[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Musiał cały czas trzymać przynajmniej edną nogę na podłodze. Usta Candy skrzywiły się
ironicznie, jej śmiech nie płynął z brzucha. Wyobrażasz sobie? Byłam starsza ad niej, nim się
dowiedziałam, że można się rżnąć na leżąco. Pamiętasz?
Pamiętałem. Byliśmy na ciemnej klatce schodowej na tyłach budynku, w którym Candy
mieszkała z matką w wąskim i długim jak tramwaj pokoju na ostatnim piętrze. Candy stała stopień
wyżej, odwrócona do mnie plecami, z zadartą spódnicą. Pamiętałem, jak z dwoma chłopakami
wyczyściliśmy w bramie za jednym z portowych barów pijanego marynarza. Jak miałem nadzieję,
że kupię jej za swój udział sweter, o którym marzyła, a sobie jeszcze kilka minut na schodach.
Ma na imię Elwira. Aadnie, prawda? Chciałam, by dostała wszystko, czego ja nie miałam.
Pomachała dłonią, jakby zamierzała dać mi do zrozumienia, że ta sterylna poczekalnia, w której
siedzimy, to jej biuro. Tylko dlatego to zorganizowałam.
Patrzyłem w jej zakłamane oczy, czekałem na resztę.
Parę miesięcy temu uciekła ze szkoły i od tego czasu jest w sekcie w Brooklynie. Nie wiem
nic więcej... nawet tego, jak się nazywają, poza tym, że facet, który tam rządzi, każe na siebie
mówić Train. Nie mam pojęcia, jak ją znalazł. Byłam tam raz, ale nie pozwolili mi rozmawiać z
Elwirą. Powiedziałam im, że jest nieletnia, ale musieli coś o mnie wiedzieć, może od niej.
Odpowiedzieli, żebym zadzwoniła na policję.
Zapaliłem następnego papierosa.
Chcę ją mieć z powrotem. Należy do mnie, nie do nich. Jest za młoda na coś takiego.
Potrzebuje pomocy. Możliwe nawet, że będzie trzeba skierować ją na leczenie. Ona...
Czego chcesz ode mnie? przerwałem.
Uniosła wzrok i popatrzyła mi prosto w oczy.
WyciÄ…gnij jÄ… stamtÄ…d. Przyprowadz jÄ… z powrotem.
Nie zajmujÄ™ siÄ™ takimi rzeczami.
Zajmujesz. Ciągle robisz coś podobnego. Głównie właśnie tym się zajmujesz. Robiłeś to,
zanim...
Spojrzałem na nią pytająco.
Wskazała na mnie palcem, zgięła kciuk, cicho powiedziała: Pif paf'...
Pokręciłem głową.
Wszystko, co masz zrobić, to zapytać. Pójść, spotkać się z Trainem i spytać go, czy pozwoli
ci odejść z Elwirą.
A jak siÄ™ nie zgodzi?
To wymyślę coś innego.
Od razu wymyśl coś innego.
Nie! Chcę żyć jak dotychczas. Bez najmniejszej zmiany. Musisz go tylko poprosić.
Dlaczego miałby się zgodzić?
Nieważne. Zgodzi się. Wiem, że się zgodzi.
Wstałem z kanapy, podszedłem do okna. Na zewnątrz było :iemno, fasada budynku po
przeciwnej stronie ulicy była jak lakropiona plamkami światła. W Candy nic nie było prawdziwe.
Powiedz mi całą prawdę kazałem.
Pójdziesz do sekty. Zapytasz Traina o Elwirę. Wyda ci ją i przyprowadzisz mi córkę do
domu.
A jeśli powie nie"?
Pójdziesz sobie.
Nic więcej?
Nic więcej.
Co to za sekta? Każą dziewczynom zarabiać na ulicy, żebrać, sprzedawać kwiaty?
Nie wiem.
Jak pisze siÄ™ to nazwisko? Train?
Jak tran z i" w środku.
Zapaliłem kolejnego papierosa.
Powiedziałaś, że mi zapłacisz.
Powiedziałam, że dam ci, co tylko zechcesz.
Chcę pieniędzy.
Powiedz ile. Kiedy wrócisz, będą na ciebie czekały.
Uśmiechnąłem się.
Twarz Candy nie drgnęła.
Połowa teraz, połowa, jak wrócisz.
Pięć teraz.
Wyszła z pokoju klapiąc bosymi stopami o podłogę. Nacisnąłem na telefonie klawisz
powtarzający ostatni numer, pod który dzwoniono, zapamiętałem numer, który się pojawił, i
odłożyłem słuchawkę, nim po tamtej stronie zdążył odezwać się dzwonek.
Candy wróciła, podała mi gruby plik spiętych gumką banknotów.
Teraz ci powiem, co o nim wiem oznajmiła, sadowiąc się na kanapie.
Zabrałem się do roboty jak należy. Niełatwo zapomnieć nawyki. Tak samo, jak kobietę, którą
kochałem.
Siedzibę sekty urządzono w byłych zakładach mięsnych, leżących w trójkącie między Atlantic i
Flatbush na skraju kwartału odnowionych budynków, ciągnącego się na wschód od Boerum Hill.
Budynek należał do towarzystwa zarejestrowanego jako wyższej użyteczności". Trzy piętra. Na
parterze rampa do rozładunku ciężarówek. Okna od frontu nowe, plastikowe, boki budynku
wykonane z nie otynkowanej cegły. Okna wychodzące na tył okratowano. Drzwi wejściowe ze stali,
wpuszczone kilka centymetrów w futrynę. Urząd Planowania Miasta miał plany budynku. Cały
interes został cztery lata temu wyremontowany od piwnic po dach, na którym dobudowano szklaną
kopułę.
Ruch przy wejściu był niewielki odwiedzającymi w większości byli młodzi i biali,
przychodzący z pustymi rękami. Mało osób wychodziło.
Umówiłem się z pewnym znajomym byłym gliniarzem, który nawet nie udaje uczciwego. Za
trzysta powiedział, że w środku jest sześć telefonów i dwa automaty.
Chcesz mieć numery i spis rozmów?
Za ile?
Za patyka dam ci numery z rachunkami za ostatni miesiÄ…c.
ZastanowiÄ™ siÄ™.
Na towarzystwo były zarejestrowane cztery samochody. Dwa dostawcze, kombi, limuzyna
mercedes.
Za pięćset kupiłem ich deklaraq'ę podatkową. Towarzystwo lazywało się Misja 999", w
minionym roku wydali ponad trzysta ysięcy z datków, z których żaden nie przekraczał dwóch
tysięcy. Ten, komu zapłaciłem, powiedział, że urząd skarbowy jeszcze nie przeprowadził u nich
kontroli.
Miałem zdjęcie Elwiry ładnej brunetki w szkolnym mundurku.
Jej uśmiech coś mi przypomniał, ale nie umiałem określić co.
Opowiedziałem Maxowi o robocie. Siedzieliśmy w restauracji Mamy, i szkicowałem plan
budynku. Max raz za razem stukał palcem w papier, nie popuścił, póki nie narysowałem każdego
szczegółu, jaki zapamiętałem. Zwinął dłoń w rurkę, przyłożył ją do oka, machnął szybko małym
palcem. Pokręciłem głową nie potrzebuję zdjęć. Kiedy skończyłem, podałem Maxowi rysunek.
Zapalił papierosa, głęboko się zaciągnął, powoli wypuścił nosem dym. Koncentrował się.
Po chwili zgasił papierosa, sięgnął dłonią ku podłodze, zrobił nią ruch, jakby wyrywał chwasty.
Znów pokręciłem głową. Nie zamierzałem łapać dzieciaka siłą. Powtórzyliśmy wszystko jeszcze
raz, potem jeszcze raz. W końcu skinął głową.
Następnego dnia rano zaparkowaliśmy dwie przecznice od siedziby sekty i przeszliśmy resztę
drogi na piechotę. Cicho i w milczeniu. Zapukałem do stalowych drzwi. Max stał >bok mnie,
skoncentrowany, gotowy.
Drzwi otworzył młody chłopak, miał najwyżej osiemnaście lat. Jbrany był w oślepiająco białe
kimono, związane luzno czarnym >asem wokół talii, na czole zawiązał czarną przepaskę.
Czym mogę służyć?
Chciałbym rozmawiać z Trainem.
Pańskie nazwisko?
BurkÄ™.
Proszę zaczekać. Delikatnie zamknął drzwi. Z zewnątrz lie dochodził najcichszy dzwięk.
Nie czekaliśmy długo.
ProszÄ™ za mnÄ….
ZaprowadziÅ‚ nas do dÅ‚ugiego, wÄ…skiego pomieszczenia. Zza ¡ciany dochodziÅ‚y odgÅ‚osy kuchni,
wokół przewijało się mnóstwo nłodych ludzi. Uśmiechali się, patrzyli radośnie wokół siebie.
TÄ™dy powiedziaÅ‚ nasz przewodnik, ruszajÄ…c w kierunku ¡chodów.
Weszliśmy na pierwsze piętro. Słychać było terkot maszyny do rankowania listów, dzwoniące
telefony. Tu też wszędzie chodzili udzie, nikt nie zwracał na nas uwagi.
Weszliśmy na kolejne schody. Panowała cisza, wszystkie drzwi jyły pozamykane. Koleś w stroju
karateki ani razu się nie odwrócił.
Otworzył drzwi u szczytu schodów. Odsunął się i wykonał gest, byśmy weszli. Znalezliśmy się w
pokoju wielkości boiska koszykówki. Podłoga wykonana była z sosnowych desek, które aż bielały
z czystości. Zciany w kolorze skorupki jajka, w oknach żaluzje, odsłonięte tak, że promienie słońca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]