[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prawdopodobnie do country clubu. Tam zwykle grał na żywo zespół muzyczny, a Deena bawiła się
jak szalona, próbując wzbudzić w Carterze zazdrość.
Eve zastanawiała się, czego Duvall mógł szukać w gabinecie doktora Hollowaya i jak się tam włamał?
Przez frontowe drzwi?
Poczuła się niemalże rozgrzeszona, że nie tylko ona włamała się do gabinetu i archiwum. Do tego
uciekła Duvallowi. Była zdziwiona sama sobą, że uderzyła mężczyznę i zwaliła go ze schodów. Do
czego jeszcze mogłaby się posunąć w dążeniu do odkrycia prawdy? Najwyrazniej o wiele dalej, niż
pozwalało na to prawo.
Carter jechał ulicą prowadzącą do gabinetu doktora Hollowaya. Przecinając główną ulicę miasteczka,
minął półciężarówkę, którą rozpoznał. To był pikap Eve Bailey. Chyba go nie zobaczyła, jadąc w
stronę domu.
Włamanie do gabinetu lekarskiego i Eve Bailey
146
B. J. DANIELS
tak pózno w nocy na ulicach Whitehorse? Ale dlaczego miałaby się tam włamywać? To nie w jej stylu.
A może się mylił?
Dojechał na miejsce. Jego zastępca Samuelson był już na miejscu.
- Co się dzieje?
- Wygląda na to, że ktoś włamał się nie tylko przez drzwi frontowe, ale też od tyłu - pospieszył z
wyjaśnieniami Samuelson.
- Masz jakieś spostrzeżenia dotyczące celu włamania?
- Na podłodze w archiwum leży karton z dokumentacją medyczną. Zakładam, że tego właśnie szukali.
Carter poszedł za swoim zastępcą do piwnicy, gdzie na podłodze między regałami leżał wielki karton,
a obok stał niski stołek. Zobaczył też leżącą trochę dalej plastikową torbę, w której był łom, młotek i
śrubokręt. Uklęknął na podłodze i odczytał datę z pudła: Luty 1975 r.
To przecież rok urodzenia Eve, a jednocześnie rok katastrofy samolotu w przełomach.
- Czegoś jeszcze szukali? Samuelson pokręcił głową.
- Włamywacza interesowała tylko zawartość tego pudła.
- Zadzwoń do doktora Hollowaya i postaraj się jakoś zabezpieczyć oba wejścia.
Wyszedł i wsiadł do SUV-a. Uznał, że nadszedł czas na kolejną poważną rozmowę z Eve Bailey.
Eve jechała do domu boczną drogą, spoglądając
WWZ ZMIERCI
147
bez przerwy w lusterko wsteczne w obawie, że ktoś może ją ścigać. Na szczęście droga za nią była
pusta.
Była tak zajęta obserwowaniem drogi za samochodem, że gdy spojrzała przez przednią szybę, zo-
baczyła światła samochodu jadącego z naprzeciwka prosto na nią.
Nerwowo przekręciła kierownicę w prawo, zaczepiając kołami o pobocze. Minął ją szybko jadący w
stronę miasta pikap. Eve zaledwie zdążyła rzucić okiem, ale przysięgłaby, że dostrzegła twarz Errola
Wilsona za kierownicą starego niebieskiego gruchota. Więc to nie on pojechał z jej matką do Great
Falls. Ale to nie znaczyło, że nie jechał tam właśnie teraz.
Szybko wyrzuciła go ze swoich myśli, czując mocne bicie serca na samo wspomnienie tego, czego
dzisiaj dokonała. Co ona najlepszego zrobiła? Po prostu znalazła to, czego szukała. Dowiedziała się,
że została adoptowana, czego się wcześniej tylko domyślała. I teczka z dokumentacją medyczną właś-
nie była tego niezbitym dowodem. Może to nie do końca rozgrzeszało jej postępek, ale i tak poczuła
się choć trochę usprawiedliwiona.
Dlaczego wszyscy ją okłamywali? Przecież to było zupełnie pozbawione sensu. Bycie adoptowanym
dzieckiem nie jest żadnym wstydem. Dlaczego matka nie powiedziała jej prawdy, gdy Eva była
młodsza? Albo przynajmniej wtedy, gdy o to pytała?
Prawdopodobnie dlatego, że w ukrywanie tej prawdy zamieszani byli też jacyś inni ludzie. Doktor
Holloway z pewnością wiedział o wszystkim, bo podpisał świadectwo urodzenia. Ale kim byli pozo-
stali? Przecież musieli być jeszcze inni, jak jej bab-
148
B. J. DANIELS
cia, czy mieszkańcy Whitehorse i Starego Miasta, którzy widzieli, że Lila Bailey nie była w ciąży, a
nagle w rodzinie pojawiło się niemowlę.
Chyba że jej matka udawała przed wszystkimi, że jest w ciąży...
Jakiekolwiek by nie były okoliczności jej urodzin, to tajemnica ta była dobrze strzeżona. A to martwi-
ło ją bardziej, niż w ogóle chciałaby się do tego przyznać.
Nagle dostrzegła w lusterku wstecznym światła jadącego za nią samochodu. Wmawiała sobie, że to z
pewnością nie jest ktoś, kto ją ściga. Za dużo już czasu minęło od włamania. Trochę się jednak bała.
Zjadały ją nerwy. Biorąc pod uwagę to, co ostatnio przeżyła, kto mógłby się temu dziwić? Docisnęła
pedał gazu, pragnąc jak najszybciej znalezć się w domu.
Samochód jadący za nią utrzymywał stałą odległość. W lusterku widziała jego światła przebijające się
przez pył, który uniósł się z drogi, gdy przyspieszyła. To z pewnością poczucie winy powodowało jej
lęk. Cały czas bała się jadącego za nią samochodu.
Próbowała się odprężyć, ale czuła, że to nie będzie możliwe, dopóki nie porozmawia z matką. I z dok-
torem Hollowayem.
Gdyby tylko wiedziała, gdzie jej matka zatrzymała się w Great Falls, pojechałaby do niej rano. A tak
będzie musiała poczekać, aż wróci z pogrzebu. Jeśli w ogóle ten pogrzeb nie został przez nią
wymyślony.
Droga skręcała ostro najpierw w lewo, potem
WWZ ZMIERCI
149
w prawo. Już niewiele pozostało do skrzyżowania tej drogi z szerszą, prowadzącą do Starego Miasta.
Księżyc właśnie wyłonił się zza chmur, oświetlając krajobraz, gdy Eva pokonała pierwszy zakręt.
Na wzgórku przed nią dostrzegła błysk i usłyszała głośny wystrzał, a potem drugi. Przednia opona
pikapa rozerwała się w strzępy. Eve starała się utrzymać tor jazdy, ale to było niewykonalne. Autem
rzuciło w prawo i przewróciło się na dach, ślizgając się na nim, aż zatrzymało się w rowie za
poboczem.
Zamroczona Eve wisiała na wrzynających się w jej ciało pasach. Poduszka powietrzna wystrzeliła, ale
teraz zwiotczała i leżała już tylko luzno na jej twarzy. Eve nie mogła się poruszyć, ledwie oddychając.
Gdy sięgała po klamrę pasa, kabinę jej pikapa zalały światła samochodu, który jechał za nią. Słyszała
nasilający się hałas silnika.
Nie wiedziała, skąd padły strzały. Wydawało się jej, że strzelał ktoś ze wzgórza, a może z samochodu
jadącego za nią?
Wreszcie udało jej się odpiąć pasy. Zdezorientowana i wstrząśnięta wypadkiem, sięgnęła do klamki.
Czy to naprawdę były strzały?
Drzwi pikapa nie chciały się otworzyć. Usłyszała trzask drzwi drugiego samochodu. Strumień światła
z latarki przeczesywał okolicę, kierując się w jej stronę.
Czy to zabójca szedł do niej, żeby dokończyć swojego dzieła?
Złapała za drugą klamkę, ale tak jak pierwsza, ta też nie chciała puścić. Część przedniej szyby leżała w
kawałkach na ziemi. Spanikowana, kopniakami
150
B. J. DANIELS
wypchnęła resztę i zaczęła się wyczołgiwać na zewnątrz, gotowa uciekać, co sił w nogach.
- Eve!
Potknęła się i przewróciła. Strumień światła latarki oświetlił jej twarz.
- O mój Boże, Eve! - krzyknął Carter, klękając obok niej. Od strony drogi dobiegło ich wycie silnika
samochodu i chrzęst kół odjeżdżającego szybko samochodu. - Ty krwawisz. Nie ruszaj się! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl