[ Pobierz całość w formacie PDF ]
140
R S
- Jedzenie na kuchence - zawołała i poszła do siebie. Usiadła
przy oknie. Jadła, nie przerywając czytania. Posmutniała, gdy okazało
się, że Tansy nie wyszła powtórnie za mąż. Opłakiwała Jonathana
przez całe długie życie. Zmarła około roku tysiąc osiemset
trzydziestego, mając dziewięćdziesiąt dwa lata. Mieszkała w
obszernym domu zbudowanym przez Jonathana. Zawsze było tu dużo
dzieci i mnóstwo radości. Jej kuzyn Timothy Williamson i jego żona
mieli ich jedenaścioro. Tansy pomagała wychowywać je wszystkie.
Cath na chwilę oderwała się od lektury.
Podobnie jak Tansy mogła już nie spotkać mężczyzny
zasługującego na jej uczucie. Marzyła o dzieciach, ale dla wielu
kobiet było to marzenie nie do spełnienia. Również Tansy kochała
dzieci kuzynów i na pewno chciałaby mieć własne. Jej dom za-
mieszkiwały kolejne pokolenia Williamsonów, choć Tansy nosiła po
mężu nazwisko White. Kuzyn Timothy był tu pierwszym
Williamsonem.
Ciocia Sally opisała w historii rodziny różne szczegóły.
Wspomniała nawet o medalionie. Była przekonana, że zaginął w
czasie wojny secesyjnej. %7łałowała, że ojciec Cath nie chciał tu
mieszkać, i miała nadzieję, że jego córka przywróci temu miejscu
dawną świetność. W tym momencie Cath postanowiła zachować dom.
Powinien nadal pozostać w rodzinie. Z tą myślą poszła spać.
Obudziła się dość pózno. Koniecznie chciała porozmawiać z
Jakiem, zanim wyjedzie. Sprawy między nimi nie powinny zakończyć
się w ten sposób. Szybko zeszła do kuchni. Jake siedział przy stole z
141
R S
kubkiem kawy w ręku. Czytał jeden z pamiętników. Podróżny worek
stał oparty o tylne drzwi.
- Dzień dobry - powiedział, nie unosząc wzroku.
- Dzień dobry. Widzę, że jesteś gotów do wyjazdu - zauważyła.
Ogarnął ją smutek. Przypomniała sobie sześć lat miłości,
zmartwień, samotności i chwile wielkiego szczęścia. Siedział przed
nią niezwykle przystojny, energiczny mężczyzna. Poczuła ukłucie w
sercu.
- Chyba mam charakter zupełnie jak Tansy, chociaż nie jestem
bezpośrednio z nią spokrewniona - powiedziała, siadając na krześle.
- Nie? - zdziwił się.
- Nie miała dzieci. Mieszkała tu z kuzynami i opiekowała się ich
dziećmi. Nazywała się Tansy White, nie Williamson.
- Cath, na pewno upoluje cię jakiś bystry facet i będziesz miała
co najmniej sześcioro dzieci.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - spytała.
- Bałem się, że odejdziesz, jeśli się dowiesz. Miałem nadzieję, że
wystarczą ci dzieci w szkole i nie będę musiał nic mówić.
Spojrzał na nią, jakby chciał na zawsze zapamiętać jej twarz.
- Mojej matce nie wystarczyło jedno dziecko. Wyszła powtórnie
za mąż i urodziła jeszcze troje. Dopiero wtedy była szczęśliwa. Jednak
po drodze zapomniała o pierwszym dziecku. Młodsze stały się dla niej
najważniejsze w życiu. Gdy zaczęłaś mówić na ten temat, byłem
kompletnie zaskoczony. Wydawało mi się przedtem, że potrzebujesz
142
R S
właśnie mnie, a nie przedłużenia gatunku. Nie wspominałaś o
dzieciach przez lata. Nagle stało się to najważniejsze.
Cath spojrzała zaskoczona. Nigdy nie myślała w ten sposób.
Kochała go, a dzieci miały być dopełnieniem tego uczucia. Zabolał ją
jego punkt widzenia. Nigdy nie zamierzała go skrzywdzić. Milczała.
%7ładne słowa nie przyszły jej do głowy. Jake pierwszy odwrócił
wzrok. Dopił kawę i odstawił kubek.
- Zaraz wyjeżdżam. Jeszcze przejdę się nad rzeką. Wczoraj
zadzwoniłem do Sama. Odwołałem prośbę o zmianę pracy. Jutro rano
będę już w Londynie. Niech twój adwokat prześle dokumenty do
biura. Przekażą mi je.
Wstał, włożył kurtkę i wyszedł.
Cath siedziała bez ruchu, jakby świat miał zaraz rozpaść się na
kawałki. Z punktu widzenia Jake'a jej postępowanie musiało być
wyjątkowo okrutne, a przecież kochała go i chciała, by został!
Wydawało mi się, że potrzebujesz właśnie mnie". Te słowa
dzwięczały jej w uszach. Nigdy naprawdę nie czuł się potrzebny. Czy
jego matka chciała mieć dzieci dla samego ich posiadania, czy chciała
je kochać i wychowywać? A ona sama?
Od chwili poznania Jake'a, Cath nie oglądała się za męż-
czyznami. Nawet myśląc o rozstaniu, nie próbowała zainteresować się
kimś innym. Czy jednak powinna wyrzec się marzeń o powiększeniu
rodziny? Często ludzie nie dostają od życia tego, o czym marzą,
pomyślała. Ciocia Sally miała narzeczonego, który zginął w
Normandii. Pózniej przez lata nie potrafiła pokochać nikogo innego.
143
R S
- Cath! - rozległo się wołanie przed domem.
Otworzyła drzwi i wyjrzała. Bart biegł wzdłuż rzeki w stronę
pomostu McDonaldów.
- Bart, co się stało?
- Wez koce i biegnij tu szybko. Jake wpadł do rzeki.
Zauważyła Pearl biegnącą z dwoma kocami.
- Cath, zadzwoń po pogotowie! Nie mogliśmy go wyciągnąć.
Brzegi są bardzo śliskie - zawołała, biegnąc za Bartem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]