[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i Saint-Germaina także dziwnie do siebie pasowały. Czy to możliwe, aby w zaciszu
ministerialnego gabinetu wpadł na trop wielkiej afery?!
I to wszystko za sprawą skąpych wiadomości przekazanych mu przez Fiolkę, który
trząsł się ze strachu po ucieczce z wagonu sypialnego pana Tomasza. Chłopakowi udało się
dotrzeć do swojego wagonu i pożyczyć od współpasażera telefon komórkowy. Dzięki temu
przekazał Pawłowi to wszystko, co wiedział Pan Samochodzik, między innymi o firmie
 Fotolab . Fiolka mówił, że w pociągu działy się dziwne rzeczy - zniknął francuski
dziennikarz, niejasna była sprawa z notatnikiem Norwida, ale wszystko wskazywało, że
ukradł go ten przeklęty Saint-Germain. Jednocześnie pan Tomasz kategorycznie zakażał
informowania kogokolwiek o całej sprawie. Niestety - było za pózno. Wcześniej Paweł
zadzwonił do niejakiego Zubilewicza i wygadał się. To dlatego w pociągu wybuchła
niezgorsza afera, początku której świadkiem był Fiolka.
Na szczęście Paweł miał numer telefonu współpasażera Fiolki. Po pewnym czasie
oddzwoni na ten numer i przekaże Fiolce wyniki swojego śledztwa. Ale wpierw musiał
zdobyć więcej danych, upewnić się.
W porę przyszła akceptacja ze strony banku i Paweł mógł zasiąść do artykułu o Józefie
Holzmannie. Dochodziła pierwsza w nocy, ale w tej chwili Paweł nie czuł już senności.
Załadowała się właściwa strona i ujrzał szeroką kolumnę tekstu, pośrodku niej zdjęcie
kogoś siedzącego na tylnym siedzeniu limuzyny mercedesa. Ujęcie było wykonane z pewnej
odległości z zastosowaniem superobiektywu, ale szyba i mrok panujący wewnątrz samochodu
utrudniały identyfikację. Zamiast konkretnego obrazu twarzy, mieliśmy zaledwie jej zarys
zbudowany z miliona rozmazujących się punkcików, od biedy można było wyłowić kilka
szczegółów: krótkie włosy mężczyzny i jego nieco pucołowatą twarz. Oczy tajemniczego
osobnika były zakryte okularami z przyciemnianymi szkłami, nad którymi błyszczało szerokie
czoło z dużą plamą nad lewym oczodołem, jakby rodzaj znamienia barwnikowego. Tylko tyle.
Oto był ów Józef Holzmann.
Natomiast podpis pod zdjęciem głosił, że jest to jedyne współczesne zdjęcie
Holzmanna, który opuszcza siedzibę firmy  Fotolab w Kolonii.
Z treści artykułu wynikało, że w latach dziewięćdziesiątych XX stulecia Holzmann -
po krótkim powrocie z Indii - nabył akcje firmy  Fotolab , która oferowała usługi
fotograficzne w pełnym zakresie dla wielkich firm i instytutów naukowych, zajmowała się
fotografią klasyczną, ale także laboratoryjną i eksperymentalną. Dziennikarze gazety
przypuszczali, że w tej właśnie firmie Holzmann  prał brudne pieniądze. Była ona
jednocześnie ostatnim bastionem jego finansowej niezależności, choć istniały podejrzenia, że
w bankach szwajcarskich trzymał zdeponowany łup swojej nielegalnej działalności. W 1997
roku ogłosił bankructwo firmy  Fotolab , którą przejął inny akcjonariusz, niezwiązany z
Holzmannem, a on sam prawdopodobnie wyjechał do Londynu. Ciekawostką było to, że
jedyny ślad w sprawie Holzmanna prowadził do Polski. Według gazety miał Holzmann
zorganizować kradzież cennego relikwiarza w Lublinie. Bliższych szczegółów nie podano.
- O rany! - Paweł krzyknął i z podniecenia grzmotnął dłonią w stół. - Saint-Germain to
Holzmann! Mam ciÄ™, draniu! SÅ‚yszysz?! To ty!
Prawdopodobnie firma  Fotolab nadal świadczyła byłemu właścicielowi usługi, skoro
na reprincie listu z 1681 roku, który miał pan Tomasz, widniał odciśnięty ślad jej pieczątki.
Niewykluczone, że Holzmann nadal zarządzał firmą albo po prostu korzystał z jej usług.
Mogło być i tak, że reprint wykonano dawno temu, wtedy gdy Holzmann zarządzał firmą.
- Lublin... Lublin... - powtarzał cicho pod nosem i wszedł do innego systemu
komputerowego, aby sprawdzić kradzież relikwiarza z Lublina.
Nie pamiętał wszystkich kradzieży w Polsce, choć  lubelska obiła mu się o uszy.
Była niezbyt nagłośniona medialnie, ale czytał o niej. Nie był jednak w stanie pamiętać każdej
kradzieży, tym bardziej jeśli dokonano jej ponad dziesięć lat temu.
- Lublin... rok 1991... - czytał podniecony z ekranu komputera. - Jest! Kradzież
relikwii...!
Zamurowało go: 10 lutego 1991 roku dokonano zuchwałej kradzieży w kościele
dominikańskim. Skradziono relikwię, którą od przeszło 600 lat szczycił się Lublin. Były to
części Krzyża Zwiętego, znajdujące się w dwóch pięknych relikwiarzach.
Legenda i relacja Jana Długosza mówiły trochę o sposobie umieszczenia drzewa
Krzyża Zwiętego w Lublinie. Otóż, w XIV wieku wygnany z Rusi książę Grzegorz - władcą
Rusi i Kijowa - wywiózł ze sobą relikwię Krzyża Zwiętego i pozostawił ją w darze kościołowi
klasztornemu Zwiętego Stanisława w Lublinie. Po śmierci Grzegorza i jego żony Maryny ich
prochy spoczęły w tym kościele, pod ołtarzem Krzyża Zwiętego. Mieszkańcy miasta byli
świadkami licznych cudów w uzdrawianiu chorych przez tę relikwię.
Oszołomiony odkryciami i zmęczony lekturą Paweł wstał, aby odpocząć. Zachciało
mu się kawy, ale w blaszanej puszcze nie było już nawet marnej łyżeczki. Powrócił do książek
i komputera. Był pewny, że Saint-Germain, ten od Pana Samochodzika, to poszukiwacz
relikwii. Kto wie, może w jakimś angielskim zameczku posiada całkiem zgrabną kolekcję
relikwiarzy skradzionych z polskich i europejskich kościołów.
Paweł postanowił do końca wykorzystać Internet. Tym razem do sprawdzenia innego
istotnego tropu w sprawie krzyża lotaryńskiego - Aysej Góry.
Wybrał niemiecką przeglądarkę sieci internetowej i wpisał hasło  Aysa Góra ,
dopisując nazwisko Holzmanna. Niewiele się spodziewał po tej operacji, ale liczył na łut
szczęścia - fakt odwiedzin Polski przez Holzmanna mógł zostać odnotowany przez którąś z
niemieckich gazet.
Nie został. Tym razem nie miał szczęścia. Cały zapas szczęścia na dzisiaj wyczerpał,
ale i tak był zadowolony - zdemaskował Saint-Germaina.
Powtórzył tę czynność wybierając brytyjską przeglądarkę, ale wśród wybranych stron
żadna nie znalazła Józefa Holzmanna. Przeważały adresy regionalnych stron internetowych o
Aysej Górze. Turystyka... przyroda... historia... hotele...
Potem - dla odmiany - zaczął nerwowo kartkować artykuł o Chojnickich augustianach
autorstwa pani Zofii Kratochwil, który ukazał się w  Roczniku Gdańskim trzy lata temu.
Znalazł go dzięki informacjom uzyskanych od wnuczki pana Henryka - Adrianny. Artykuł ten
został włączony do cyklu pozycji naukowych traktujących o dawnych klasztorach na Pomorzu
i wydany w formie nadbitki.
Niewykluczone, że rozwiązanie zagadki krzyża było prostsze, niż się z początku
wydawało. Jedynym problemem był kurczący się czas i zmęczenie. Saint-Germain żądał od
pana Tomasza podania miejsca ukrycia krzyża do godzin porannych, kiedy pociąg z Paryża
wjedzie na terytorium Polski. Była to dziwna prośba, tyle że teraz nie było czasu na
zastanawianie się. Fiolka wyraznie podkreślił, że Saint-Germain ukradł notatnik Norwida i
obiecał go zniszczyć, jeśli Pan Samochodzik odmówi współpracy albo skontaktuje się z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl