[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaspokoić fizyczne pożądanie.
Dziś było inaczej. Wiedzieli, że się kochają i są sami, w chacie w
głębi lasu, ukryci przed silami wrogimi ich miłości. Było jakieś
niesamowite piękno w każdej pieszczocie, w każdym dotyku nagich ciał,
w każdym doznaniu. Jakby od pierwszej chwili znalezli się w raju.
- Och, Web! - westchnęła. - To, co... ze mną robisz... jakie to
cudowne...
- To przez to, co do siebie czujemy, co ty czujesz do mnie. Dlatego
jest tak cudownie.
- Myślałam, że to, co działo się z nami czternaście lat temu, było
najwspanialsze na świecie, bo... było takie spontaniczne, nieodparte... ale
teraz... wprost nie mogę uwierzyć... To, to... przechodzi wszelkie
wyobrażenie... - Była u kresu wytrzymałości, tak bardzo pragnęła
ostatecznego spełnienia, lecz jednocześnie marzyła, aby te cudowne piesz-
czoty trwały jak najdłużej, aby nigdy się nie skończyły. - Rozbierz się -
poprosiła.
Web oderwał się od niej, zerwał koszulę, wstał i rozpiął dżinsy.
Przez moment pożałował, że tak zręcznie udało mu się rozpalić w
kominku ogień. Bo wprawdzie w pokoju nadal panował półmrok, ale było
na tyle jasno, że Marni na pewno zauważy blizny na jego nodze. Nic
jednak nie mógł na to poradzić, Marni prędzej czy pózniej je zobaczy.
Więc, jeśli go kocha...
118
RS
Marni w nerwowym napięciu obserwowała wyłaniające się spod
ubrania ciało ukochanego mężczyzny. Nagle jej oczom ukazały się blizny
biegnące wzdłuż i w poprzek jego prawej łydki.
- Web! - wykrzyknęła. - Co to jest? Dlaczego mi nie powiedziałeś?
Nie miałam pojęcia.
Momentalnie ukląkł przed nią, ściskając w rękach jej dłonie.
- Nie zważaj na to, najdroższa! Było, minęło. To przeszłość i nie ma
nic wspólnego w tym, co dzieje się z nami teraz.
- Ale tyle blizn...
- Wszystkie dawno wygojone. Noga nie boli.
Jest cała i zdrowa, nawet nie utykam. Nie myśl o tym. To nie ma
znaczenia. - Widząc, że nadal nie jest przekonana, zaczął muskać wargami
jej twarz. - Zapomnij o wszystkim - poprosił. - I kochaj mnie... tak bardzo
jest mi to potrzebne...
Podobnie jak jej. Posłusznie odpędziła od siebie myśli o jego
bliznach. Web miał rację. To przeszłość, coś, co minęło i nie powinno
psuć szczęścia obecnej chwili. Pózniej oczywiście wypyta go dokładnie o
dawne rany, ale to będzie potem, nie teraz, kiedy pocałunki Weba i jego
pieszczoty odbierają jej zdolność jasnego myślenia.
Web wstał z klęczek i chwyciwszy ją za ręce, poderwał z kanapy.
Kiedy Marni z jego pomocą szybko uwolniła się z dżinsów, przywarli do
siebie. Po raz pierwszy od czternastu lat poczuła dotyk jego nagiego ciała.
Zarzuciła mu ręce na szyję i nagle łzy pociekły jej z oczu.
- Marni, co się dzieje? - przestraszył się.
119
RS
- To nic, Web! Jestem taka szczęśliwa, że aż płaczę z radości -
odparła z cichym śmiechem. Topniała w jego ramionach. Pieścili się, jak
najdłużej opózniając ostateczne spełnienie.
- Kocham cię, Marni - szepnął Web, gdy wreszcie osunęli się na
skórę leżącą przed kominkiem. Znów stali się jednością.
Marni z wrażenia wstrzymała oddech. Nie była zdolna wymówić
słowa. %7ładne słowa nie mogłyby wyrazić tego doznania. Jeszcze nigdy nie
czuła się tak bardzo sobą, tak bardzo kobietą, jak w tej chwili.
Czternaście lat temu kochali się nieprzytomnie, ale jakże inaczej!
Dopiero dziś była w stanie w pełni docenić to, co łączyło ją i Weba. Było
to przeżycie nie tylko fizyczne, lecz także emocjonalne - niewiarygodne
doznanie całkowitego zespolenia.
Web przeżywał coś podobnego. %7ładna inna kobieta nie dała mu
nigdy nie tylko tak pełnej rozkoszy fizycznej, ale także tyle szczęścia i
radości. Radości i zadowolenia, zmysłowego i uczuciowego.
Kochali się wolno, z rozmysłem, rozkoszując się każdą chwilą,
każdym ruchem dwu złączonych ciał. Aż do momentu, gdy nieopisany
spazm odebrał im resztki kontroli nad sobą.
- Och, Marni... Marni - szeptał Web, opadając bezwładnie na jej ciało
i kryjąc twarz w jej potarganych włosach. - Nigdy... nigdy w życiu nie
przeżyłem niczego podobnego. - Kocham cię... do szaleństwa.
Marni leżała obok niego oszołomiona, z trudem łapiąc powietrze.
Nie mogąc swoich uczuć wyrazić słowami, objęła go za szyję.
- Tak wiele z siebie dajesz - szeptał. -Nie wiem, czy zasłużyłem na
takie oddanie.
120
RS
- Ja mogłabym powiedzieć to samo o tobie - odparła, dotykając jego
warg czubkiem palca.
- To powiedz - poprosił z uśmiechem. - Dodaj mi ducha w
momencie, gdy czuję się jak balon, z którego uszło powietrze.
- No dobrze - rzekła figlarnie, przeczesując mu palcami czuprynę. -
Jesteś czuły, niebywale troskliwy, mądry i wrażliwy. I diabelnie
seksowny.
- Nie w tej chwili.
- W tej chwili też. Nawet teraz, zlany potem i na pozór bezsilny,
byłbyś w stanie doprowadzić mnie do szaleństwa, gdyby została we mnie
odrobina energii - wymruczała mu do ucha.
- No to mam szczęście - odparł, przewracając się na plecy - moje ty
zadowolone z siebie, mruczące kociątko. Wyczerpałaś, Słoneczko,
wszystkie moje siły.
- A ty moje, Brianie Websterze.
Leżeli obok siebie nasyceni miłością, milcząc i wsłuchując się w
bicie swoich serc.
- Pierwszy raz tak mnie nazwałaś - odezwał się po jakimś czasie. -
Bardzo oficjalnie.
- Powiedziałam tak, żeby się oswoić. Próbuję sobie wyobrazić, jak to
było, kiedy byłeś dzieckiem, a matka wołała do ciebie:  Brian, wracaj
natychmiast do domu!". W jakim momencie zostałeś  Webem"?
- Kiedy poszedłem do szkoły. Dla mamy i ojczyma byłem Brianem.
Ale wiesz, jak to jest w szkole. Uczniowie lubią wymyślać kolegom
przezwiska. Najczęściej przekręcając ich nazwiska. Do mnie przylgnął
121
RS
 Web". Z czasem tak bardzo do tego przywykłem, że poczułem się
bardziej  Webem" niż Brianem.
- Ale wróciłeś do tego imienia, kiedy stałeś się uznanym artystą?
- Głównie z przyczyn praktycznych, ponieważ na oficjalnych
kontraktach musiałem umieszczać swoje prawdziwe imię. Dzięki temu
znowu zostałem Brianem.
- Nasz syn będzie miał na imię Brian.
- Nasz syn? - zapytał zaskoczony, podrywając się i opierając na
Å‚okciu.
- Sza! - szepnęła, zamykając mu palcem usta. - Nic nie mów. To jest
nasz zaczarowany weekend i dopóki trwa, będę mówiła, co tylko mi
przyjdzie do głowy. Będę ulegać każdej zachciance, a teraz pomyślałam
sobie, że nasz syn powinien mieć na imię Brian.
Web opadł z powrotem na plecy. Po chwili mruknął:
- Jesteś stuknięta. Wiesz o tym?
- Nie. Pierwsze słyszę. Na ogół zachowuję się rozsądnie. To ty tak
dziwnie na mnie działasz. A może góry i chaty z bali.
- Ciekawe. Chętnie posłucham, jakie inne zachcianki przychodzą ci
do głowy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl