[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Do zamku przejechali otwartym powozem przybranym
kwiatami i zaprzężonym w cztery siwe konie.
Wszystko na pokaz! - pomyślała z pogardą. - Tak
naprawdę to chciał przedstawienia!
Podczas jazdy nie patrzyła na mężczyznę, który siedział
obok niej. Machała dzieciom z wioski, wiwatującym na ich
cześć, przy bramie odpowiedziała na ukłon starszych
odzwiernych. Zamek wyglądał imponująco. Zwiatło słoneczne
iskrzyło się we wszystkich oknach.
Kiedy Lorinda z mężem wysiedli z powozu, kamerdyner
wygłosił kilka słów na powitanie; reszta służby także stanęła
w szeregu, aby pozdrowić ich, zanim przejdą do sali
bankietowej.
Ku jej zaskoczeniu do śniadania zasiadło z nimi
pięćdziesięciu zaproszonych gości - rozpoznała pośród nich
głowy większości starych rodów hrabstwa.
Różni ludzie witali się serdecznie z jej ojcem i pomyślała,
że postąpił niemądrze, nie kontaktując się ze starymi
przyjaciółmi zaraz po przyjezdzie. Było już na to za pózno, ale
Lorinda wyobraziła sobie, że gdyby mógł jeszcze raz
wybierać, być może wolałby zostać w rodzinnym hrabstwie
niż zaczynać wszystko od nowa w obcym kraju.
W rozmowie z nią wielu gości wspominało jej matkę.
Czuła jednak, że odnosili się do niej z rezerwą - zapewne
słyszeli o jej londyńskich skandalach.
Jadło i wina były wyborne. Wszyscy goście zdawali się
doskonale bawić. Lorinda jednak nie mogła przełknąć ani
kęsa. Cały czas wyczuwała obrączkę na serdecznym palcu
lewej dłoni. A na wspomnienie tego, jak władczo i energicznie
Durstan Hayle włożył ją na jej palec, odczuwała wyrazny
niepokój. Słowa przysięgi małżeńskiej wypowiedział tonem
tak stanowczym, że Lorinda odebrała to jako następne
wyzwanie rzucone nawet przed ołtarzem.
Ona natomiast bardzo uważała, żeby jej głos nie zabrzmiał
nieśmiało lub żeby się przypadkiem nie zająknęła, a kiedy
wchodzili na salę balową, starała się sprawiać wrażenie
spokojnej. Nikt z obecnych, a już na pewno nie pan młody, nie
może pomyśleć, że jest zalękniona lub, co gorsza, że
uroczystość ją upokorzyła.
Ponieważ nie miała zamiaru rozmawiać z własnym
mężem, całą swoją uwagę poświęciła namiestnikowi
królewskiemu, który siedział po jej drugiej stronie. Był to
starszy mężczyzna. Opowiadał jej o trudnościach w
rybołówstwie, o wydatkach, jakie musieli ponosić farmerzy,
dostarczając własne towary na rynek, a także o kilku innych
problemach nękających lokalną społeczność. Mgliście
pamiętała, że takim właśnie rozmowom przysłuchiwała się
dziesięć lat temu podczas ostatniej bytności w Kornwalii.
Uczta przeciągała się. W końcu namiestnik królewski
wzniósł toast za zdrowie młodej pary i Durstan Hayle wstał,
żeby odpowiedzieć.
Ku zaskoczeniu Lorindy mówił krótko, zwięzle i
dowcipnie. Jednocześnie był niezwykle pewny siebie.
Jest tak w sobie zadufany - pomyślała z pogardą - aż
zdumiewające, że mój tytuł jest mu jeszcze do czegoś
potrzebny.
Nareszcie goście się pożegnali i Lorinda miała zamiar
udać się na spoczynek.
- Proszę, abyś się nie przebierała - usłyszała, kiedy stała
na pierwszym stopniu schodów z ręką opartą na poręczy.
Spojrzała na niego z wysoko uniesionymi brwiami.
- Dzierżawcy, z którymi mamy się wkrótce spotkać, z
pewnością będą chcieli zobaczyć pannę młodą i nie
chciałbym, abyś ich rozczarowała - powiedział Durstan Hayle.
- Domyślam się, że nie mam żadnego innego wyboru? -
spytała.
- %7ładnego - odpowiedział i odszedł, nie czekając na
odpowiedz.
Wchodząc na górę, cała trzęsła się ze złości. U szczytu
schodów przywitała ją gospodyni o bardzo miłej
powierzchowności i zaprowadziła do pokoju, który w
przeszłości nazywany był  komnatą królowej". Nie była to
właściwa nazwa, ponieważ to w pokoju zajmowanym przez
właścicieli zamku nocował Karol I, kiedy walczył przeciwko
Parlamentarzystom. Lecz miejscowej służbie wydawało się, że
skoro pan zajmował  komnatę króla", pani powinna spać w
 komnacie królowej".
I tak oto Lorinda znalazła się w pokoju, który od wieków
zajmowały hrabiny Penryn. Ostatnim razem, kiedy go
widziała, ze ścian obłaziła tapeta, sufit był w połowie
zawalony i nie było śladu mebli. Teraz stanęła w wejściu i
dech jej zaparło na widok zmian.
Na suficie wymalowano wizerunki bożków i boginek na
tle błękitnego nieba. Niebieskie zasłony przesłaniały wysokie
okna, a niebieski dywan pokrywał podłogę. Aoże wsparte o
rzezbione i złocone słupy od baldachimu, udrapowanego z
jedwabiu i aksamitu, zwieńczone było pękami strusich piór.
Jako dziecko zawsze sobie wyobrażała, że powinno się tu
znajdować właśnie takie łoże.
Meble były rzezbione i złocone, na stolikach stały
ogromne wazy białych lilii, takich jak w jej bukiecie, z
dodatkiem gozdzików i gardenii, prawdopodobnie dla ich
zapachu.
- Mam nadzieję, że pokój podoba się jaśnie pani - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl