[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zrobią ci dużej krzywdy.
Pokazał, jak oddzielić zwierzę od grupy i wprowadzić je do klatki. Podał jej kawałek
plastikowej rurki. Miała posłużyć za bacik, gdyby zwierzę stawiało opór.
Tylko pamiętaj, żeby zawsze trzymać się z tyłu. W żadnym przypadku nie stawaj przed
zwierzakiem dokończył, wracając na miejsce. Uśmiechnął się, dodając jej otuchy.
Zaczynajmy.
Serce zabiło jej mocno, poczuła skurcz w żołądku. Teraz, po czasie, żałowała, że tak siej
wyrwała. Po co jej to było?
Zrobiła krok w stronę najbliżej stojącego cielaka.
Chodz tutaj zachęciła go łagodnie. Cielak nawet nie drgnął.
Chodz, proszę powtórzyła głośniej.
Zwierzę wpatrywało się w nią wielkimi brązowymi oczami.
Jonno nie zrobi ci krzywdy powiedziała.
Podejdz do niego bliżej zawołał Jonno. Zrobiła krok do przodu. Cielak ruszył w kierunku
klatki.
Dobrze, jeszcze trochę dalej! popędziła go.
Doskonale! dobiegło ją wołanie. Zwietnie ci poszło.
Patrzyła, jak wprawnie zakłada zwierzęciu kolczyk, wstrzykuje szczepionkę, wypala
oznakowanie.
Dawaj następnego zawołał.
Po kilku nabrała wprawy. Praca posuwała się szybko.
Dobrze sobie radzisz pochwalił Jonno. Masz wyczucie.
Pęczniała z dumy. Jak pierwszak pochwalony przez panią.
To zajęcie, tak inne od wszystkiego, co dotąd robiła, sprawiało jej dziwną satysfakcję.
Pracowali z Jonno zgodnym rytmem.
Uważaj, ostatnie sztuki zwykle są bardziej krnąbrne ostrzegawczo zawołał Jonno.
Możesz popędzić je razem. Spróbuj.
Dobrze. Dwa ostatnie cielaki, popychając się wzajemnie, weszły do przejścia wiodącego
do klatki.
Odetchnęła z ulgą. Popatrzyła na swoje ubłocone buty. Cóż, warto było.
Zamknij bramkę! dobiegł ją krzyk Jonno.
Podniosła wzrok. Ostatni cielak jakimś cudem zawrócił i biegł prosto na nią. Wyciągnęła
rękę, lecz było za pózno.
Camille!
Serce w nim zamarło. Dziewczyna leżała nieruchomo, nie dając oznak życia. Biegł jak
szalony.
Co się jej stało? Jak mocno uderzyła ją metalowa bramka pchnięta przez cielaka? Przypadł
do dziewczyny.
Camille!
Nie poruszyła się. Zmartwiał. Dotknął jej barku. Camille leciutko poruszyła dłonią. To
znaczy, że nie straciła przytomności. Bogu dzięki!
Dobrze się czujesz? pytał. Co cię boli? Otworzyła oczy, zaklęła pod nosem.
Chyba... chyba nic mi nie jest wymamrotała.
Od stóp do głów była w błocie i zdzbłach siana, na policzku, gdzie uderzyła ją bramka,
czerwieniła się krew. Camille nabrała powietrza, znów zaklęła ze złością.
Na pewno nic ci nie jest? Jak żebra?
To tylko szok wymruczała. Jak to się stało?
Poczekaj, pomogę ci usiąść.
Podciągnął ją lekko w górę. Teraz opierała się plecami o jego zgiętą nogę. Nie wyglądało, by
poza rozciętym policzkiem odniosła inne obrażenia. Odetchnął lżej.
Och! jęknęła, dotknąwszy dłonią policzka i zobaczywszy krew. Nie znosiła widoku krwi,
zwłaszcza swojej.
Jonno pochylił się jeszcze niżej, uważnym spojrzeniem przebiegł jej policzek. To
powierzchowne rozcięcie powiedział miękko, przesuwając palcem po skórze. Boli cię coś
jeszcze?
Nie, chyba nie. Przepraszam, to moja wina. Powinnam była dokładnie zamknąć bramkę.
Popatrzyła mu prosto w oczy. Martwi się o nią. Jest tak blisko. Co za niefart, że cała jest
pokryta błotem i sianem! A niech to!
Zabiorę cię do domu powiedział.
Dam radę iść. Po co jest tak beznadziejnie szczera? Marzyła przecież, by wziął ją na ręce.
Czemu nie powiedziała, że coś ją bardzo boli?
Nie wstawaj! ZaniosÄ™ ciÄ™.
Tak! śpiewało w niej. Może powinna zaprotestować, ale nie zdążyła. Jonno już wziął ją na
ręce.
To za daleko, żebyś mnie niósł zaoponowała, ale szybko ugryzła się w język.
Nic nie odpowiedział. Z teatralnym westchnięciem zarzuciła mu rękę na szyję. Uważała się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]