem podłogi. Barbara zajęła się przygotowaniem
obiadu. Jola, gdy zobaczyła mnie klęczącego na podłodze i wyżymającego szmatę w wiadrze,
tylko parsknęła śmiechem.
- Właściwy człowiek we właściwej pozycji na właściwym miejscu - śmiała się. -
Meble przywiozÄ… dopiero jutro rano.
Następną godzinę sprzątaliśmy. Potem zeszliśmy na obiad. Barbara podała nam w
menażkach barszcz, ziemniaki z gulaszem oraz, surówkę z pomidorów w śmietanie.
- Jutro pojedziemy do Olsztyna na większe zakupy - zapowiedziała Barbara. - W
tutejszym sklepie nie ma żadnych przypraw oprócz soli i pieprzu.
- Chłopcy znają się na ziołach - zażartowałem. - Chyba ich przyprawy nie do końca
działają tak, jak chcieliby, ale smakuje to niezle.
- Nie bÄ…dzmy takimi Spartanami...
Na wzajemnych docinkach upłynął nam obiad. Potem aż do wieczora sprzątaliśmy.
Kolację robiłem razem z harcerzami. Podaliśmy naszym dziewczynom kanapki.
- Jutro trzeba załatwić wszystkie sprawy w zakładzie gazowniczym i energetycznym,
dowiedzieć się, jak jest z wywózką śmieci, sprawdzić, jaki jest stan techniczny obiektu,
wynająć ekipy remontowe... - wyliczała Barbara.
- My to zrobimy, a panowie zajmÄ… siÄ™ poszukiwaniami mitycznego skarbu -
zapewniała Jola.
- O czym pan myśli? - nagle zapytał mnie Maciek.
- Jak będziemy spali - odpowiedziałem.
- Jak Spartanie - dorzuciła Jola. - Panie oddzielnie, a panowie jak starożytni
wojownicy razem.
- Chodzi mi o to, na czym - wyjaśniałem.
Po długiej i zażartej dyskusji podzieliliśmy koce, śpiwory, karimaty i pałatki pomiędzy
wszystkich. Ulokowałem się w pokoju na wprost schodów, panie po moich bokach, a chłopcy
po drugiej stronie korytarza w pomieszczeniu z oknami na front budynku.
Wziąłem klucze i wyszedłem na dwór, aby zaparkować gdzieś Rosynanta. Do tej pory
stał przy drodze wzbudzając ciekawość i zainteresowanie, głównie dzieciarni. Ujrzałem, że
obok domu jest bramka prowadząca do sadu. Próbowałem bezskutecznie dopasować któryś z
kluczy do kłódki. Poszedłem więc do sołtysa Kociaka.
- Dobry wieczór, panie Walendziak! - przywitałem go.
Zastałem go przy kolacji. Właśnie wrzucał kawałki chleba do ogromnej miski z
kapuśniakiem.
- Pamięta mnie pan? - pytałem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl