[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nieczyszczone studnie w Avon. Zatapiano w nich bezprawnie odpady
naftowe.
Potem jego spojrzenie wróciło do doradcy administracyjnego.
S
R
- Jeszcze nie. Będą tu za jakiś kwadrans.
Nie mówiąc już ani słowa więcej wycofał się i zamknął za sobą
drzwi, pozostawiajÄ…c Daran i Drew samych.
Drew potrząsnął głową i rozmasował mięśnie na karku.
- Przepraszam, Daran. To nie była właściwa pora.
Czy martwił się tym, że John był świadkiem ich pocałunku, zastana-
wiała się.
- Nic się nie stało - zaczęła, próbując zbagatelizować niezręczność
sytuacji. - To był tylko pocałunek na pożegnanie. Muszę już iść.
Przeszyło ją ostre spojrzenie szarych oczu.
- Myślałem, że zostaniesz do jutra... Zdziwiło ją to, że powiedział to
prawie ze złością.
- Zostaję, ale jestem zmęczona. Chcę wcześniej wrócić do hotelu. W
tej chwili poczuła, że ściska jej się gardło. Przełykając spazmatycznie
ślinę, chwyciła torebkę i ruszyła w kierunku drzwi.
- Do widzenia - powiedziała szeptem, nie odwracając się nawet,
żeby na niego spojrzeć. Wyszła z gabinetu. Za drzwiami czekał John,
więc jakakolwiek dalsza rozmowa była i tak niemożliwa. Wolnym,
równym krokiem minęła biuro, potem korytarz, schody i wyszła na
ulicę. Tam dopiero wzbierające dotąd w jej oczach łzy potoczyły się
wolnym strumieniem. Ukryła je pod ciemnymi szkłami okularów
przeciwsłonecznych.
Gdy wreszcie była sama w swoim pokoju, rozpłakała się głośno.
Przerażała ją siła jej uczuć. Co czuła do tego człowieka, z którym
przepracowała Mika ostatnich miesięcy? Na pewno szacunek i po-
dziw. Widziała, jak pracował z oddaniem, służąc swemu stanowi i
państwu, ale uwielbienie to było zupełnie co innego. Tak, uwielbiała
Drew Charlesa, ale czyż nie uwielbiała go większość damskiej części
wyborców? Daran uległa jego charyzmie, którą niewielu polityków
mogło się poszczycić.
Widziała tylko jedno rozwiązanie. Jutro rano wróci samolotem czar-
terowym do Connecticut. Stamtąd, jeżeli zechce, będzie mogła śledzić
poczynania senatora Drew Charlesa w prasie. Znowu, tak
S
R
jak chciała, pochłonie ją jej własna praca, a z tego niezwykle fascy-
nującego okresu życia pozostaną tylko czułe wspomnienia.
Z tym postanowieniem wzięła odprężający ciepły prysznic, zarzuci-
ła na siebie szlafrok i siadła w fotelu z zamiarem obejrzenia wiadomo-
ści wieczornych. Po kilku minutach rozległo się pukanie do drzwi.
Drgnęła.
- Tak? - zawołała podchodząc powoli. Przez drzwi doszedł ją niski,
czysty głos. -To ja, Drew.
Drżącą ręką przekręciła klucz w zamku i nacisnęła klamkę. Zwiatło
w korytarzu było przyćmione i na jego twarz padał cień.
- Jestem nie ubrana - powiedziała przepraszająco, starając się ukryć
zmieszanie. - Nie spodziewałam się ciebie.
- To oczywiste - powiedział z nutą napięcia w głosie. - Mogę
wejść?
Odsunęła się, żeby pozwolić mu przejść, gestem ręki zapraszając go
do środka, i zamknęła drzwi.
- Włożę coś - skierowała się do sypialni.
- Nie, naprawdę nie musisz się przebierać, ja tylko na chwilę. Za-
niepokoiło ją to, że z jego twarzy nie mogła wyczytać żadnych
uczuć. Jednak nie zważając na kłopotliwą sytuację, siadła na naj-
bliższe krzesło i dalej oglądała przerwany jego wejściem program.
Niepewność długo nie pozwalała jej ruszyć się z miejsca. Wreszcie
przemogła się i usiadła naprzeciw niego. Zmęczenie, napięcie i roz-
drażnienie zawładnęły jego spokojnym zwykle ciałem. Jej bursztyno-
we oczy patrzyły na niego z troską, ale on zdawał się tego nie dostrze-
gać. Dopiero gdy na ekranie pojawiły się końcowe napisy, sięgnął, że-
by wyłączyć telewizor i zwrócił się do niej.
- Oczekują mnie na przyjęciu w ambasadzie portugalskiej przed
dziewiątą. Chciałem tylko dać ci to - ręka, która na chwilę zniknęła w
kieszeni jego kurtki, wyłoniła się teraz, trzymając małe pudełko zawi-
nięte w biały papier i przewiązane delikatną, czerwoną wstążeczką.
S
R
Daran wpatrywała się w nie zmieszana i zdumiona. Nie wiedziała,
co powiedzieć. O co mu może chodzić? O pożegnanie w dobrym to-
nie? Czy tak samo żegnał wszystkich swoich pracowników, których
kontrakt wygasał?
Opalona dłoń trzymająca pudełko przysunęła się.
- Wez. To prezent urodzinowy.
Drżącymi rękoma wykonała jego polecenie. Odpakowywanie pre-
zentu nie stanowiło problemu takiego jak powstrzymywanie łez, gdy
zobaczyła, co jest w środku.
- Drew, są prześliczne. Nie powinieneś był...
- Przymierz je - polecenie to było tak samo zdecydowane jak
wszystkie inne, które wydawał.
Drżąc, z trudem wyjęła z uszu złote koła, które zwykle nosiła i zało-
żyła wyjęte z pudełka małe, brylantowe, przykręcane kolczyki. Przej-
rzała się w zwierciadle jego szarych oczu. Jego uśmiech - pierwsza
miła iskierka odkąd tu przyszedł - powiedział jej wszystko, co chciała
wiedzieć. Mimo to, nie mogąc znalezć innego tematu do rozmowy,
zapytała, jak wyglądają. Jej twarz promieniała pod jego ciepłym i uj-
mującym spojrzeniem. Odpowiedział cichym głosem.
- Ty wyglądasz pięknie. Do licha z kolczykami. Zamilkł na chwilę,
jakby podejmował jakąś decyzję.
- Daran, wiem, że musisz jutro wracać. Byłaś cudowna, że zmieni-
łaś dla nas swój letni plan pracy. Ale czy mógłbym prosić cię o jesz-
cze jedną przysługę.
Jego dziwne, błagalne spojrzenie sprawiło, że Daran poczuła nagle
ucisk w żołądku.
- Oczywiście, że tak. - Wzruszyła lekko ramionami, uśmiechając
się w zakłopotaniu.
- Chciałbym, żebyś tu wróciła, gdy ustawa będzie rozpatrywana
przez senat, a potem jeszcze na ostateczne głosowanie. Jest w niej tak
wiele ciebie. Chciałbym, żebyś była tu do końca.
Azy znów napłynęły jej do oczu, ale zdobyła się na promienny
uśmiech.
- Z przyjemnością.
S
R
Brązowe brwi Drew uniosły się pytająco.
- Poradzisz sobie ze swoimi zajęciami?
Skinęła głową tak raptownie, że ciemne pukle włosów podskoczyły
na kołnierzu jej szlafroka.
- Z łatwością. W sierpniu prawie i tak nic się nie dzieje. Zamierza-
łam wziąć kilka wolnych dni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl