[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mundur zabitego kierowcy, założył gogle noktowizyjne, uniósł pojazd trzy metry nad ziemię,
zawrócił i na pełnym gazie pomknął ku swoim marynarzom.
Znów dysponowali środkiem lokomocji.
Rozdział sześćdziesiąty drugi
Tahnijski wóz bojowy nie tylko ułatwiał załodze Stena poruszanie się, ale także służył jako
kamuflaż. Sten rozumował kategoriami wroga: wszelkie cywilne grawisanie zostały albo
unieruchomione albo skonfiskowane, a pojazdy armii imperialnej znajdują się w oblężonym
mieście. Ergo - wszystko, co się porusza, musi należeć do Tahnijczyków.
Sten zadbał jednak o dodatkowe maskowanie. Kiedy już załadował swoich ludzi na pokład,
przeleciał się trzy razy tuż nad najbardziej zakurzoną wiejską drogą, jaką znalazł w pobliżu. Potem
ruszył w stronę Cavite City. Wyglądał na kolejnego znękanego szofera, który stara się dowiezć
pokrytych kurzem żołnierzy jak najbliżej pola walki.
Jedyny kłopot mogły ewentualnie sprawiać punkty kontrolne żandarmerii, usytuowane tuż za
frontem. Ale żandarmi będą raczej sprawdzać przepustki oraz identyfikatory tych, którzy oddalają
się od Unii ognia, a nie osób zmierzających w jej stronę.
Mieli dużo szczęścia. %7łandarm kazał Stenowi osiąść obok drogi, kiedy przelatywał konwój
ciężkich transporterów. Maszyny byle jak trzymały szyk. Między poszczególnymi grawisaniami
zdarzały się luki liczące kilkaset metrów. Sten bez trudu wepchnął się między transportowce i
równie łatwo opuścił towarzystwo, skręcając w boczną drogę na przedmieściach.
Tereny utrzymywane przez siły imperium coraz bardziej się zmniejszały. Tahnijczycy,
znacznie przewyższający obrońców liczbą, zacieśniali pierścień. Stenowi udało się uniknąć
spotkania z trzema patrolami ulicznymi. Postanowił więcej nie ryzykować. Dwa kilometry od linii
frontu osadził wóz na trzecim piętrze zniszczonego budynku i zaczął się zastanawiać nad obraniem
właściwej taktyki. Od tego miejsca niebezpieczeństwo będzie narastało. Tahnijczycy zapewne
skrupulatnie szukajÄ… patroli penetrujÄ…cych ich linie, a ziemia niczyja to najbardziej niepewny teren.
Poza tym załoga może zostać zastrzelona przez swoich - Sten nie miał pojęcia, jakich haseł i
sygnałów rozpoznawczych używały rodzinne jednostki.
Sten znalazł rozwiązanie problemu, gdy dostrzegł ubranego na biało żandarma z patrolu.
Białe mundury w strefie frontowej?, zdziwił się w myślach.
- Moglibyśmy to wykorzystać - powiedział Alex, opuszczając lornetkę.
- Szukasz wymówki, żeby poderżnąć gardło jeszcze jednemu, Kilgour.
- Zgadza, siÄ™, ale czy to zle?
I znów, Sten wraz z Alexem poszli na rozpoznanie. Przechodzili z dachu na dach, aż znalezli
się nad żandarmem. Jego kolega stał po drugiej stronie ulicy, a raczej wąskiego przesmyku między
ruinami.
Za żandarmami widniało gniazdo sprzężonych działek. Jeszcze dalej stacjonowały czołgi i
wyrzutnie rakiet. Stały one wokół gromady wielkich pojazdów na gąsienicach. Najwyrazniej były
to wozy dowodzenia - miały więcej anten niż rak wąsów. Stąd kierowano działaniami brygady
pancernej wspierającej wojska desantowe Tahnijczyków. Wozy były dokładnie pomiędzy Stenem a
liniami sił imperialnych.
- Zapolujemy na tych lalusiów? - zapytał Kilgour, choć wiedział, że sprawa jest oczywista.
Mniej doświadczeni - albo mniej cyniczni - żołnierze darowaliby sobie atak na stanowisko
dowodzenia. Ale Sten i Alex uznali to za nie lada gratkÄ™.
Ze szkolenia odebranego w Sekcji Modliszki i z własnego doświadczenia wiedzieli, że
dowództwa zazwyczaj nie są zbyt dobrze chronione. Wartowników wybierano ze względu na ich
sprawność, ale w krótkim czasie zamieniali się oni w trzaskających obcasami ordynansów. Funkcje
dowódców straży najczęściej pełnili ambitni, ustosunkowani młodzi oficerowie. Oddział
wartowniczy powoli zamieniał się z jednostki bojowej w kompanię reprezentacyjną.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]