[ Pobierz całość w formacie PDF ]

komnaty.  Wychodzimy stÄ…d, szybko!
Kinna pobiegła pierwsza ciągnąc za sobą jednego z chłopców. Eldia, naj\wawsza z dzieci,
podą\yła w ślad za nią, na końcu zaś Conan niosący pozostałą dwójkę. Biegli, jakby ścigała ich
bestia z piekła rodem, co skądinąd było zgodne z prawdą.
Kiedy zbli\yli się do miejsca, gdzie zginęli wiedzma i Lemparius, Conan nakazał, by się
zatrzymali.
 Wolniej  rozkazał.  Nie mo\emy poruszyć tego pyłu. Przestępując zwłoki jednego z
jaszczurów Conan zatrzymał się. Istota miała na plecach zawiniątko, z którego wystawał jelec
miecza. Conan pochylił się i ostro\nie rozwinął zawiniątko. Wewnątrz znalazł swoje stare
ubranie i miecz. Uśmiechnął się pod nosem i zabrał tobołek starając się nie wzburzyć trującego
pyłu.
 Ruszamy  rzekł po chwili.
Mała grupka podą\yła krętymi korytarzami w dół, od czasu do czasu mijając nieruchome
Strona 80
Perry Steve - Conan nieustraszony
zwłoki człekojaszczurów.
Na ich ciałach nie było ran, ale Conan domyślił się, \e śmierć ich pana musiała oznaczać
zarazem zgubę dla nich wszystkich. Cymmerianin wyprowadził Kinnę i dzieci z zamczyska w
głąb góry. Wtem brutalny wstrząs przeszył ogromną skałę. Był tak silny, \e uciekinierzy poczuli
dygotanie kamiennego podło\a pod stopami.
 Potwór wraca do domu  rzekł Conan.  Chyba zamierza odejść z hukiem i obrócić całe
zamczysko w perzynÄ™.
Cała szóstka zaczęła biec. Ucieczka zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Kilkakrotnie
wibracje podło\a zwalały ich wszystkich z nóg. W pewnej chwili z kamiennego sufitu odpadł
ogromny głaz i z hukiem roztrzaskał się o posadzkę tu\ za plecami zbiegów.
W końcu dotarli do podnó\a góry i wyjścia z tunelu.
 Tędy  rzucił Conan przekrzykując ryk ziemi.  Tam są wierzchowce, oczywiście je\eli
jeszcze \yjÄ….
Pomimo \e demolujące zamczysko monstrum znajdowało się po przeciwnej stronie góry,
wichury wywołane przez tornada pełniące rolę kończyn obrzuciły uciekinierów kurzem i
zeschłymi liśćmi. Minąwszy zagajnik Conan odnalazł wierzchowce. Były \ywe i mocno
spłoszone, ale nie uciekły. Przy wtórze grzmotu towarzyszącego rozbijaniu góry Conan usadowił
na grzbietach wierzchowców Kinnę i czwórkę dzieci, po czym sam wskoczył na siodło.
Ruszyli galopem, byle jak najdalej od zamczyska.
W bezpiecznej odległości cała gromadka odwróciła się, by popatrzeć na rozgrywający się za
nimi spektakl. Istota Mocy rozrywała dalej skałę, choć zamczysko na szczycie góry ju\ nie
istniało. Wielkie bryły granitu wylatywały w powietrze. Kilka mniejszych odłamków ze świstem
przeleciało obok miejsca, gdzie zatrzymali się Conan i pozostali.
 Spójrzcie!  rzekła Kinna.
Istota odchyliła się w tył i opadła, uderzając całym ciałem w litą skałę. Trzon góry został
rozłupany. Jednocześnie potwór przestał istnieć, zmieniając się w olbrzymią chmurę skalnego
pyłu, którą uniósł wiatr.
Przez dłu\szą chwilę wszyscy milczeli. Ciszę przerwał wreszcie Conan mówiąc:
 Ju\ po wszystkim. Skończone.
W drodze powrotnej Conan dostrzegł w oddali samotną postać machającą gwałtownie rękami.
Dobył miecza. Jednak kiedy podjechał bli\ej, uśmiechnął się i wsunął broń do pochwy.
Eldia równie\ rozpoznała mę\czyznę.
 Vitarius!  zawołała.
 Tak, to ja  rzekł staruszek, kiedy jezdzcy zbli\yli się do niego.  Nikt nie przyprowadził
dla mnie wierzchowca, co? Trudno, nic się nie stało, chyba zmieszczę się na jednym razem z
EldiÄ….
 Myśleliśmy, \e ty nie&  zaczęła Kinna.
 Nie \yję? Sowartus te\ tak sądził. Wysłał Istotę Mocy, aby mnie zmia\d\yła. Trafiłem ją
kilka razy, ale byłem dla niej tym czym komar dla wołu. Kiedy nadeszła, postanowiłem po prostu
przenieść się w inne miejsce.
Conan rozejrzał się po równinie.
 To musiał być nie lada czar  stwierdził.
 Chciałbym, aby tak było  odparł Vitarius.  Ale w zasadzie nie ma się czym chwalić.
Wślizgnąłem się do jednego z tuneli whelfów i pełzłem najdalej, jak tylko się dało. To, co
zmia\d\yła ta istota, było jedynie prostą iluzją. Bądz co bądz właśnie w nich jestem najlepszy.
 Kiedyś ju\ to słyszałem  rzucił Conan.
XXIII
 Zatem  rzekł Vitarius  opowiesz mi wszystko czy nie?
Conan uśmiechnął się i zrelacjonował swe przygody od momentu rozstania ze starym magiem.
Vitarius pokiwał głową i słuchając mruczał pod nosem. Od czasu do czasu rzucał jakieś pytanie.
 Ale co sprawiło, \e szata Sowartusa stanęła w ogniu?
Conan wskazał na Eldię.
 Dziwne. Myślałem, \e stworzenie Istoty Mocy pozbawi dzieci ich darów.
Eldia skinęła głową.
 Tak było. Odkąd Sowartus mnie zaczarował, nie czułam ju\ w sobie ognia. Moja moc
została przeniesiona na Istotę. Kiedy jednak się obudziłam i ujrzałam, \e Conan jest ranny,
poczułam, \e mam w sobie jeszcze jedną, małą iskierkę. I wykorzystałam ją, by zapalić odzienie
Sowartusa.
Strona 81
Perry Steve - Conan nieustraszony
 Cieszę się, \e tak się stało  rzekł Conan. To mówiąc rozwinął zawiniątko zabrane
martwemu człekojaszczurowi.
Zamigotały oślepiające iskierki.
 Co to takiego?  spytała Kinna.
Conan wybuchnął śmiechem.
 Szmaragdy!  zawołał waląc się dłońmi o uda.  Lemparius musiał je tam zostawić
myśląc, \e zabierze je pózniej! Za jeden taki kamień nabyłem cały nasz prowiant, a musi być ich
tu chyba z pięćdziesiąt.
 Jesteś bogaty  stwierdziła Kinna. Conan pokręcił głową.
 My jesteśmy bogaci. Podzielimy się po równo, bo wszyscy na nie zasłu\yliśmy.
Rozdzielił kamienie, a kiedy skończył, ka\demu przypadło po siedem klejnotów. Dwa zostały
luzem. Podał je Kinnie.
 Tobie przydadzą się chyba bardziej ni\ mnie  mruknął.  Masz teraz trzy gęby więcej
do wykarmienia.
 Tak  powiedziała.  Powrócę do naszej rodzinnej wioski i wybuduję tam wspaniały
dom. Nie będziemy klepać biedy. Wybierzesz się z nami, Vitariusie?
Starzec pokiwał głową.
 Tak. Przydałoby mi się trochę ciepła, aby ogrzać stare kości, i miłe towarzystwo. Poza tym
mógłbym nauczyć dzieci kilku sztuczek.
Kinna odwróciła się do Cymmerianina.
 A co z tobą, Conanie? Byłbyś mile widziany w moim domu. I w mej ło\nicy.
 Moje ście\ki wiodą gdzie indziej, Kinno. Zanim się spotkaliśmy, wędrowałem do Nemedii,
i mam zamiar tam dotrzeć.
 Rozumiem, nie dla ciebie los mÄ™\a i ojca ani uprawa roli. Wiedz, \e nigdy ciÄ™ nie
zapomnÄ™.
 Ani ja ciebie  rzekł Conan.
Cymmerianin jeszcze przez dłu\szą chwilę obserwował odje\d\ającą grupkę, po czym
skierował swego wierzchowca na zachód, ku Nemedii. Dzięki Sowartusowi, magowi Czarnego
Kwadratu, miał nowego rumaka i szmaragdy dwukrotnie przewy\szające wartość złota, jakie
posiadał wkraczając do Koryntii. Niezła zamiana, jakby na to nie patrzeć, zwa\ywszy, \e był cały
i zdrowy i miał do wydania fortunę.
Uśmiechnął się i odjechał ku zachodzącemu słońcu.
Strona 82 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl