[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przerzucam kartki zakupionego po drodze tygodnika. Przy sąsiednim stoliku pije wódkę
martwy piosenkarz. Z niechętną uprzejmością uśmiecha się do młodej kelnerki, która,
pochylając się nad jego nieświe\ym oddechem, niepewnie zdejmuje z tacy butelkę i
klasyczny zestaw zakąsek. Podobno w górach nie ma się kaca. Zwie\e powietrze,
mikroklimat, więc mo\na sobie pozwolić na więcej, zanim nastąpi skryty odwrót do miasta,
do starych okopów. Rytuał dworca, kilka gazet na drogę, których nawet nie będzie się chciało
przeczytać. Potem opowieść przy butelce brandy, pikantne historyjki, głupi dowcip z cyklu,
który zawładnął całym krajem. Piosenkarz wygląda jak \uk. Ma pancerz sztywnego swetra,
trzy pary odnó\y przebierających we włosach i kieszeniach i nerwowo poruszające się wąsy.
Dopijam piwo i przełamując stan niechcenia wstaję, zrzucając z siebie płaszcz obrusa w
ludowe wzory, na pastwÄ™ losu porzucam bezbronny tygodnik, mijam szybkim krokiem,
próbując nie oddychać, gnijące zwłoki piosenkarza i wychodzę wprost na uderzenie pancernej
pięści zimnego powietrza. Nagle padający gęsto śnieg przesłania mi świat, pokrywa grubą,
cię\ką warstwą ubranie, krępuje ruchy, wykręca boleśnie ręce i mocno kopie w podbrzusze.
Zwiatła domów i latarni uciekają gwałtownie sprzed moich zaskoczonych oczu.
45.
PAMITNE PRZYJCIE SYLWESTROWE, GDY WIDZIELIZMY SI PO RAZ
OSTATNI
Ta wojna zrobiła się ju\ nudna, mimo usilnych zabiegów marketingowych specjalistów od
promocji. Tak naprawdę to nic się nie dzieje, brak tu nagłych zwrotów akcji, błyskawicznych
ofensyw i szaleńczych kontrofensyw, spektakularnych klęsk i oszałamiających zwycięstw,
widowiskowych rzezi i wzruszających przykładów braterstwa. Kiedy nale\y zadr\eć,
zamknąć z przestrachu i niesmaku oczy? Czym spowodować gwałtowne ruszenie się
sumienia? Kolejnymi zagłodzonymi na śmierć uciekinierami? Jakimiś pourywanymi od
wybuchów min kończynami? Tymi wszystkimi starymi chwytami, przestarzałymi, zu\ytymi
modelami, które po raz kolejny usiłuje nam się sprzedać, za, przyznajmy to szczerze, całkiem
niewygórowaną cenę. Tymczasem my tutaj patrzymy uwa\nie na dolne kończyny młodych
kobiet, doskonale zamaskowani, okopani na strzeleckich stanowiskach, przy kawiarnianych
stolikach, zlani z otoczeniem za pomocÄ… specjalnych kamufla\y gwarantujÄ…cych
niezauwa\alność w miejskich warunkach, przeliczając resztki pieniędzy niczym naboje,
jedząc słodycze jak \elazne racje \ywnościowe. Wszystko jest tak, jak przewidziano to w
misternie uło\onym planie - cykle księ\yca, runiczne znaki zostawione w umówionych
miejscach przez współspiskowców, hasła, odzewy, szyfry, zaklęcia. Za chwilę zacznie się
przygotowanie artyleryjskie, które obróci to miłe miejsce w ogromną kupę niczego. Zmiecie
wszystko, tak abyśmy mogli ruszyć do ataku spokojni o swoje ciała, za to z chóralnym
śpiewem na ustach. Za chwilę z gromkim okrzykiem ruszymy do szturmu i wnet, nim
umilknie bojowe zawołanie, zdobędziemy to wzgórze. To będzie największa szar\a wszech
czasów.
I teraz jest ju\ po wszystkim i jako zwycięzcy schodzimy ze zdobytego wzgórza w świetle
sztucznych ogni, uzbrojeni w cię\kie butle alkoholi. Nad nami pękają kolorowe wybuchy,
obok nas idą nasze kobiety, pod nami zalegają zło\a naturalnych bogactw. Jeszcze nie wiemy,
\e właśnie staliśmy się kolejnym miotem świe\ych kombatantów i będziemy musieli dzwigać
jak rany nasze brzemię kulturowe - angielskie płyty, francuskie filmy, bułgarskie wino,
amerykańskie powieści, jugosłowiańskich partyzantów.
Wtedy gdy schodziliśmy, całe niebo było w sztucznych ogniach, właściwie całe niebo było
sztuczne, tak jak nasze prawie hollywoodzkie uśmiechy, i trudno było zauwa\yć, \e od
sztucznych ogni zaczynają zajmować się dekoracje. Upojeni zwycięstwem wracaliśmy na
pozycje wyjściowe, wła\ąc przez balkon lub okno kuchenne, bo to był parter. Wszystko było
sztuczne jak modny materiał.
Ci faceci nie mają ju\ \adnych pomysłów, nic do powiedzenia prócz komunałów, tego, co
powtarzają mechanicznie do kamer lub nastawionych uszu, zrozumiałem, patrząc na
zwycięzców, i przypomniało mi się, jak zanim zostaliśmy \ołnierzami, niezniszczalnie
staliśmy wrzeszcząc I wanna be adored, bo to był utwór Stone Roses, który nie dość, \e
otwierał ich pierwszą płytę, ale wszystkie krótkie zrywy, i przestraszyłem się, \e ju\ niedługo,
a stanie się tak, \e wisząc niczym amulet na szyi starego przyjaciela, będę ryczał: a czy
pamiętasz, jak piliśmy tanie wina, kochaliśmy brzydkie dziewczyny, które odchodziły od nas
z zadziwiającą regularnością, kradliśmy jabłka i mleko z kontenerów nad ranem, wracając z
całonocnych popijaw, paliliśmy wspólne papierosy, mówiliśmy nie za głośno to wszystko
kiedyś będzie nasze, słuchaliśmy zdegenerowanej muzyki na ogromnym magnetofonie
szpulowym? A on mi będzie odpowiadał: to były gruzińskie wina, ale najbardziej to chyba [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl