[ Pobierz całość w formacie PDF ]
parł z dumą kamerdyner.
- Służąc mojemu ojcu przez dwadzieścia pięć lat,
musiałeś dobrze go poznać.
93
- Lubię tak myśleć.
- Jakim był człowiekiem?
Newberry uniósł brew.
- Milordzie?
Drew nie zdołał powstrzymać uśmiechu.
- Wiem, jak się spisywał w roli ojca, lecz nie zna
łem go jako człowieka albo pracodawcy. Patrzyłem
na niego oczami syna, nawet kiedy dorosłem.
- Dobrym, mÄ…drym, uczciwym, lojalnym wobec
rodziny i przyjaciół, wiernym pamięci swojej uko
chanej żony - wyrecytował kamerdyner z wielkim
przekonaniem.
- Dobry, uczciwy człowiek z wieloma kochanka
mi. Ile z nich przedstawił w Swanslea Park?
- %7Å‚adnej, milordzie.
- Z wyjÄ…tkiem pani Stafford.
Newberry bez słowa potrząsnął głową.
- A panicz Kit?
- To syn lorda Templestona.
- Więc kim dla mojego ojca była pani Stafford?
- Jest matką panicza Kita. Gdy chłopiec się uro
dził, lord Templeston chciał oddać pannie Wren
apartament markizy, ale ona odrzuciła propozycję
i została we wdowim domku razem z synem. Kiedy
markiz postanowił umieścić panicza Kita w rezy
dencji, panna Wren spała w pokoju dziecięcym, pó
ki nie zjawiła się panna Allerton. Wtedy pani Staf
ford wyprowadziła się z powrotem do domku. Nie
próbowała zająć miejsca pańskiej matki ani w tym
domu, ani w sercu pańskiego ojca. Kiedy markiza
umarła, lord Templeston wyniósł się ze wspólnej sy-
94
pialni. Kazał ją na nowo umeblować i wraz z sąsied
nim pokojem przygotować dla pana i pańskiej żo
ny; apartament dla nowożeńców stał pusty aż do
pańskiego przyjazdu. A zachowanie panny Wren za
wsze było nienaganne. Ona jest prawdziwą damą. -
W głosie sługi brzmiał szczery podziw.
Uwagi Drew nie umknęło, że mówiąc o Kathryn,
kamerdyner używa jej przydomku.
- Kiedyś nią była - powiedział cicho.
Kiedyś była moją damą.
- Pański ojciec doskonale potrafił ocenić czyjś
charakter. Zawsze sądziłem, że pan również posia
da ten dar.
Przed domem już czekała bryczka zaprzężona
w kucyka, osiodłany wierzchowiec był przywiąza
ny z tyłu, kosz z lunchem stał na siedzeniu. Ram-
sey chwycił wodze i szybko ruszył podjazdem. Ból
głowy rzeczywiście ustąpił, ale cierpka uwaga ka
merdynera nadal dzwięczała mu w uszach. Minęło
dwadzieścia lat od chwili, kiedy sługa ostatni raz go
skarcił, ale Drew odczuł jego naganę równie boleś
nie, jak wtedy, gdy został przyłapany na wykrada
niu słodyczy z kuchni.
Cmoknął na kucyka i skręcił w stronę młyna. Aż
do dzisiaj Newberry sądził, że nowy markiz odzie
dziczył po ojcu dar oceniania ludzi. Drew prychnął
z lekceważeniem. On sam zaczął weń wątpić, kiedy
Kathryn Markinson zostawiła go czekającego przy
ołtarzu. Wcześniej był przekonany, że jest dosko
nałym sędzią charakterów, o czym świadczyła jego
95
pozycja w Ministerstwie Spraw Wojskowych oraz
dobór przyjaciół. Ludzie powierzali mu swoje ży
cie, a Drew nie miał wątpliwości, że zasługuje na
ich zaufanie... aż do tamtego feralnego dnia.
Newberry mógł uważać inaczej, ale doświadcze
nie z Kathryn nauczyło Andrew, że zle osądził ją za
pierwszym razem. Na szczęście wyciągnął z tego
błędu naukę i nie zamierzał więcej go powtórzyć.
Uznał, że co najwyżej słabo się zna na kobietach.
Dla każdego, kto zadałby sobie trud spojrzenia w je
go przeszłość, byłoby jasne, że gdyby umiał oceniać
ludzi tak jak ojciec, przede wszystkim nie zakochał
by się w Kathryn Markinson. Pózniej, w dniu swo
jego ślubu, nie stałby sam przed ołtarzem i nie zro
bił z siebie głupca.
Gdy wjechał na ostatnie wzniesienie, dostrzegł
Kathryn siedzÄ…cÄ… na kocu z grubym szkicownikiem
na kolanach. Kiedy usłyszała turkot kół, podniosła
wzrok i pomachała ręką, ale na jego widok powital
ny uśmiech zamarł na jej wargach.
- Co tu robisz? - Zamknęła blok do rysowania
i odłożyła go na bok, ale nie wstała.
- Przywiozłem ci lunch.
Ramsey zatrzymał bryczkę i sięgnął po koszyk
piknikowy.
- Panna Allerton i Kit mieli go przywiezć.
- Nastąpiła zmiana planów. Postanowiłem ich
wyręczyć.
Odwiązał swojego konia i puścił go wolno na tra
wę, a następnie usiadł na kocu obok Kathryn.
- Wolałabym zjeść lunch z Kitem i Ally.
96
- Też tak sobie pomyślałem, ale mimo wszystko
przyjechałem.
Spiorunowała go wzrokiem.
- Sam zadecydowałeś, prawda, milordzie?
Drew zignorował sarkastyczny komentarz
i przyjrzał się jej uważnie. Kathryn wyglądała zle.
Twarz miała bladą i ściągniętą, oczy przekrwione
i podpuchnięte, nos czerwony i błyszczący. Było wi
dać, że płakała całą noc. Przemknęło mu przez
myśl, że to on jest odpowiedzialny za jej stan, przy
najmniej częściowo, ale nie mógł pozwolić, żeby
poczucie winy zrobiło rysę na zbroi, którą przy
wdział. Nie mógł dopuścić do tego, żeby Kathryn
prześliznęła się przez jego mur obronny, żeby po
raz drugi wzięła w oblężenie jego serce i duszę, bo
wiedział, że nie przeżyłby kolejnego rozczarowania.
- Kit i Ally czekali na nasz piknik, chyba ostatni
przed pogrzebem, a ty wszystko zepsułeś. Na pew
no sÄ… tak samo rozczarowani twojÄ… decyzjÄ… jak ja.
- Wynagrodzę im zawód.
- NaprawdÄ™? Jak?
- Obiecałem Kitowi, że nauczę go jezdzić konno.
- W stajni nie znajdziesz dla niego odpowiednie
go wierzchowca. - Wskazała na czarnego kucyka za
[ Pobierz całość w formacie PDF ]