[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak pierwsza randka, ssanie cukierków w miejscowym sklepie albo gra w baseball.
Gabby prowadziła Jennifer do głównej sali muzeum. Wisiały tam cztery olejne
obrazy, które chciała pokazać wnuczce. Wyrażały ideały odkryte przez Gabby po wojnie.
Ilustrowały mowę wygłoszoną przez prezydenta Franklina Roosevelta,
wymieniającą cztery rodzaje wolności, do których ma prawo każda istota ludzka:
wolność od niedostatku, wolność wyznania, wolność słowa i poglądów i na koniec
wolność od strachu.
Największe wrażenie wywarł na Jennifer, tak przynajmniej zdawało się Gabby,
czwarty obraz, przedstawiający rodziców, którzy układają córkę w łóżeczku i otulają
kołdrą, tak jakby chcieli uchronić dziecko przed wojną, o której krzyczą nagłówki na
pierwszej stronie gazety w ręku ojca. Jennifer podniosła kamerę i zdążyła zarejestrować
tę wzruszającą scenę, nim strażnik przypomniał jej o zakazie filmowania.
Pózniej, gdy babka z wnuczką przejeżdżały przez Massachusetts Turnpike na
trasie do Bostonu, Jennifer pomyślała o mordercach swoich krewnych w Polsce. W
jednej straszliwej chwili pozbawili babkę rodziców, siostry i wolności od strachu. Ukradli
Gabby poczucie, gdzie jest jej miejsce, i zniszczyli niewinność, zostawiając jedynie
wybór między poddaniem się i zgodą na śmierć a walką o życie. Jennifer spojrzała na
babkę drzemiącą na fotelu pasażera. W nocy Gabby często kasłała. Nagle i ostro Jennifer
uświadomiła sobie, że podejmując tę podróż, mimo słabego zdrowia, babka jeszcze raz
wybrała życie. Zycie Jennifer.
Ogrom tego daru wstrząsnął Jennifer do głębi. Jedną ręką naciągnęła palto, jak
pled, na piersi Gabby.
Niespodziewanie zalała ją fala tęsknoty, żeby porozmawiać z matką o tej podróży,
powtórzyć babciną opowieść o darach i zapytać, dlaczego matka nigdy jej o tym nie
mówiła.
Przypuszczała, że wie, co matka by odparła; opowieść o darach należała przecież
do Gabby.
Chciała spytać, co według matki powinna teraz zrobić dla babci, jak ulżyć jej
cierpieniom. A potem, gdy wróciła pamięcią do swojej próby samobójczej na
kalifornijskiej plaży, ogarnęło ją nieodparte pragnienie, żeby poczuć raz jeszcze dotyk
matki, układającej ją do snu co wieczór przez całe dzieciństwo.
Wspomnienie tragicznej śmierci matki napełniło Jennifer smutkiem. Mama
zasłużyła na lepszy los. Po chwili jednak uświadomiła sobie, że budzi się w niej drugie,
inne uczucie, którego nie doznawała od bardzo dawna wdzięczność. Pojęła z niezwykłą
jasnością, ile matka jej dała, jak żyła, jak. jak walczyła, jak umiała wytrwać. Jak nie
zważając na siebie, snuła plany i pracowała dla przyszłości Jennifer, przyszłości, której
nigdy o czym nie mogła wiedzieć nie miała stać się częścią. Mimo to stała się jej
częścią. Jak powiedziała babcia i jak teraz zobaczyła wyraznie Jennifer, matka żyła w
niej, swojej córce.
I z duszą pełną wspomnień, i z sercem wypełnionym wdzięcznością Jennifer
odezwała się głosem, w którym natychmiast rozpoznała własny głos sprzed lat, kiedy
czuła się bezpieczna i kochana:
Dziękuję ci, mamo powiedziała cicho, gdy babcia poruszyła się na fotelu.
Za wszystko.
23
Minęło parę godzin, zanim Gabby obudziła się, mrużąc zaspane oczy od
wpadającego przez okno słońca. Zdziwiła się, że opuściły już Massachusetts i zaraz
przejadą przez mały skrawek New Hampshire prowadzący nad ocean do Portsmouth.
Jak się masz, śpiochu? spytała żartobliwie Jennifer.
Troszkę się zdrzemnęłam odparła Gabby, przecierając twarz.
Wyspałaś się porządnie. Należał ci się odpoczynek powiedziała Jennifer z
dziwnym uśmieszkiem, który nie uszedł uwagi Gabby.
Wydaje mi się, że humor ci się poprawił, gołąbeczko Gabby usiadła prosto.
Wyglądasz na rozbawioną. Czy coś przeoczyłam?
Niewiele odparła wesoło Jennifer. Tylko las za lasem liści płonących
czerwienią i złotem i żegnających lato, ogromne stado kanadyjskich gęsi lecących
zimować na południe.
Musiałam, po prostu musiałam stanąć i je sfilmować. Ty oczywiście ani drgnęłaś.
O tak, i jeszcze faceta błyskającego światłami na poboczu tuż pod Bostonem, ale w jego
przypadku naprawdę nie masz czego żałować.
Gabby uśmiechnęła się i skinęła z uznaniem.
Ma poczucie humoru ta mała, kto by się spodziewał?
Tablica przed nimi informowała, że wjeżdżają do Maine. Gabby krzyknęła na
wiwat i triumfalnie podniosła ręce do góry. Jennifer przyłączyła się, unosząc jedną rękę, i
pohukiwały we dwie jak para podchmielonych kibiców, aż samochód zarzucił
niebezpiecznie i Jennifer, rada nierada, musiała znów położyć obie ręce na kierownicy.
Za życia twego dziadka Icka przyjeżdżaliśmy tu tak często, jak się dało
powiedziała Gabby. Kochał te strony tak samo jak ja. Kiedy twoja mama skończyła
dziesięć lat, zaczęłyśmy przyjeżdżać tutaj same raz do roku.
Pamiętam z dzieciństwa, jak mówiła, że kocha Kalifornię, ale ona nie jest tak
piękna jak wybrzeża Maine. Dla mnie to nic nie znaczyło.
Bo nigdy nie widziałaś tych stron na własne oczy, moja panno. Wierz mi,
zakochasz siÄ™, ledwie dojedziemy do Bar Harbor.
Nigdy nie poznałam tak naprawdę dziadka Icka. Umarł, gdy byłam malutka.
Tak, Jennifer. Ale on poznał ciebie. Byłaś dla niego bardzo, bardzo ważna.
Cieszył się, że przyszłaś na świat. Cieszył się, że cząstka jego rodziny, cząstka jego
samego przetrwa i zostanie tu, kiedy jego już nie będzie. Odszedł za szybko, mój Icek.
Miał tylko sześćdziesiąt dwa lata. Za młody był, żeby umierać. Mógł jeszcze żyć.
Gabby zauważyła smutek, który ogarnął Jennifer po tych słowach. Zrozumiała
nietakt.
Nie chciałam...
Już dobrze, babciu.
Oczywiście twoja mama jak mało kto zasługiwała na łaskę długiego życia.
Chętnie bym się zamieniła...
Już dobrze, babciu, naprawdę zapewniła znowu Jennifer, próbując się
uśmiechnąć.
Pamiętała matkę jako kobietę czterdziestoczteroletnią, o pięknych
kasztanowatych włosach i oczach, które zaczynały błyszczeć, kiedy się czymś przejęła.
Jennifer koncentrowała się na tym obrazie do chwili, gdy przejechały granicę stanową z
Maine.
Zatrzymały się przed przydrożną restauracją, w której podawano domowe
jedzenie.
Nad świeżym dorszem, frytkami i napojem z jagód Gabby opowiadała Jennifer
anegdotki o dziadku. Jak łapał Jenni na kolana, zsuwając okulary, żeby ją rozśmieszyć.
Jak bawił się z nią w chowanego, kiedy pojechali ostatni raz do Kalifornii, tuż przed jego
chorobą. I jak Liii przywiozła Jennifer na wschód, żeby odwiedziła dziadka w szpitalu.
Nawet Barry skrócił wtedy swoją podróż w interesach i dołączył do nich dzień pózniej.
Co w tamtych czasach sądziłaś o moim ojcu? zapytała Jennifer.
Cóż, nie znosiłam, że wiecznie dokądś pędzi, załatwiając swoje hollywoodzkie
sprawy, a ciebie i twoją matkę zostawia samym sobie. Ale dziadek Icek uważał twego
ojca za człowieka z głową na karku, który wiedział, że rachunki trzeba płacić i który
dbał, żeby żonie i córce niczego nie brakowało. To było bardzo ważne.
Jennifer przez chwilę w milczeniu mieszała napój. Spojrzała ze smutkiem na
babkÄ™.
Tęsknisz za nim, prawda?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]