[ Pobierz całość w formacie PDF ]

te fazy cierpienia i przetrwała. Zapewniała Hallie, że za
pewien czas nastąpi przesilenie i również ona odzyska
spokój ducha. I rzeczywiÅ›cie tak siÄ™ staÅ‚o. Hallie zna­
lazła ukojenie. Dzięki posłudze ludziom jej życie znów
nabrało sensu. Z trudem odzyskanemu wewnętrznemu
ładowi zagroziło dopiero poznanie Vincenta Rollanda.
RS
A teraz wołał ją. Przestraszyła się, że znów będą tylko
we dwoje.
- Czy mógÅ‚byÅ› podwiezć mnie do koÅ›cioÅ‚a? - po­
prosiła. Wyczuła w nim napięcie, ale nie odmówił. Była
mu wdziÄ™czna, że w drodze nie usiÅ‚owaÅ‚ nawiÄ…zać roz­
mowy. W tym stanie ducha nie umiaÅ‚aby z nim rozma­
wiać. Zabraniała sobie nawet spojrzeć na niego. Kiedy
dojechali na miejsce, czuła się tak zdenerwowana, że
nie oglÄ…dajÄ…c siÄ™ na Vincenta, weszÅ‚a od razu do koÅ›cio­
Å‚a, mijajÄ…c siÄ™ w przedsionku ze staruszkÄ… w szalu na
głowie.
- Przepraszam - zatrzymała ją. - Czy mogłaby mi
pani powiedzieć, gdzie znajdę księdza?
W wyblakłych oczach zamyślonej kobiety pojawiło
siÄ™ zaskoczenie.
- O, tam, po prawej. Powinien być u siebie.
- Dziękuję.
Hallie zapukała do wskazanych drzwi i powiedziano
jej, by zaczekała chwilę. Wkrótce z salki wyszła młoda
para, a ksiądz poprosił ją. Był mniej więcej w wieku
dziadka Maurice'a. Przedstawiła się i wyjaśniła, kim
jest. Ojciec 01ivier ucieszył się, że ma do czynienia
z przyszÅ‚Ä… dominikankÄ…, a gdy siÄ™ dowiedziaÅ‚, iż mie­
szka u Rollandów, rozpromieniÅ‚ siÄ™ caÅ‚y. OdniosÅ‚a wra­
żenie, że bardzo cenił tę rodzinę, a z dziadkiem Mauri-
će'em, jak powiedział, przyjaznił się od lat.
- Chciałabym, ojcze, posługiwać tymczasowo tutaj.
W przedsionku zauważyłam wykaz letnich zajęć dla
młodzieży. Może jest ktoś, komu przydałaby się pomoc
w angielskim?
RS
- Jak najbardziej. W tych okolicach rozwija siÄ™ tu­
rystyka. Nasza młodzież chce się uczyć języków, gdyż
z ich znajomością łatwiej o dobrze płatną pracę. Może
przyszłabyś we czwartek o siódmej? Przedstawiłbym
cię grupie i od tego byśmy zaczęli. Co ty na to?
- Wspaniale, będę wdzięczna.
- Powiedz Maurice'owi, że wpadnÄ™ do niego z wi­
zytą podczas weekendu. Do zobaczenia. - Odprowadził
jÄ… do drzwi.
Podniesiona na duchu weszła do kościoła, żeby się
pomodlić, a kiedy wstała, zobaczyła Vincenta. Siedział
w ostatniej ławie i czekał na nią.
Póki go nie poznała, żyła normalnie. A teraz w dzień
i w nocy, na jawie i we Å›nie, a nawet w czasie modli­
twy, czuła jego obecność. Tworzyło to w niej zamęt,
budziło lęk.,.
Gdy wsiedli do samochodu, odczuÅ‚a wewnÄ™trzny przy­
mus dokończenia rozmowy, którą podjęli nad rzeką.
- Do tego, że byÅ‚am mężatkÄ…, przyznaÅ‚am siÄ™ Pau­
lowi dopiero w szpitalu - powiedziała bez wstępów.
- Zrobiłam to w nadziei, że przestanie mnie traktować
jak świętą. Chciałam się w jego oczach odbrązowić,
gdyż przyszÅ‚o mi na myÅ›l, że może idealistyczne po­
strzeganie mojej osoby ma jakiś wpływ na jego stosunek
do mnie.
- Teraz wiemy już, że pojÄ…Å‚ to wbrew twoim inten­
cjom. Widzi w tobie kobietę z krwi i kości. Kobietę do
wzięcia.
Odwróciła twarz do okna.
- Wyjechałabym z St. Genes już dziś, gdyby to
RS
wszystko nie było takie zawikłane. Wczoraj dwukrotnie
odmówiłam Paulowi swego towarzystwa. Nie spodoba
mu się, że dziś z samego rana... - Przerwała w połowie
zdania, gdyż oboje w tym samym momencie zauważyli
Paula. Jechał z naprzeciwka na swoim dwusiodełko-
wym skuterze.
- Zajmę się tym - powiedział Vincent i zjechał na
pobocze. Wysiadł z samochodu, a Paul objechał ich
i stanął z tyłu. Hallie czuła, że nie może siedzieć i nic
nie robić. Gdyby chÅ‚opiec zaczÄ…Å‚ podejrzewać, że spi­
skuje z jego ojcem, a może nawet coś knuje, zrzuciłby
winÄ™ na Vincenta.
- Dzień dobry - zawołała, wysiadając.
Mina Paula nie wróżyła nic dobrego.
- Myślałem, że jeszcze śpisz.
- Długie spanie to luksus młodości - zażartowała.
- Za parę lat będziesz się budził wcześnie, żeby nie
wiem co.
- To prawda - roześmiał się Vincent. - Korzystaj,
póki możesz.
- Byłbym wstał...
- Jeśli sobie dobrze przypominam, ani ty, ani Moni-
que nie przepadacie za chodzeniem do koÅ›cioÅ‚a o siód­
mej rano.
Paul odprężył się.
- A teraz dokÄ…d jedziecie?
- Wracamy do domu - Vincent uprzedził odpowiedz
Hallie. - ZauważyÅ‚em Hallie na moÅ›cie i zaproponowa­
Å‚em podwiezienie.
- Ja cię podwiozę - rzucił Paul.
RS
- Zapomniałeś o zasadach, które mnie obowiązują.
Nie wolno mi pÅ‚ywać, chodzić na taÅ„ce, sÅ‚uchać nieod­
powiedniej muzyki, jezdzić konno i motocyklem. Taka
jest reguła zakonu.
Chłopiec skrzywił się.
- Nie jesteśmy w Paryżu.
Pokręciła głową.
- Zakazy te obowiązują mnie wszędzie.
Najwyrazniej nie chciaÅ‚, żeby mu o tym przypomi­
nano, ale były to argumenty nie do zbicia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl