[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kiwnęła na Fleur, prosząc, by się do niej zbliżyła.
Wejdz, moja droga rozległ się jej oschły, skrzeczący głos, w którym
dzwięczała żartobliwa nuta. Wejdz i usiądz. Mój syn obiecał się zjawić,
żeby cię przywitać, ale oczywiście spóznia się. Czego jednak możemy
oczekiwać w tych przeklętych czasach, jak nie braku punktualności i
grzeczności? No cóż, jakkolwiek było, wojna to cholernie irytująca sprawa, nie
sÄ…dzisz?
Fleur niestety nie udało się znalezć odpowiedzi na to retoryczne pytanie,
więc bąknęła coś niezrozumiale pod nosem, czując się niezręcznie i głupio, po
czym ruszyła niepewnie w stronę łoża eskortowana przez majordomusa.
Przemierzyła wolno pokój przyglądając się w oszołomieniu starszej damie i
bezwiednie usiadła na podsuniętym jej przez lokaja krześle.
Po bliższych oględzinach, doszła do wniosku, że pani Mitcham jest jeszcze
bardziej niezwykła, niż wydawała się z dystansu. Jej twarz, obsypana
nieprawdopodobną ilością pudru, miała niemal trupioblady odcień, a
podkreślone grubym, czarnym ołówkiem brwi tworzyły łuki o zdumiewającej
rozpiętości. Dopiero teraz Fleur spostrzegła zwisające z jej uszu dwa ogromne
diamenty w kształcie gruszek i wyłaniającą się spod rękawa różowego,
wełnianego szlafroka wspaniałą szeroką brylantową bransoletę. Atłasowa
kołdra, okrywająca do połowy starszą damę, ozdobiona była misterną koronką,
na której przewracało się mnóstwo gazet, czasopism, książek, pudełek i, co
Fleur zauważyła z rozbawieniem, żurnali mód.
Siedziała przez chwilę w milczeniu świadoma obserwujących ją uważnie,
pogodnych i przenikliwych oczu pani Mitcham.
Możesz już sobie pójść, Barhamie! zwróciła się nagle zniecierpliwiona
staruszka do lokaja kręcącego się wciąż za plecami Fleur.
Tak jest, madam.
Majordomus zniknÄ…Å‚ z pokoju, bezszelestnie zamykajÄ…c za sobÄ… drzwi.
A teraz przestań się już tak gapić i dziwić, i opowiedz mi o sobie!
rozkazała pani Mitcham Fleur, uśmiechając się pod nosem.
Przepraszam... je... jeżeli rzeczywiście... Fleur zaczęła się jąkać z
zażenowania.
Och, przestań przepraszać! starsza dama zachichotała. Większość
ludzi tak reaguje, kiedy ujrzy mnie po raz pierwszy. Z czasem im to przechodzi.
Tobie również minie. Do wszystkiego można przywyknąć, do mnie też.
Zapewniam cię, że mniej mam sobie do zarzucenia niż przeciętna staruszka
dziergająca na drutach, rozmawiająca z papugą i potępiająca wszystko, co
młode i pociągające. Umiesz cieszyć się życiem?
Próbuję jęknęła Fleur czując, że jej rozmowa z panią Mitcham staje się
coraz bardziej zdumiewająca i krępująca.
Ja myślę! W twoim wieku! Wiedz więc, że ja też umiem się nim cieszyć i
nie życzę sobie wokół mnie ludzi z kwaśnymi minami, którzy spodziewają się,
że będę ich naśladować tylko dlatego, że jestem jedną nogą w grobie. Jeszcze
żyję, a skoro tak, to zamierzam się dobrze bawić na tym świecie! A teraz,
ponieważ już to sobie wyjaśniłyśmy, opowiedz mi o swojej ucieczce z Francji.
Słyszała pani o tym?!
A jakże, a jakże... Kobieta z Biura Pośrednictwa Pracy wspomniała mi o
tym. Ucieszyła się, że nareszcie może mi zaproponować jakąś odmianę. Nadęte
córki pastorów lub przekwitające panie domów, które szukają wyłącznie okazji
do obnoszenia się ze swymi wiekowymi mopsami to wszystko, co mogła mi
dotychczas zaoferować. O tak! Wiem o tobie bardzo dużo! Rzadko się zdarza
taka kandydatka jak ty. Ale wolałabym usłyszeć twoją wersję wydarzeń.
Poślubisz tego dzielnego, młodego wojaka?
Fleur z konsternacją stwierdziła, że się rumieni. Nie była pewna dlaczego.
Ta niespodziewana aluzja do jej związku z Jackiem sprawiła, że nie tylko
policzki, ale cała szyja wbrew jej woli zmieniła kolor z białego na intensywną
purpurę. Pani Mitcham chichotała.
Dotknęłam czułego miejsca, co?
Nie zamierzam poślubić pana Reynoldsa wyjaśniła szybko Fleur.
Jest już z kimś zaręczony.
Chciała, by te słowa zabrzmiały w jej ustach jak najbardziej obojętnie, ale
czuła, że starsza dama domyśla się prawdy i nie da się nabrać.
I dlatego szukasz tu pracy skonstatowała pani Mitcham oschle. No
więc? Czy moje towarzystwo odpowiadałoby ci?
Ależ... to chyba nie mnie, lecz pani zależy... zaczęła nieśmiało Fleur.
Jeśli chodzi o mnie przerwała jej stanowczo pani Mitcham to
podjęłam decyzję, gdy tylko tu weszłaś. Kiedy cię ujrzałam, pomyślałam: oto
dziewczyna, której szukam ładna, młoda, pociągająca, z charakterem i silna.
Wytrzyma nieustanne znęcanie się nad nią i ataki przez dwadzieścia cztery
godziny na dobÄ™.
Z pani strony? uśmiechnęła się niedowierzająco Fleur.
Jakże by inaczej?! To moje hobby. Zadręczam każdego, łącznie z moim
własnym synem, chociaż on udaje, że tak nie jest. Niebiosa, wybaczcie mi, ale
jeśli nie może się mieć własnego zdania po siedemdziesiątce, to kiedy?! W
pewnym sensie nie miałam łatwego życia i zamierzam nadrobić stracony czas.
Gdyby nie ci przeklęci głupcy, ci lekarze, stałabym teraz na nogach włócząc się
po domu. Oni jednak wiedzą lepiej! Przykuli mnie do łóżka, ale ja i tak się nre
poddam! Tak też można cieszyć się życiem! Tak, panno Garton, odpowiada mi
pani towarzystwo.
W tym momencie drzwi otworzyły się. Fleur obejrzała się za siebie i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]