[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kiedy wrócimy na wyspę, zamieszkasz u mnie.
- Nie mogę. Muszę pracować.
- Przecież ci nie zabraniam.
- Będziesz mnie dekoncentrować.
- To zwykła wymówka.
- Komputer mam u siebie - powiedziała, szukając kolejnego pretekstu.
- Przewieziemy go.
- Ale... ale ja lubię własne cztery kąty!
- A u mnie ci zle?
- Nie, dobrze, bardzo dobrze - przyznała. -Masz piękny dom, jasny,
przestronny...
- Wystarczająco duży dla nas obojga. Jest tu nawet drugi gabinet, który możesz
zająć. A kiedy się pobierzemy...
170
- Doug! - zaprotestowała, potrząsając głową. - Nie powiedziałam, że za ciebie
wyjdÄ™.
- Ale powiesz. To tylko kwestia czasu. - Jednakże widząc bunt w oczach
Sashy, szybko spokorniał. - Nie bój się, kochanie. Obiecałem, że będę czekał,
że nie będę cię ponaglał. I dotrzymam słowa.
Wzdychając ciężko, opadła na fotel. Miała mętlik w głowie.
- Sasha? To co, polecisz ze mną? - Ponieważ odpowiedziała mu cisza,
postanowił zmienić nieco taktykę. - Przysięgam, że więcej nie wspomnę o
małżeństwie, dopóki ty pierwsza nie poruszysz tego tematu. A kiedy wrócimy
na wyspę, usiądziemy i razem coś wymyślimy. Tak, żeby wilk był syty i owca
cała. Odpowiada ci?
Owszem, bardzo jej to odpowiadało. Uwielbiała własny dom, ale Douga
uwielbiała jeszcze bardziej. Cieszyła się na samą myśl, że będzie miała okazję
spędzić z nim tyle czasu. Może to jej pozwoli podjąć decyzję?
- Sasho?
Nie zauważyła, kiedy wstał od biurka i kucnął przy fotelu, na którym siedziała.
Napotkała jego spojrzenie. Patrzył na nią prosząco, z miłością w oczach.
- Dobrze, Doug, polecę - rzekła wzruszona, po czym zabawnie zmarszczyła
nos. - Ale jeśli nadmiar wrażeń nie pozwoli mi zabrać się z powrotem do pracy
i moja kariera pisarska legnie w gruzach, będzie to wyłącznie twoja wina.
Dzgnęła go palcem w pierś. Chwycił jej dłoń i przyłożył do ust.
- Skoro tak bardzo zależy ci na pracy, mogę zaraz jechać po twój komputer -
zablefował.
171
- Nie!
- Dlaczego? Ja będę zajęty. Mam stos korespondencji do przejrzenia, taśmę od
sekretarki do przesłuchania oraz mnóstwo listów do napisania i wysłania.
- Nie jestem w nastroju - odparła. - Poza tym jeśli mam tu spędzać więcej
czasu, wolałabym, żeby te kartony były rozpakowane.
- Och, to taka nudna robota.
- Ty sobie pracuj, a ja je rozpakujÄ™.
- Nie mogę ci pozwolić...
- Ale ja chcę - rzekła łagodniejszym tonem. -Oglądając cudze skarby, sporo się
można dowiedzieć o ich właścicielu. A chyba chcesz, żebym cię lepiej
poznała?
- Tak, ale... J ^
- A więc załatwione - oznajmiła, kierując się w stronę kolejnego kartonu. W
połowie drogi przystanęła i zmieszana rozejrzała się po pokoju.
- CoÅ› nie tak?
- Moje ubranie. Leżało... o, tu. - Wskazała brodą podłogę przy biurku.
Doug dzwignÄ…Å‚ siÄ™ na nogi.
- A teraz leży tu. - Wskazał niedużą półkę, na której leżało starannie złożone
ubranie. - Nienawidzę się rozpakowywać i ścielić łóżka, ale ubranie traktuję z
nabożeństwem.
- Nic dziwnego - skwitowała ze śmiechem. -Czy to znaczy, że nigdzie nie
znajdę stosów brudnych ręczników i pościeli?
Zaczerwienił się po uszy.
172
- Eee... głowy nie dam... może coś rzuciłem na podłogę obok pralki.
- Rozumiem.
- Ale niczego nie ruszaj. Sięgnęła po dżinsy.
- Wiem, wiem - mruknęła, lekkim krokiem kierując się ku sypialni.
Do południa zmieniła pościel, uprała dwa kosze brudów, przygotowała lunch
dla dwojga i nastawiła gulasz, by się dusił na kolację. Rozpakowała również
cztery kartony w gabinecie i trzy w salonie; każdą wyjmowaną rzecz dokładnie
oglądała. Co jakiś czas, z podziwem w oczach, zerkała na pochłoniętego pracą
Douga.
Przebywając w gabinecie, jednym uchem słuchała, jak Doug prowadzi
rozmowy telefoniczne lub dyktuje coś na maleńki dyktafon. Kiedy jednak
puścił taśmę, którą sekretarka mu przysłała, wówczas wytężyła uwagę.
Kobiecy głos na taśmie informował o tym, kto, kiedy i w jakiej sprawie
dzwonił do firmy, o listach, na które Doug nie musi odpowiadać, o
spotkaniach, które będzie musiał odbyć w trakcie kolejnych pobytów w
Nowym Jorku. Sashę zaintrygowała sama końcówka nagrania.
- Aha, Doug, jeszcze jedno. Lisa twierdzi, że jesteś cham. Ciężko przeżywa
twoje odejście. Może, jak tu wpadniesz, spróbuj ją trochę udobruchać. Papatki.
Magnetofon się wyłączył.
- O co chodzi? - spytała z rozbawieniem Sasha. Doug wzruszył ramionami.
173
- Moja sekretarka zawsze na koniec wtrÄ…ca swoje trzy grosze.
- Kto to jest Lisa?
- Jej siostra, z którą przez jakiś czas się spotykałem.
- Aha, rozumiem.... No i co? Będziesz próbował?
- Czy co będę próbował?
- Udobruchać ją.
- Lisę? Ileż razy można? - Potrząsnął głową. - Ta kobieta nie potrafi odpuścić.
Skrzyżowawszy ręce na piersi, Sasha przysiadła na oparciu fotela.
- Jaka ona jest?
Doug przeciągnął się i westchnął ciężko.
- Aadna. Nawet bardzo. I niezwykle miła. Ale niezbyt mądra. W dodatku
oplata faceta jak bluszcz.
- Niektórzy lubią bluszcze.
- Mnie też to kiedyś odpowiadało. Bluszcze świetnie robią na męskie ego -
dodał ironicznym tonem. - Ale zmieniłem się. Kobieta, której dziś pragnę,
potrafi doskonale sama sobie radzić. Osiągnęła sukces zawodowy. Szczyci się
tym, że jest samowystarczalna i niezależna. Moim zdaniem, czasem zbyt
niezależna. Ale i tak ją kocham, ze wszystkimi jej wadami.
Zupełnie jakby przywołał ją do siebie wzrokiem, Sasha podeszła do niego i
stanąwszy naprzeciwko, zacisnęła ręce na jego ramionach.
- Nie wiem, czy czuć się połechtana, czy obrażona.
- To pierwsze - odparł. - Pewnie jesteś skonana? - spytał, błędnie odczytując
jej błogie westchnienie. - Ciężko pracowałaś.
174
- Bez przesady. Wiesz, to dziwne. Skierowała spojrzenie na okno, za którym
wciąż padał deszcz. W oddali wzburzone fale zalewały brzeg.
- Kiedy byłam żoną Sama, męczyły mnie drobne codzienne obowiązki.
Nienawidziłam prowadzenia domu. Ale dziś, kiedy robiłam pranie, kiedy
gotowałam, było zupełnie inaczej. Nie czułam się jak niewolnica. Może
dlatego, że dziś mam własne życie, że sama siebie darzę szacunkiem. A wtedy
byłam nikim.
Utkwiła ponownie wzrok w twarzy Douga.
- A może dlatego, że Sama nie kochałam, a ciebie kocham. Albo dlatego -
dodała pośpiesznie, by przypadkiem woda sodowa nie uderzyła mu do głowy -
że mam wybór. To bardzo ważne: robić coś, bo się tego chce, a nie dlatego, że
siÄ™ musi.
Delikatnie odgarnęła mu z czoła kilka kosmyków.
- Tu, Sasho, zawsze będziesz miała wybór. A ja na pewno nie będę siedział z
założonymi rękami. W razie czego możemy zatrudnić kogoś do pomocy.
%7łycie powinno być przyjemnością...
Nagrodziła go promiennym uśmiechem.
- Jesteś słodki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]