[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Potrzebuję cię, bo jesteś i zawsze byłaś czymś najlepszym, co mogło mnie spotkać. Kocham
cię z tylu powodów, że można by o tym mówić godzinami. Proszę, przyjmij mnie z
powrotem. Wyjdz za mnie.
Pragnęła rzucić się w jego ramiona, ale nagle przypomniała sobie słowa Julii:  Nie
ułatwiaj mu. Więc tylko się uśmiechnęła.
- Zgoda - powiedziała.
- Zgoda? - Uniósł niepewnie brwi. - Zgoda na co?
- Wyjdę za ciebie. Tego przecież chciałeś?
- Tak, do cholery, ale...
- Zwyczaj nakazuje, żebyś mnie teraz pocałował. Delikatnie położył dłonie na jej
ramionach.
- Kocie, musisz być tego absolutnie pewna, bo nigdy nie pozwolę ci odejść. Przyjmę
to, nawet jeśli robisz to wyłącznie z wdzięczności, chciałbym jednak, żebyś wiedziała, na co
siÄ™ decydujesz.
Przechyliła głowę.
- Wiesz o tym, że cię podejrzewałam. Myślałam, że to ty będziesz na zdjęciach z
Helen. Kiedy Steve mnie znalazł, właśnie zamierzałam prześwietlić film. Pamiętasz, jaką
świętością jest dla mnie błona fotograficzna?
Uśmiechając się szeroko, objął dłońmi jej twarz.
- Mówisz o jedenastym przykazaniu?
- Nie będziesz wystawiał niewywołanego filmu na światło. A teraz... - objęła go
ramionami - pocałujesz mnie wreszcie, czy mam cię do tego zmusić?
NORA ROBERTS
W kręgu podejrzeń
ROZDZIAA 1
Wszystkie potrzebne rzeczy miał w plecaku. Aącznie z pistoletem kaliber 38. Jeśli wszystko
pójdzie gładko, nie będzie musiał zrobić z niego użytku.
Roman wyciągnął papierosa ze zgniecionej paczki schowanej w kieszeni na piersi i odwrócił
się tyłem do wiatru, żeby zapalić. Ośmioletni chłopiec biegał niefrasobliwie wzdłuż relingu, nie
przejmując się kompletnie nawoływaniami matki. Roman poczuł sympatię do malca. Było bardzo
zimno. Wiejący od Zatoki Puget przejmujący wiatr zupełnie nie przypominał wiosennej bryzy, ale
widok, jaki Roman miał przed oczami, zapierał dech w piersiach. Za szklaną ścianą kabiny
widokowej było znacznie zaciszniej, lecz wrażeń nie dałoby się nawet porównać.
Rozdokazywany dzieciak został wreszcie schwytany przez blondynkę o zaróżowionych
policzkach, której nos z każdą chwilą był bardziej czerwony. Do uszu Romana dotarły odgłosy
awantury, kiedy kobieta ciągnęła chłopca do ciepłego pomieszczenia. Przemknęło mu przez myśl,
że nader rzadko zdarza się spotkać zgodną rodzinę. Oparł się o barierkę i leniwie palił papierosa,
podczas gdy prom lawirował wśród wysepek.
Panorama Seattle skryła się już za linią horyzontu, ale nadal można było dostrzec
imponujące góry stanu Waszyngton. Roman miał wrażenie, że jest zupełnie sam, chociaż co
odważniejsi pasażerowie wychodzili przespacerować się po pokładzie albo siadali na drewnianych
ławkach, żeby trochę się opalić. Wołał miasto z jego ruchem ulicznym, tłokiem i gorączkowym
pośpiechem. Z jego anonimowością. Preferował wielkomiejskie życie. Nie potrafił zrozumieć, skąd
się brało to nieustanne poczucie niezadowolenia, kładące mu się ciężarem na sercu.
Praca. Przez ostatni rok obwiniał za to swą pracę. Akceptował związane z nią napięcie,
wręcz o nie zabiegał. %7łycie pozbawione napięcia wydawało mu się nazbyt uładzone, bezbarwne i
pozbawione celu. Ostatnio jednak i tego było mu mało. Ciągle przenosił się z miejsca na miejsce,
niewiele zabierał ze sobą, a jeszcze mniej za sobą zostawiał.
Pora z tym skończyć, uznał, przyglądając się mijanej łodzi rybackiej. Ale czym się zająć? Z
niesmakiem wypuścił z płuc kłąb dymu. Mógłby założyć własną firmę. Przez chwilę bawił się tą
myślą. Mógł też podróżować. Objechał już, co prawda, cały świat, ale gdyby wybrał się w drogę
jako zwyczajny turysta, pewnie byłoby zupełnie inaczej.
Jakiś śmiałek wyszedł na pokład z kamerą. Roman odruchowo odwrócił się i odszedł, żeby
nie znalezć się w kadrze. Była to zapewne przesadna ostrożność. Tak samo zbyteczna jak
nieustanna czujność i pozornie niedbała postawa, skrywająca napięcie i przyczajoną gotowość do
błyskawicznej akcji.
Pasażerowie nie zwracali specjalnej uwagi na Romana, choć niektóre kobiety zerkały raz po
raz w jego stronÄ™.
Był wysokim mężczyzną o szczupłej, sprężystej sylwetce boksera wagi lekkiej. Pod luzną
marynarką i wygodnymi dżinsami kryła się imponująca muskulatura. Nie miał nakrycia głowy i
wiatr rozwiewał gęste czarne włosy, odsłaniając śniadą, szczupłą twarz o zapadniętych policzkach i
ostrych rysach. Był nieogolony. Jasne, intensywnie zielone oczy przydawałyby pewnie łagodności
jego twarzy, gdyby nie ich przenikliwe, ostre spojrzenie. Teraz malowało się w nich jeszcze
znużenie.
Wszystko wskazywało na to, że czekało go żmudne dochodzenie.
Rozległ się dzwonek pokładowy i Roman podniósł plecak. Trzeba wykonać zadanie,
obojętnie - rutynowe czy nie. Zrobi, co do niego należy, sporządzi raport i wezmie dwa tygodnie
urlopu, żeby zastanowić się spokojnie, w jaki sposób spędzić resztę życia.
Zszedł na brzeg z tłumem innych pasażerów. Słodki, oszałamiający aromat kwiatów
przytłumił wilgotny zapach oceanu. Niektóre z dziko rosnących kwiatów były tak duże jak męska
pięść. Roman mimowolnie podziwiał kolor i piękno róż, choć dość rzadko zatrzymywał się, by je
powąchać.
Auta zjeżdżały kolejno z rampy, rozwożąc pasażerów promu do domów bądz na zwiedzanie
wyspy. Kiedy pokłady całkowicie opustoszeją, na prom wsiądą następni podróżni, chcący
przeprawić się na któraś z okolicznych wysp albo wybrać się na dłuższą wycieczkę w chłodniejsze
rejony Kolumbii Brytyjskiej.
Roman zapalił następnego papierosa i rozejrzał się niedbale - ładne kolorowe ogródki,
urocze hotele i restauracje, kierunkowskazy do przystani promowej i na parkingi.
Teraz to już tylko kwestia czasu. Minął kawiarenkę, choć miał ochotę na filiżankę kawy, i
poszedł prosto na parking.
Bez trudu zlokalizował biało - niebieską furgonetkę z wymalowanym na boku szyldem
reklamującym zajazd. Jego zadanie polegało na wkręceniu się najpierw do furgonetki, a potem do
zajazdu. Jeżeli wszystko zostało przygotowane w najdrobniejszych szczegółach, zadanie będzie
banalnie proste. Jeżeli nie, Roman znajdzie inny sposób wykonania zlecenia.
Pochylił się i udał, że wiąże but, aby zyskać na czasie. Samochody, jeden po drugim,
wjeżdżały na prom i ustawiono je na pokładzie, a wpuszczeni wcześniej piesi zajęli już miejsca w
kabinie pasażerskiej. Na parkingu zostało najwyżej dwanaście aut, wliczając w to furgonetkę. Przez
następne kilka chwil Roman powoli rozpinał guziki marynarki. Wreszcie dostrzegł tę kobietę.
Długie blond włosy nie były rozpuszczone, jak na dołączonym do akt zdjęciu, lecz splecione
w warkocz. W promieniach słońca zdawały się mieć bardziej nasyconą, złocistą barwę. Połowę
twarzy dziewczyny zasłaniały okulary przeciwsłoneczne o bursztynowych szkłach i grubych
oprawkach. Mimo to Roman był pewien, że się nie pomylił. Rozpoznał delikatną linię szczęki,
niewielki prosty nos i pełne kształtne usta. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl