[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pomoście usłyszałem na górze czyjeś kroki. Ktoś ruszył za mną w pościg. Na stopniach
stukały ciężkie wojskowe buty.
Kilkoma susami dopadłem kutra, przeszedłem jedną burtę, w poprzek pokładu, i
zanurzyłem się pod wodę za drugą burtą. Nie chciałem skakać do wody, żeby nie
zostawiać na powierzchni kręgów. Nabrałem powietrza i zanurkowałem. Płynąłem pod
przeciwległą ścianę portu, gdzie mogło być najciemniej. Kiedy brakowało już
powietrza ostrożnie wynurzyłem się.
Na dziobie kutra stał uzbrojony Ed, z przenośnym reflektorem w ręku. Zwiecił w
kierunku wyjścia z portu. Leżąc na plecach ostrożnie płynąłem pod ścianę. Tam
wymacałem na ścianie niewielki kamień, a stopami - niewielką półkę, około pół metra
pod powierzchnią wody. Stanąłem na niej. Wyprostowałem się i z całej siły rzuciłem
kamień daleko za rufę kutra. Potem ukucnąłem, nie robiąc hałasu zanurzyłem się i
ruszyłem w kierunku wyjścia z jaskini. Widziałem jasną smugę światła, która
prześliznęła się tam, dokąd rzuciłem kamień, wracającą do wyjścia, błądzącą po całej
jaskini.
Musiałem jeszcze dwa razy wynurzyć się, żeby nabrać powietrza. W wypłynięciu
pomagał mi prąd, którego wcześniej nie wyczuwałem, a który wypychał mnie z portu.
Wychodząc z wody, ukryty za kamieniami, widziałem, jak Ed jeszcze wodzi
szperaczem po wodzie. Potem zrezygnował z poszukiwań i pobiegł po pomoście.
Wiedziałem, co to oznacza. Jego tusza nie pozwalała mu, żeby szybko pokonywał
ciasne schody, ale ja też musiałem w ciemnościach szybko wspiąć się po linie. Chłodny
wiatr najpierw powodował, że było mi zimno. Potem sprawiał ulgę, bo szybko
spociłem się od wysiłku. Kiedy wyczerpany znalazłem się na górze i przebierałem się,
wiatr chłostał mnie lodowatymi powiewami. Schowałem wszystkie rzeczy do worka,
zarzuciłem go na ramię i pobiegłem do hangaru. Potykałem się w ciemnościach,
boleśnie obijając sobie kolana i kostki. Dobiegłem do drzwi w samą porę, by usłyszeć,
jak Batura kłóci się z Edem.
- Nie chcesz chyba, żeby palił papierosy tu, gdzie trzymamy samolot i paliwo?! -
wrzeszczał Batura.
- Od kiedy on pali? Nurek, który pali papierosy, to nie nurek! - grzmiał Ed.
- Co ty wiesz o nurkowaniu?
- A co ty wiesz o lataniu, skoro przez pół nocy nie potrafisz naprawić kilku marnych
linek? Zaraz znajdÄ™ tego kombinatora.
Worek zostawiłem kilka metrów ode mnie, między skałami. Teraz oparty o blachę
zapaliłem papierosa. Rozkaszlałem się wydmuchując dym i wycierałem załzawione
oczy.
- Palenie szkodzi! - Ed wyszedł do mnie.
- Nienawidzę tego - przyznałem.
- To po co palisz?
- Jakbym ci powiedział, że chciałem tylko odetchnąć świeżym powietrzem, to byś
nie uwierzył.
- Masz mokre włosy - zauważył Ed.
36
- Pot i morska bryza - roześmiałem się. - Ty też jesteś spocony. Ed dotknął mojej
bluzy. Była sucha.
- Myślałem, że lubisz nocne nurkowanie w jaskiniach - powiedział.
- Nie cierpię zamkniętych przestrzeni.
- Jak wytrzymywałeś w wojsku, w koszarach, na okręcie podwodnym?
- Gdybym to lubił, to nadal jadłbym grochówkę i pił lurowatą kawę zbożową.
- Co to takiego ta grochówka?
- Taka zupa, po której cała kompania marines by się rozchorowała. Macie za słabe
żołądki - żartowałem. - Chyba żaden z naszych nie tknąłby tego waszego paskudztwa,
które dostajecie do jedzenia w czasie wojny.
- Faktycznie jest obrzydliwe - przyznał Ed. - Kiedy skończycie naprawę?
- Na mój gust prawie kończymy - uśmiechałem się życzliwie.
- Pospieszcie się - Ed odwrócił się i wrócił do wnętrza bazy.
Poczekałem, aż papieros wypali się do końca, rzuciłem go w ciemność i zajrzałem do
hangaru. Spojrzałem na Baturę. Dał znak, że mogę wchodzić. Poszedłem po worek i
szybko zaniosłem go do samolotu. Ukryłem go w skrytce, w której zwykle była
przechowywana gumowa łódka ratunkowa.
- I co? - Batura zapytał, kiedy zajrzałem do kabiny.
- Naprawiłeś? - na razie nie odpowiadałem.
Bez słowa pokazał zwój drutów wystających z bakelitowej puszki z pokrętłem.
- Wiesz, gdzie jest Zuzanna? - nerwowo składał narzędzia do skrzynki.
- Rozmawiałem z nią.
- Tak? Co mówiła?
- Pozdrawia swojego Pysia.
Staliśmy na skrzydle. Batura w pierwszym momencie nie pojął, co powiedziałem, ale
po chwili rzucił mi się na szyję.
- Uspokój się! - poklepałem go po plecach.
Opowiedziałem Jerzemu, gdzie są cele, w których są trzymani więzniowie.
Potem posprzątaliśmy narzędzia i zeszliśmy do sypialni. Widziałem, że Ed siedział
przy radiostacji i przyglądał się nam, jak wchodzimy do swojego pokoju. Tam w
ubraniu spał Dutch, rozłożony na pryczy tak jakby był szmacianą lalką, którą ktoś
niedbale rzucił na śpiwór. Zasnąłem błyskawicznie, kiedy tylko głową dotknąłem
złożonego ubrania, służącego mi za poduszkę, w którym były ukryte moje nadajniki.
Ed urządził pobudkę brutalnie szarpiąc mnie za ramię.
- Robota czeka! - wrzasnął mi do ucha. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl