[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prześladowca. Czemu wybrał Hoddesdon? Dlaczego wynajął
pokój w gospodzie najwyrazniej bardzo popularnej wśród po
dróżnych? Gdyby zamierzał skrzywdzić Serenę, wybrałby bar
dziej dyskretne miejsce. Innymi słowy chciał, aby została za
uważona. Jak przez mgłę pamiętała, że rankiem mężczyzna
otworzył drzwi do sypialni. Na progu dostrzegła twarze, ru
szyła ku nim. Z pewnością celowo pozostawił drzwi otwarte
na oścież. Zaprezentował ją innym gościom, nie tylko w go
spodzie, lecz także w sypialni.
Na twarzy Sereny ponownie wykwitły rumieńce na wspo
mnienie przezroczystej koszuli nocnej. Trudno byłoby mieć
wątpliwości co do charakteru rendez-vous, na które przy
wdziewa się taką odzież. Serena zrozumiała oczywistą praw
dę. Ktoś zadał sobie mnóstwo trudu, aby ją zdyskredytować.
Jeśli teraz nie dowiedzie swojej niewinności, jej los będzie
przesÄ…dzony.
Stanęła na progu domu przy Dover Street dokładnie
w chwili, gdy zegary wybiły piątą. Pani Starkey czekała na nią
z uśmiechem, lecz jej mina momentalnie się zmieniła na wi
dok twarzy Sereny.
- Wielkie nieba! - wykrzyknęła gospodyni. - Panno Cal-
vert, co się stało? Pani jest chora!
- Nie, tylko trochę zmęczona. I głodna na dodatek. Czy
mogłabym prosić o herbatę i kromkę chleba? Zjem w małym
salonie i tam chciałabym odpocząć. Prosiłabym też o przeka
zanie Shebie wiadomości o moim powrocie.
Serena przeszła do saloniku i położyła się na kanapie. W jej
głowie kłębiły się chaotyczne myśli. Wszystkie prowadziły do
194
nieuchronnego wniosku. Tylko jedna osoba w Londynie zle
jej życzyła. Tylko jeden człowiek uciekł się do próby przekup
stwa, aby wypędzić ją ze stolicy, a dzień wcześniej zakomu
nikował o zmianie planów. Jeden człowiek zaskoczył ją, uda
jąc troskę i zainteresowanie. Serena ukryła twarz w dłoniach
i gorzko zapłakała.
Zbyt długie użalanie się nad sobą nie leżało jednak w jej na
turze. Po chwili otarła łzy i zastanowiła się, co robić. Wszystko
zależało od ludzi, którzy stali na progu jej pokoju w gospo
dzie. Jeśli jej nie rozpoznali, miała szansę wyjść z tej okropnej
sytuacji obronną ręką pod warunkiem, że zachowa milcze
nie. Może porywacz popełnił błąd, przyciskając jej twarz do
swojego torsu? To się okaże. Serena przypomniała sobie, że
następnego dnia wraca Lucy i większość czasu obie panie za
mierzały spędzić poza domem. Chwilowo nie zachodziła po
trzeba zmiany planów.
Serena poszła na piętro i przebrała się w wyjściową suknię.
Lady Pangbourne wydawała uroczystą kolację i zaprosiła Se-
renę, której miał towarzyszyć stary przyjaciel jej męża. Sheba
dołożyła starań, aby zamaskować ślady dwóch ostatnich, dra
matycznych dni. Gdy do drzwi zapukał generał Fanstock, Se
rena czekała już w salonie, opanowana, skupiona i piękna jak
zawsze. Punktualnie o dziesiÄ…tej przybyli do domu przy Graf-
ton Street i znalezli się wśród towarzystwa Pangbourne'ów",
jak mawiała Lucy, marszcząc przy tym nos. Faktycznie, prze
ciętny wiek gości był powyżej średniego, a tematyka rozmów
dotyczyła spraw ogólnych, by nie rzec nudnych. Mimo to Se
rena całkiem niezle się bawiła, ustąpiło poczucie zagrożenia.
Może ludzie w gospodzie jej nie rozpoznali albo nie należeli
do londyńskiej śmietanki towarzyskiej?
195
W połowie posiłku Serena wyczuła na sobie przenikliwe
spojrzenie pewnej podstarzałej damy, która zasiadała przy
tym samym stole. Na pytanie, kim jest nieznajoma, towarzysz
Sereny zmarszczył czoło.
- Hm! - mruknÄ…Å‚. - Niech spojrzÄ™... Zaraz... Tak, to Va-
leria Taplow, moja droga. Urocza kobieta. Nieco męcząca, ale
miła. John, jej mąż, to pierwszorzędny gość. Hm! Oboje są
moimi przyjaciółmi, wspaniali ludzie, tak.
Serena drgnęła niespokojnie. Spojrzenie starej damy bez
wątpienia nie było życzliwe. Wieczór minął jednak bez żad
nych przykrych incydentów, chyba że za taki uznać fakt, iż
państwo Taplowowie nie podeszli do starego przyjaciela, aby
zamienić z nim choćby słowo.
Lucy wróciła następnego dnia, promieniejąc szczęściem.
Spędziła cudowny tydzień, pogoda też dopisywała. Pań
stwo Warnhamowie i pani Galveston odnosili siÄ™ do Lucy
uprzejmie i życzliwie. Pomimo własnych zmartwień Sere
na uśmiechnęła się i czekała na to, co bratanica chce jej
powiedzieć.
- Sasha? - zagadnęła w końcu dziewczyna.
- SÅ‚ucham?
- Lubisz pana Warnhama, prawda? Brata Isabelli.
- Moim zdaniem, jest uroczy.
- A gdyby zechciał poprosić cię o zgodę na spotykanie się
ze mną, nie odmówiłabyś, prawda?
-Bo ja wiem...
- Sasha!
- Oczywiście, że nie, głuptasku. Chcesz powiedzieć, że jesz
cze się nie spotykacie" ze sobą, jak to ujęłaś?
Lucy się zarumieniła.
196
- Pan Warnham chciałby z tobą porozmawiać, zanim ofi
cjalnie ogłosi swoje zamiary względem mnie.
- Lucy, to wspaniały chłopak.
- To już nie chłopak, tylko mężczyzna - sprostowała Lucy.
- Idealny dla mnie.
Wkrótce się okazało, że Lucy ma rację.
Następnego wieczoru po kolacji u lady Pangbourne odby
wał się bal wydawany przez hrabinę Carteret. Serena otrzyma
Å‚a zaproszenie wraz z osobÄ… towarzyszÄ…cÄ…, przyjacielem rodzi
ny, który już od dłuższego czasu starał się pokazać publicznie
z uroczą panną Calvert. Pan Yardley był pełnym energii ka
walerem i doskonałym tancerzem, więc Serena cieszyła się na
ten wieczór. Tymczasem jej partner od pierwszej chwili za
chowywał niezrozumiały dystans, a na sali nie poprosił Sereny
do tańca. Gdy zjawił się sir Harry Birtles, pan Yardley ocho
czo dokonał prezentacji, a potem stopniowo się wycofywał, aż
w końcu znikł w tłumie gości.
- Doszły mnie słuchy, że rozrywkowa z pani dziewczyna
- oświadczył sir Harry z szerokim uśmiechem.
- %7Å‚e co proszÄ™?
- Och, doskonale pani wie, o czym mówię. Gospoda
w Hoddesdon. Też tam byłem. Można się niezle zabawić, nie
prawdaż?
Serena poczuła, jak z jej twarzy odpływa krew.
- Sir Harry, nie rozumiem, co pan ma na myśli.
- Proszę się nie obawiać, nikomu nie powiem. Gwarantuję
całkowitą dyskrecję.
Serena odeszła, nie oglądając się za siebie. Pod byle pre
tekstem skryła się na piętrze, aby ochłonąć w samotności. Nie
197
wolno jej było tracić głowy. Po chwili zeszła z powrotem. Lu
cy i pan Warnham natychmiast do niej ruszyli. Zanim jednak
do niej doszli, jakiś nieznajomy zaszedł Sashę od tyłu i znie
nacka objął ją w talii. Momentalnie się odwróciła i odsunęła.
Obcy uśmiechnął się porozumiewawczo i bez słowa odszedł,
lecz jego przyjaciel, który najwyrazniej wypił więcej, zbliżył
siÄ™ chwiejnym krokiem.
- Serena! - wymamrotał. - Hm, cudowne imię... Piękna
Serena! Pragnę cię wielbić.
- Ależ, proszę pana! - oburzyła się Serena, lecz nie zdążyła
nic zrobić, bo Michael Warnham stanął pomiędzy nią a nie
znajomym.
- Dauncy, przyjaciele na ciebie czekajÄ… przy stoliku karcia
nym - zakomunikował lodowatym tonem. - Panna Calvert
właśnie wychodzi.
- Sasha, idziemy - szepnęła Lucy. - Szybko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]