[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dam, nie mogę więcej. Stała tak i słuchała bardzo uważnie, ale łzy nie napłynęły jej
do oczu.
Powiem ci wszystko, jak siÄ™ patrzy,
Choć mało w dalszym ciągu.
Starutki starzyk tkwił usiadłszy
Na bramki górnym drągu.
 Kim jesteś - pytam - wiekowy człecze
I czym zarabiasz na życie?
Odpowiedz jego na to mi ciecze
Przez Å‚eb jak woda w sicie.
Odrzekł:  Motyle zbieram, panie,
Gdy zdrzemnÄ… siÄ™ w pszenicy
I paszteciki z nich baranie
SprzedajÄ™ na ulicy
%7łeglarzom, co żeglują w burzy
Po wściekłym oceanie:
I stąd zarobek mam nieduży
Na chleb, i co łaska, mój panie.
Lecz ja powziąłem plan, że baczki
PrzebarwiÄ™ na zielono
I kupiÄ™ wachlarz rozmiaru trzepaczki,
By na nie siÄ™ nie gapiono.
Więc nie znajdując odpowiedzi
Krzyknąłem:  Mów, pleciugo,
Niech tylko starzyk mi nie bredzi!
I buch go w Å‚eb maczugÄ….
W łagodnych słowach podjął bajdę
I rzekł:  Wyruszam w drogę,
A kiedy górski potok znajdę,
Zażegam w nim pożogę
I z tego robi siÄ™ do fryzur
MiksturÄ™ oleistÄ…,
A ja za cały mój trud niemały
Mam dwa i pół pensa na czysto.
Lecz ja myślałem o sposobie,
Jak by tu żyć z łomotów,
I co dzień tłuszcz na swej osobie
Odkładać byłem gotów.
Wytrząsłem go więc, aż posiniał,
I znowu pytam:  Za czyjeż
PieniÄ…dze pijesz, czym siÄ™ parasz
I z czego w ogóle żyjesz?
On na to:  Aowię oczy wątłusza,
Gdzie wrzos rozkwita dziki,
I w ciemną noc, gdy mrok i głusza,
Przerabiam je na guziki.
A te sprzedaję nie za złoty
I nie za srebrny pieniÄ…dz,
Lecz za miedziany, na pół pensa
Dziewięć guzików tych ceniąc.
Czasem ukopię trochę bułek,
Wyłożę lep na kraby
Lub zbieram koła od dwukółek
Ze wzgórz, gdzie więzy i graby.
W ten oto sposób (tutaj mrugnął)
Gromadzę swe majętności:
I bardzo rad - zakończył dziad -
Wypiję zdrowie waszmości.
Tu poduch dałem starowinie,
Bom wpadł na pomysł prosty,
Jak przez wygotowanie w winie
Przed rdzą ochraniać mosty.
Podziękowałem mu serdecznie
Za żywy udział w rozmowie,
A zwłaszcza za to, że tak grzecznie
Chciał wypić moje zdrowie.
I teraz, gdy przez roztargnienie
WpakujÄ™ palce w klej,
Lub prawÄ… nogÄ™ pcham niestrudzenie
W but z lewej nogi mej,
Albo na stopÄ™ mi spadnie szyna
I rÄ…bnie, jak siÄ™ patrzy,
PÅ‚aczÄ™, bo mi to przypomina,
Jak ów znajomy starowina
Z Å‚agodnÄ… tworzÄ™ cherubina,
Z mowÄ…, co z wolna siÄ™ zacina,
O włosach bardziej siwych niż cyna,
O twarzy wrony czy pingwina,
Z okiem, co węglik przypomina,
Którego rozpacz, zda się, przygina,
Który kołysał się jak trzcina
Wydając cichy bełkot kretyna,
Jakby miał w gębie kawał blina,
Chrypiał jak żubr lub inna zwierzyna
W ten wieczór letni, biedaczyna,
Na bramce sobie usiadłszy.
Kiedy Rycerz dośpiewał ostatnich słów tej ballady, zebrał cugle i skierował
konia łbem na powrót ku drodze, którą przybyli.  Zostało ci tylko parę kroków - rzekł
- z pagórka i przez tamten strumyczek, i już będziesz Królową... Ale jeszcze
zostaniesz i pożegnasz mnie, dobrze? - dodał, kiedy Alicja skwapliwie obejrzała się
we wskazanym kierunku. - To długo nie potrwa. Zaczekasz i pomachasz mi
chusteczką, kiedy znajdę się na zakręcie! Bo wiesz... może to mi doda otuchy.
 Pewnie, że zaczekam - powiedziała Alicja - i bardzo dziękuję, że
odprowadziłeś mnie tak daleko; i za pieśń; ogromnie mi się podobała.
 Mam nadzieję - rzekł Rycerz z powątpiewaniem - chociaż nie płakałaś tak
bardzo, jak się spodziewałem.
Więc uścisnęli sobie dłonie i Rycerz z wolna odjechał w las.  Obawiam się -
rzekła do siebie Alicja, patrząc za nim, jak się kołysze w siodle - że istotnie to długo
nie potrwa... już leci! Na głowę, jak zwykle! Ale włazi znów na konia dość łatwo - to
dlatego, że taki poobwieszany - i tak sobie gadała, przyglądając się, jak koń człapie
wolniutko drogÄ…, a Rycerz zwala siÄ™ to na jednÄ… stronÄ™, to na drugÄ…. Po czwartym czy
piątym upadku dojechał do zakrętu, a ona mu pomachała chusteczką i stała czekając,
aż znikł jej z oczu.
 Mam nadzieję, że mu to dodało otuchy - rzekła odwracając się, aby zbiec z
pagórka - a teraz do ostatniego strumyczka i już będę Królową! Jak to wspaniale
brzmi! Uczyniła tylko parę kroków i znalazła się na brzegu strumyczka.
Już go miała przeskoczyć, gdy usłyszała głębokie westchnienie, dolatujące
jakby z drzewa tuż za nią.
 Ktoś tu jest bardzo nieszczęśliwy! pomyślała, oglądając się z niepokojem, o
co chodzi. Coś w rodzaju zgrzybiałego staruszka (tylko z twarzą raczej jak osa)
siedziało na ziemi, wsparte o drzewo i całkiem skulone, drżące jak gdyby z zimna.
 Chyba nie potrafię mu pomóc - taka była pierwsza myśl Alicji, kiedy
odwróciła się znów, aby przeskoczyć potok. - Tylko go spytam, o co chodzi! - dodała,
zatrzymując się na samej krawędzi. - Jak już raz przeskoczę, wszystko się zmieni i nie
będę mogła mu pomóc.
Więc wróciła do Osy, chociaż niechętnie, bo już okropnie chciało jej się
zostać Królową.
 Och, moje stare kości, moje kości! zrzędził Osa, gdy Alicja do niego
podeszła.
 To chyba reumatyzm! pomyślała sobie Alicja; i schylając się nad nim
powiedziała uprzejmie:  Czy bardzo pana boli?
Osa tylko wzdrygnął się w ramionach i odwrócił się od niej, mówiąc sam do
siebie:  O, ja nieszczęsny!
 Czy mogę panu w czymś pomóc? - nie ustępowała Alicja.
- Czy nie jest tu panu trochÄ™ zimno?
 Jakaś ty namolna! - ofuknął ją Osa. - Męczysz i męczysz! Co za dziecko!
Alicja poczuła się trochę urażona i o mały włos nie odeszła, zostawiając go,
ale pomyślała:  Może z bólu jest taki rozdrażniony. Więc spróbowała jeszcze raz.
 Może pomogę panu przenieść się na drugą stronę? Tam będzie pan osłonięty
od zimnego wiatru.
Osa chwycił się jej ramienia i dał się przeprowadzić za drzewo, ale gdy się
usadowił po tamtej stronie pnia, wykwękał tylko, nieokrzesany jak i przedtem:
 Męczysz i męczysz! Byś nie mogła zostawić człeka w spokoju?
 Może panu coś stąd poczytać? spytała Alicja, podnosząc gazetę, leżącą u
jego stóp.
 Możesz dukać, jak ci się podoba - rzekł jakby nadąsany Osa. - Ja tam nie
wiem. A bo ci kto zabrania?
Wobec tego Alicji usiadła przy nim i rozłożywszy sobie gazetę na kolanach
zaczęła czytać.  Z ostatniej chwili. Nasz oddział zwiadowczy dokonał kolejnego
rekonesansu w Spiżarni, wykrywając pięć dalszych brył cukru białego, dużych i w
doskonałym stanie. W drodze powrotnej -
 Brązowego cukru nie było? przerwał jej Osa.
Alicja szybko przeleciała wzrokiem po gazecie i rzekła:  Nie. O brązowym
nie piszÄ….
 Nie znalezli brÄ…zowego cukru! - sarknÄ…Å‚ z przekÄ…sem Osa.
- Aadny mi rekonesans! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl