[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z zachwytem książki czytała, on był powiernikiem i bratem. Olśniewał ją tym, i gdy po nadto
przedłużonej wizycie wyszedł, Zonia zawołała, że jest nim zachwycona.
Przykro to podziałało na Ewarysta, który nie ukrywał wzruszenia.
Zonia rzuciła mu się na szyję.
A! ty zazdrośniku zawołała nie obawiajże się, abym go pokochała. Wprawdzie
doskonale rozumiem, że dwóch naraz kochać można, gdy przedstawiają dwa różne a pokrewne nam
typy, ale on mnie tylko bawi, a ty, ja ciebie potrzebuję jak chleba i powietrza!
Francuz, raz otrzymawszy prawo bywania w tym domu, korzystał z niego z natrętnością, na
której znaczeniu omylić się nie było podobna. Był zakochany, wybierał zręcznie godziny, gdy
Ewarysta nie było w domu, i za- siadał godzinami na górze. Można było posądzić nawet Zonię, że
mu to ułatwiała pewnymi wskazówkami.
A jednak kochała Ewarysta! była do niego namiętnie przywiązaną, ale miłość Francuza
pochlebiała jej i Francuz z całym swym dowcipem, zręcznością i blagą umysłowo był od niej
niższym, gdy w Ewaryście, milczącym i posłusznym nawet, czuła opór jakiejś siły nie dającej się
zwyciężyć.
Francuzem rzucała jak piłką...
Każdą jej myśl najzuchwalszą, którą Ewaryst zbywał milczeniem, pan Henryk podnosił,
wychwalał, rozjaśniał, zachwycał się nią. Chorążyc był kochankiem, ten czcicielem i
bałwochwalcą.
Jednego dnia pan d'Estompelles, zastawszy ją samą, ośmielił się wreście do tego stopnia, że
padłszy na kolana, wyznał jej najgorętszą miłość swoję.
Zonia porwała się z miejsca śmiejąc.
Wstawaj pan! zawołała nie bądz śmiesznym. Ja Ewarysta kocham i nie zdradzę go,
bobym miała wzgardę dla siebie. Jestem wolna, mogę sobą rozporządzić, gdybym go kochać
przestała.
Tu zatrzymała się nieco, jakby jej przyszła myśl jakaś.
Kochasz się pan? spytała go zamyślona. No, miejże cierpliwość czekać! Kto wie?
Ja pana lubię, może się złożą tak okoliczności!...
Niezmiernie zdziwiony niespodzianym tym zwrotem, Francuz rozpłynął się w wyrazach
wdzięczności.
Cicho! dosyć! siadaj pan przerwała Zonia do tego wypadku, o którym uczyniłam
wzmiankę, może bardzo daleko, może nigdy się tak nie złoży... Ale, jeśli kochasz, dajże dowód
czekając, kto wie?
Czekać i kochać jest wielką rozkoszą! dodała ironicznie ja sama tego doświadczyłam
na sobie, gdym się w Ewaryście zakochała...
Natychmiast piękna Tytania zwróciła rozmowę na inny przedmiot, wpadła na nowy ustrój
społeczny, na reorganizacją małżeństwa i rodziny według zasad nowych i nie dała już Francuzowi
mówić o miłości. Na pożegnanie pozwoliła mu ucałować swą rękę i uścisnąć.
Zatem każesz mi pani czekać? dajesz nadzieję? zawołał pan d'Estompelles.
Zrozumiejmy się dodała Zonia, patrząc mu w oczy. Ja kocham szalenie Ewarysta,
wątpię, bym w życiu drugi raz kochać mogła, ale może przyjść chwila, chwila przesytu, fantazji,
naówczas...
D'Estompelles, jako Francuz, więcej w tym wyznaniu czytał, niż było napisano, trzymając
się tej teorii, że kobiety tylko przez pół to mówią, co czują, wyszedł więc uszczęśliwiony.
Gdy w godzin kilka chorążyc wrócił, Zonia mu się rzuciła na szyję.
Wiesz! wiesz! krzyknęła ze śmiechem. D'Estompelles tu był i padłszy na kolana
oświadczył mi miłość swoję!
Chorążyc się namarszczył strasznie.
Powinnaś mu była drzwi pokazać! zawołał.
Wstydzże się, dlaczego? kochać się wolno każdemu, bo to uczucie bezwiedne,
przymusowe. Cóż on temu winien, że się we mnie kocha, albo ja, żem w tobie zakochana?
Pośmiałam się z niego, ale nie myślę dlatego tracić gościa, który mnie bawi...
A spostrzegłszy, że Ewaryst stoi nadąsany, dodała:
Słuchaj ty! Powinieneś wiedzieć, że Zonia nie zdradzi nigdy, bo zdrada jest
tchórzostwem i podłością, a ja mam odwagę i cześć godności mojej. Tego dnia gdy kochać
przestanę ciebie, a pokocham innego, powiem ci to głośno, tak jak teraz mówię.
Niech dają do stołu!!
Całe sąsiedztwo Zamiłowa wiedziało już o przyczynie, dla której chorążyc przedłużał tak
pobyt swój w Kijowie, jedna matka nic się nie domyślała. Z dobrą wiarą w to, co do niej pisał, aby
ociąganie się wytłomaczyć, powtarzała nieraz przed sąsiadkami, jakie go tam różne trudności
trzymały, a panie litościwe spuszczały oczy i słuchały w milczeniu.
Biednej matki przeznaczeniem było zostać rażoną jak od pioruna wiadomością, do której
wcale nie była przygotowaną.
Ewaryst, obawiając się żądać zbyt wiele pieniędzy z domu, aby na nadzwyczajne swe
wydatki nie zwrócić uwagi i podejrzeń nie obudzić, pożyczał, jakeśmy mówili, u lichwiarzy i robił
długi.
Zonia, nawykłszy do zbytku i życia kosztownego, wcale się z pieniędzmi obchodzić nie
umiała; fantazje jej, często krótkotrwałe, bywały bardzo drogie.
Głównym dostarczycielem pieniędzy chorążycowi był niejaki Lejzor Cudnowski, często
[ Pobierz całość w formacie PDF ]