[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chodz na balkon, zobaczysz, jak tam pięknie! powiedziała Jenna.
Poprowadziła matkę do podwójnych drzwi. Była pewna, że kwitnące rośliny
w ogromnych donicach zrobią na niej wrażenie. Jenna nie miała pojęcia, co to za
kwiaty duże i purpurowe, ale jej matka z pewnością będzie to wiedziała. Kiedy
otwierała przed nią drzwi, kątem oka zauważyła ojca i Shane a, którzy się do nich
zbliżali. Matka też ich dostrzegła i ścisnęła ją mocno za ramię.
Nie chcę z nim teraz rozmawiać.
Mamo, wiesz, że prędzej czy pózniej na niego wpadniesz, a już na pewno,
gdy będziemy robić zdjęcia.
Wiem, kochanie, ale teraz nie czuję się na siłach.
Dobrze, odciÄ…gnÄ™ go stÄ…d.
Matka wyszła na balkon, a Jenna zamknęła za nią drzwi. Tak bardzo pragnęła,
żeby matka w końcu pozbyła się uczucia dyskomfortu w towarzystwie ojca. Wiedzia-
ła, że ich rozstanie miało coś wspólnego z tym, że mama zakochała się w innym męż-
czyznie. Oczywiście, nie ona jej o tym powiedziała, ale nietrudno było się zoriento-
wać, gdy zaraz po separacji zaczęła się z nim oficjalnie spotykać, a pół roku po roz-
wodzie byli już małżeństwem. Jenna z czasem pokochała Henry ego, który został jej
ojczymem. Ale po jego śmierci, siedem lat temu, w skrytości ducha miała nadzieję,
że jej rodzice z powrotem się zejdą. Westchnęła. Wiedziała, że musi pogodzić się
z rzeczywistością. Mama uznała, że tata nigdy jej nie wybaczy zdrady. Być może
miała rację. Jaki związek mógłby przetrwać coś takiego?
Jenna ojciec chwycił ją w ramiona. Jej twarz promieniała szczęściem.
Tato, tak się cieszę, że jesteś! Mocno go objęła. Jak minął lot z Vanco-
uver?
Był długi, jak zwykle.
Cześć, siostrzyczko!
Odwróciła się do Shane a, uśmiechnęła szeroko i mocno objęła brata. Jego
niedzwiedzi uścisk prawie pozbawił ją równowagi.
Cześć duży bracie.
Od roku pracował w Australii i bardzo za nim tęskniła. Przyleciał do Kanady
w zeszły weekend, ale do Toronto, gdzie mieszkał, więc dopiero teraz się spotkali.
Dla niego przesunęli z Ryanem datę ślubu, żeby zdążył wrócić i był na ich uroczysto-
ści. Cieszyła się, że wszystko udało się zgrać w czasie. Wzięła go pod rękę.
JAKE WSZEDA do pokoju, rozglądając się za Ryanem i rodzicami. Chciał po-
wiedzieć im, że zaprosił Aurorę, zanim się pojawi. Omiótł spojrzeniem pokój, w któ-
rym było już kilkunastu gości. Jego wzrok zatrzymał się trzech osobach stojących
przy drzwiach balkonowych starszym mężczyznie i obejmującej się parze. Gdy ko-
bieta odsunęła się od chłopaka, zobaczył jej twarz i zamarł. To była Aurora! Facet
obejmował ją w talii. Ogarnęła go złość i zazdrość. Skąd ona zna ludzi na tym przy-
jęciu? , zdziwił się. Dłonie same zacisnęły się w pięści. Ale przecież ona nie musi
nawet znać faceta, by pójść z nim łóżka , pomyślał złośliwie. Czy nie zrobiła tego
właśnie z nim, nieznajomym, dwa miesiące temu?
Cześć Ryan, co słychać? zwróciła się do niego kobieta, którą widział z Au-
rorą na weselu, gdy się poznali. A ona co tu robi, do cholery? Czy zaprosiła ją Auro-
ra?
Nie jestem Ryan. Jestem jego bratem, nazywam siÄ™ Jake.
Jake? Aha.
Zignorował jej dziwny ton i gapił się na Aurorę.
Cindy, prawda? Słuchaj, co to za facet? wskazał na mężczyznę obok Auro-
ry.
Ach, no tak. Nie poznałeś jeszcze jej rodziny. To jej brat, Shane. A ten drugi
to jej ojciec.
Doznał ulgi, lecz zaraz potem zaczął się zastanawiać, dlaczego Aurora na to
spotkanie przyprowadziła swoją rodzinę i przyjaciółkę.
A ty z jakiej okazji się tu znalazłaś? spytał, starając się, by jego ton brzmiał
przyjacielsko.
Jestem najlepszą przyjaciółką panny młodej i jej druhną. Nie mogłabym nie
przyjść.
Zdziwił się na ten zbieg okoliczności.
Znasz JennÄ™ Kerry?
Stuknęła go pięścią w ramię.
Ryan, żarty się ciebie dziś trzymają.
Mówiłem ci, nie jestem Ryan, jestem Jake. Jesteśmy blizniakami jednojajo-
wymi.
Cindy zaśmiała się, ale Jake nie spuszczał oka z Aurory, która właśnie go za-
uważyła i ruszyła w ich kierunku. Jej miękkie kołysanie biodrami i szeroki uśmiech
hipnotyzowały go.
Cześć wszystkim. Jej niski, seksowny głos przywodził na myśl ciepłą po-
ściel i nagą skórę. Oczy kocicy błyszczały ciepło i patrzyły na niego.
Cześć! W jego czułym głosie wyraznie było słychać miłość.
Cindy zaśmiała się.
Jasne, i ty chcesz mi wmówić, że nie jesteś Ryanem. Wystarczy na was po-
patrzeć, od razu widać, że wariujecie na swoim punkcie.
Aurora, rozbawiona, spojrzała przeciągle na przyjaciółkę.
O czym ty mówisz, Cindy?
Twój kiciuś usiłuje mi wmówić, że nazywa się Jake. Nachyliła się do niej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]