[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyjazd do Szwajcarii są do tego konieczne . i uprzedzając pańskie następne pytanie, powiem,
że im wcześniej się to zrobi, tym większe są szanse powodzenia i tym lepsze wyniki
osiągniemy. Nie da się tego przełożyć na pózniej, bo nie ma żadnego pózniej, pułkowniku.
Pózniej są tylko kule i w końcu, po latach, wózek inwalidzki. Mam nadzieję, że to
wyjaśnienie panu wystarczy, pułkowniku?
Niebieskie oko złagodniało, uśmiechnęło się lekko i pułkownik von Crousaz po chwili
odpowiedział:
- Tak, wydaje mi się, że wszystko zrozumiałem. Muszę przyznać, że potraf pan,
doktorze, być bardzo przekonywający. Widzę, że w tym, co o panu mówiono, nie ma
przesady. Ale mam jeszcze jedno pytanie: Czy jest konieczne, żeby to pan towarzyszył
osobiście kapitanowi w tej wyprawie do Szwajcarii?
Otton Brink bez chwili zastanowienia postawił wszystko na jedną kartę.
- Nie, panie pułkowniku, to nie jest konieczne, ale byłoby bardzo pożądane z punktu
widzenia wyników, jakie chcemy osiągnąć. Widzi pan, ja za to, co robię, biorę pełną
odpowiedzialność. Ale muszę brać udział w procesie rehabilitacji i pasowania protezy od
początku do końca. Może to zabrzmi nieskromnie, ale byłem i chyba nadal jestem jednym z
najlepszych specjalistów w tej dziedzinie. No i mam swoje sprawdzone metody, które nie są
przez innych stosowane, a które moim zdaniem gwarantują najlepsze wyniki. A żeby je
zastosować, powinienem być na miejscu, razem z moim pacjentem. inaczej się nie da,
pułkowniku von Crousaz.
- Tak, rozumiem, doktorze. Proszę mi wybaczyć te pytania, ale wszystkim nam leży
na sercu przyszłość naszego Rolfa i musiałem to usłyszeć z pańskich ust. Pewnie pan nie wie,
doktorze, ale Rolf to mój siostrzeniec i zrobię wszystko, żeby miał zapewnioną prawidłową
opiekę. Wierzę, że pan jest właściwym człowiekiem, doktorze.
- Dziękuję za zaufanie, panie pułkowniku, postaram się pana nie zawieść.
- Proszę zatem kontynuować przygotowania do rehabilitacji. Jak już uzna pan, że
wszystko jest gotowe, proszę wystąpić do swojego bezpośredniego przełożonego, pułkownika
Weizloga, z wnioskiem o pozwolenie na wyjazd. Z krótką adnotacją, że robi to pan z mojego
polecenia, ja już załatwię resztę. To co, chyba wrócimy do naszych pań, pewnie się za nami
stęskniły?
Rozdział 7
Otton Brink wracał do domu taksówką i po raz pierwszy od dnia powrotu do Berlina
to uczucie osaczenia, którego wówczas doznał, zaczęło powoli ustępować. Na jego miejsce
pojawiło się coś zupełnie nowego. Coś, co powodowało, że uśmiechał się do swoich myśli, a
nawet, gdy już dojechali pod jego dom na Kaiserstrasse, zupełnie nieoczekiwanie dla siebie
samego dał taksówkarzowi pokazny napiwek.
Chyba się zanadto rozkleiłem - powiedział do siebie. - Ale co tam, odbijemy to sobie
w Szwajcarii .
Na drugi dzień podczas obchodu obejrzał jeszcze raz nogę Rolfa von Dornhoff,
pokiwał głową z uznaniem i powiedział:
- Proszę się przygotować, panie kapitanie, jutro pana operujemy.
Rolf spojrzał na niego spod przymrużonych powiek, uśmiechnął się i zapytał:
- Słyszałem, że widział się pan, doktorze, z moim wujem, pułkownikiem von Crousaz.
- Tak, wczoraj byliśmy razem z większym towarzystwem na kolacji i miałem okazję
go poznać, a nawet ucięliśmy sobie dłuższą rozmowę.
- Domyślam się o czym. Ale widzę i cieszę się, że go pan przekonał. Wuj nie chciał
się początkowo zgodzić na pańską podróż do Szwajcarii. Jest pan czynnym oficerem w
randze kapitana, musi pan mieć rozkaz wyjazdu, a taki rozkaz musi ktoś podpisać... Trzeba to
jakoś załatwić i wuj nie miał ochoty się w to angażować, jest bardzo zasadniczy - zauważył
pan, doktorze?
- Tak, nietrudno to dostrzec, przewiercił mnie prawie na wylot tym swoim
przenikliwym okiem. Ale w końcu albo zrozumiał, że inaczej się nie da, albo po prostu, mając
pańskie dobro na względzie, machnął na to ręką.
- O nie, doktorze, on nie macha na nic ręką... Musiał go pan przekonać.
* * *
Operacja była długa, trwała kilka godzin i doktor Otton Brink niezle się namęczył,
zanim zrobił to wszystko, co sobie zaplanował. Lekkie skrócenie obciętej pod kolanem kości
piszczelowej pozwoliło na prawidłowe ułożenie i połączenie z nią zaczepów i wiązadeł
kolanowych tak, żeby można było pózniej uzyskać jak największą ruchliwość w obu stawach.
Dobrze, że tam nad Pisą udało mi się uratować większość ścięgien i wiązadeł, bo nie
byłoby teraz do czego się przyczepić - pomyślał doktor Brink w czasie operacji. - Zrządzenie
losu chyba, sam nie wiem, czemu to wtedy zrobiłem. Może dlatego, że tak mnie
zaintrygowała ta jego prośba o pochówek nogi? Tak czy owak, udało mu się, no i przy okazji
mnie też... Chyba skończyłem .
Sprawdził jeszcze raz wszystkie klamry i specjalne zaczepy ścięgien przysłane przez
Roberta Duffrie, zaznaczył linię szycia i przekazał dokończenie zabiegu swojemu
asystentowi.
- Zszywamy, doktorze Neuman, dokładnie tak jak zaznaczyłem, proszę, ta fałda do
środka, drobnym ściegiem - zażartował.
A po pół godzinie kapitan Rolf von Dornhoff otworzył oczy i rozejrzał się po sali.
* * *
Wszystko udało się znakomicie - pomyślał Otton Brink, badając po czterech
tygodniach swoje dzieło. Rana goiła się bez powikłań, wszystko zrastało się zadziwiająco
szybko i doktor pokiwał głową z uznaniem.
- Doskonale to wygląda, kapitanie, za tydzień zaczynamy ćwiczenia i postaramy się
jak najszybciej uruchomić to zastałe już kolano. Jak pańskie samopoczucie?
- Bardzo dobre, doktorze Brink. Przez pierwsze parę dni bardzo mnie to bolało, ale
teraz zaczęło się uspokajać i już jest w porządku. Kiedy pan planuje nasz wyjazd?
- Nie wcześniej niż pod koniec stycznia. Rana musi się dobrze zagoić.
Kapitan von Dornhoff pokręcił przecząco głową i spojrzał na doktora Brinka tak,
jakby wyraznie chciał dać mu coś do zrozumienia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]