[ Pobierz całość w formacie PDF ]
go niedosiężnym.
Koniec wersji demonstracyjnej.
III
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
IV
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
VI
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
VII
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
VIII
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
CZZ TRZECIA
I
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
II
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
III
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
IV
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
V
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
VI
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
VII
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
VIII
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
IX
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
CZZ CZWARTA
I
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
II
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
III
Dla Ricarda Lena była taką niespodzianką, że
nie umiał odnieść się do niej krytycznie. Jej
uśmiech wydał mu się pełnym obietnic. Nie
spodziewał się wcale, iż będzie właśnie taka. I
skądże mógł przypuszczać na podstawie
opowiadań, że spotka kogoś podobnego! Cóż to
za morowa niewiasta" określał ją poufale, lecz z
odcieniem szacunku. Szkoda jej było dla hołoty w
rodzaju tego oswojonego opoja. Na samą tę myśl
Ricardo zawrzał oburzeniem. Jej odwaga, jej siła
fizyczna, którą rozwinęła jego kosztem, zniewoliły
go do sympatii. Uczuł się pociągnięty tymi
dowodami zdumiewajÄ…cej energii. Co za dziewczy-
na! Jakaż w niej siła ducha! A że okazuje rozsąd-
ną skłonność do zerwania łączącego ją związku, to
dowód oczywisty, iż nie jest hipokrytką.
Czy pani stary dobrze strzela? rzekł niby
obojętnie, patrząc znów w podłogę.
Nie zrozumiała go dobrze; ale forma pytania
wskazywała, że chodzi o jakąś zaletę. Bezpieczniej
więc było odszepnąć potakująco:
Mój także a nawet więcej niż dobrze
mruknął Ricardo i dodał w przystępie nagłego za-
170/194
ufania: ja nie strzelam tak dobrze jak on, ale
noszÄ™ przy sobie wcale skuteczny instrument.
Uderzył się po nodze. Leną nie wstrząsały już
dreszcze. Niezdolna nawet do poruszenia oczami,
zesztywniała w strasznym duchowym wysiłku,
który podobny był do zupełnej pustki. Ricardo
usiłował wpłynąć na nią po swojemu.
Mój stary to zupełnie co innego, on by mnie
nie porzucił. To nie cudzoziemiec! Pani z tym
swoim baronem nie wie zupełnie, czego się
spodziewać a właściwie, będąc kobietą, wie
pani aż nadto dobrze. Lepiej nie czekać, aż panią
wyrzuci! Niech pani z nami trzyma, to dostanie
pani swoją część część łupu, oczywiście.
Pewnie pani już przewąchała, gdzie jest ukryty.
Lena poczuła, iż gdyby słowem czy znakiem
dała do poznania, że nie ma żadnego łupu na
wyspie, życie Heysta nie byłoby warte i szeląga;
ale wszelka zdolność posługiwania się słowami
zanikła w napięciu jej duszy. Słowa były o wiele
za trudne prócz jednego słowa tak". Zbawcze
słowo! Wyszeptała je, przy czym jej twarz ani
drgnęła. Dla Ricarda ten słaby i zwarty dzwięk
był dowodem chłodnej, powściągliwej zgody, ma-
jącej więcej wagi w ustach istoty tak zadziwiająco
opanowanej niż tysiące słów innej kobiety.
Pomyślał z uniesieniem, że znalazł jedną kobietę
171/194
na milion na dziesięć milionów! Szept jego stał
się jawnie błagalny.
To 'doskonale! Teraz musi siÄ™ pani tylko
upewnić, gdzie on trzyma ten łup. Ale niech się
pani pośpieszy. Nie mogę już dłużej znieść tego
czołgania się na brzuchu, żeby tylko pani starego
nie przestraszyć. Za cóż pani ma człowieka za
płaza?
Patrzyła przed siebie nic nie widząc, jak się
patrzy nocą wytężając wzrok w ciemnościach i
wsłuchując się w złowrogie jakieś dzwięki lub złe
zaklęcia. Jej umysł trwał wciąż w gorączkowym
napięciu, w pogoni za czymś za jakąś zbawczą
myślą, która zdawała się tak bliska, a jednak nie
dawała się ująć. Nareszcie uchwyciła ją. Tak! musi
pozbyć się z domu tego człowieka. W tej samej
chwili rozległ się na dworze nie bardzo bliski, ale
wyrazny głos Heysta:
Czy szukasz mnie, Wang?
Te słowa stały się dla niej błyskawicą, która
rozdarła mrok oblegający ją ze wszystkich stron i
odsłoniła grozną przepaść toż pod nogami, Lena
[ Pobierz całość w formacie PDF ]