[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kroku. Wszystkie zmysły mu się wyostrzyły. Ktoś tu był. Psiakość, panował
tu ruch jak na dworcu. Oczywiście domyślił się, że niespodziewanym
gościem może być tylko któryś z jego przyjaciół.
Z kanapy podniósł się Elliot Stare. Mari wciągnęła głośno powietrze,
czyli rozpoznała światowej sławy kierowcę wyścigowego, który występował
w reklamie męskiej bielizny.
Rowan zaklÄ…Å‚ w duchu.
Witaj, Elliot. Czyżbyś został wysiudany ze swojego pokoju?
Ignorując pytanie przyjaciela, Elliot skłonił się Mari.
Księżniczko, to dla mnie prawdziwy zaszczyt...
Pan Starc! Pan też jest przyjacielem Rowana z Bractwa?
Mówił o nim Waszej Wysokości?
Tak odparł Rowan. Rozmawiamy z sobą. I nie tylko, dodał w
myślach.
Proszę mi mówić po imieniu wtrąciła Mari.
Dziękuję, Księż... Mariamo. Swoją drogą jak to dobrze, że dziecko
trafiło do apartamentu Rowana. I że nasi znajomi z Interpolu ze wszystkim się
tak sprawnie uporali.
Znajomi z Interpolu. Rowan znów zaklął w duchu. Mari zmrużyła oczy.
Dlatego tu wpadłem ciągnął Elliot. %7łeby się pożegnać. Wysłałem
mejlem raport, a teraz wracam do treningów.
Rowan zmusił się do uśmiechu.
W porządku. Dzięki, stary.
121
R
L
T
Interpolu? zapytała Mari.
Elliot zerknÄ…Å‚ pytajÄ…co na Rowana.
Mówiłeś, że ona wie...
Wie, że chodziliśmy razem do szkoły. %7łe należeliśmy do Bractwa
Alfa. Rowan potrząsnął głową. Ufał Mari; nie miał cienia wątpliwości, że
nie zdradzi jego tajemnicy. Ale informacja, którą przed chwilą usłyszała, nie
była jej do niczego potrzebna. Jak na inteligentnego człowieka zbyt
pochopnie wyciÄ…gasz wnioski.
Elliot podrapał się po swojej ogolonej głowie.
Myślałem... Wzruszył ramionami i obróciwszy się na pięcie,
skierował się do drzwi.
Pracujesz dla Interpolu? Mari usiadła na kanapie.
Rowan kucnÄ…Å‚ przed niÄ….
Jestem lekarzem. To mój zawód, moja misja. Ale tak, czasem
pomagam ludziom z Interpolu. Jako wolny strzelec. Nie wzbudzajÄ…c
podejrzeń, mogę bywać na imprezach dobroczynnych i podróżować do
odległych zakątków świata. Widział, jak Mari się zamyka, wycofuje w głąb
siebie. Mari?
Rozumiem. To twoja praca.
Jesteś zła, że ci nie powiedziałem?
Dlaczego miałbyś mówić? Trudno każdego wtajemniczać. Twój
przyjaciel uznał, że... Nieważne. Zapewniam cię, że nikomu nic nie powiem.
Wiem, jak to jest, kiedy człowiek kocha pracę.
Siedziała wyprostowana, mówiła spokojnie, lecz wiało od niej chłodem.
Mari, nic się między nami nie musi zmienić. Możemy
współpracować... Urwał. W jej oczach pojawił się dziwny wyraz, którego
nie umiał odczytać. Hej, co ci jest? Dobrze się czujesz?
122
R
L
T
Tak. Po prostu jestem zagubiona. Wczoraj rozstanie z IssÄ…, dziÅ›
informacja o Interpolu.
Położył ręce na jej ramionach. Próbowała się odsunąć.
Nie tłum emocji. Jeśli jesteś zła, możesz na mnie nakrzyczeć. A jak
jesteś smutna, możesz popłakać. Chciałbym... Zamilkł, szukając
właściwych słów.
Co? %7łebym się nie zamykała? %7łebym powiedziała, co myślę? W
porządku. Więc byłabym wdzięczna, gdybyś traktował mnie poważnie, jak
kogoś równego sobie. A ty jesteś tym wspaniałym lekarzem, któremu nikt nie
śmie się sprzeciwić, bo tyle dobrego robi dla świata. Strząsnęła jego ręce z
ramion.
To zle, że staram się pomagać?
Poderwała się na nogi.
Zwięty Rowan. Pomaga, pociesza, ratuje. A tym samym stwarza
barierę między sobą a innymi.
O co ci, do diabła, chodzi? Wstał i obserwował jak Mari krąży po
pokoju.
No, śmiało, wścieknij się. Krzyżując ręce na piersi, zatrzymała się
przed nim. Przynajmniej wtedy pogadamy jak równy z równym. Chociaż
nie, jaki równy? Przecież ty jesteś sympatycznym doktorem i tajnym
agentem, a ja niepozornym geniuszem, który całymi dniami tkwi w
laboratorium.
Czy musimy wracać na wojenną ścieżkę? spytał Rowan. Zabolały go
jej słowa; przecież starał się ją wspierać. Myślałem, że mamy to za sobą.
Nie o tym mówię i dobrze to wiesz. Jesteś inteligentnym człowiekiem.
Ale nie geniuszem. Może wyjaśnisz, o co chodzi.
Chcesz, żebym wyrażała emocje, otworzyła się. Dzgała go palcem w
123
R
L
T
pierÅ›. A ty? Kiedy ty siÄ™ otworzysz? Kiedy zobaczÄ™ prawdziwego Rowana?
Wiem o twoim wielkim sercu i działalności dobroczynnej, ale człowiek nie
składa się z samych zalet.
Opowiedziałem ci o mojej przeszłości.
Fakt przyznała trochę opowiedziałeś. Ale czy kiedykolwiek tak
naprawdę otworzyłeś się przede mną? Czy dopuściłeś mnie do siebie? Nie.
Na przykład po rozstaniu z Issą... masz prawo cierpieć, odczuwać ból.
Issa jest w dobrych rękach oznajmił przez zęby.
No widzisz? Właśnie o to mi chodzi. Chcesz, żebym płakała, nie
tłumiła emocji, a ty... Rozłożyła ręce. Ty nie musisz. Tobie nic nie jest.
Czy chociaż pozwoliłeś sobie na rozpacz po śmierci brata?
Wciągnął gwałtownie powietrze, zupełnie jakby wymierzyła mu cios.
Przestań. Zmierć Dylana nie ma nic wspólnego z tym, o czym teraz
rozmawiamy.
Ma bardzo wiele wspólnego. Ale jeśli się mylę, to powiedz mi, proszę.
Powiedz, co czujesz.
Czekała, a on szukał właściwych słów. Najwyrazniej szukał ich zbyt
długo, bo Mari potrząsnęła smutno głową.
Tak myślałam. Wracam do siebie. Nie ma powodu, żebyśmy dłużej
mieszkali w jednym apartamencie.
Odwróciwszy się, wybiegła z salonu. Rowan usłyszał, jak rzuca walizkę
na łóżko. Słyszał stłumiony szloch. Słyszał kliknięcie zamka. Wszystko
zepsuł, a mówiąc dosadniej: spieprzył. Wielu rzeczy nie wiedział, wielu nie
rozumiał, ale jedno nie ulegało wątpliwości: w życiu Mari nie było dla niego
miejsca.
124
R
L
T
ROZDZIAA DWUNASTY
Konferencja dobiegła końca. Tydzień z Rowanem również się skończył.
Mari stała przed lustrem, wpinając ostatnią spinkę w upięte włosy. Nie
miała ochoty iść na pożegnalny bal, ale podejrzewała, że jej nieobecność
wywołałaby falę domysłów i plotek, których wolała uniknąć.
Już i tak było głośno o całej sprawie. Na szczęście z informacji w prasie,
a także od kumpli Rowana z Interpolu, wynikało, że Issa ładnie się adaptuje w
nowym domu. Dzięki Bogu.
Mari westchnęła. Co jak co, ale musi wytrwać do końca z wysoko
uniesioną głową. Po ich ostatniej kłótni czekała w napięciu, licząc na to, że
Rowan będzie o nią walczył, tak jak walczył o zdrowie każdego pacjenta. Ale
nawet nie próbował z nią porozmawiać, odkąd opuściła jego apartament i
wróciła do swojego, znacznie skromniejszego, piętro niżej. To ją najbardziej
zabolało: że pozwolił jej odejść.
Zabolało, ale i sprawiło, że podjęła decyzję. Zmieni się. Nie będzie taka
jak on. Przestanie się ukrywać, żyć w cieniu ze strachu, że kogoś rozczaruje.
Ubrana w długą czerwoną suknię bez rękawów o opiętej górze i lekko
rozkloszowanym dole pogładziła dłońmi mieniący się materiał. Nigdy w
życiu nie miała na sobie czegoś tak pięknego. Przemknęło jej przez myśl, że
pewnie tak wyglądał Kopciuszek przed wyjściem na bal. Ale nie czuła się jak
Kopciuszek; czuła się jak kobieta świadoma własnej urody.
Na toaletce leżał połyskujący w blasku lampy wysadzany brylantami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]