[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rych zawsze mogła kryć się grozna prowokacja.
I wreszcie Nicholas podczas konnej wycieczki to sympa-
tyczny towarzysz, dobry jezdziec, ktoś, z kim można szczerze
rozmawiać, a przy tym... podniecający kochanek.
Tak, markotnie posumowała Camilla swoje rozważania,
jest zakochana w Nicholasie Lovellu, nie ma co do tego naj-
mniejszych wątpliwości. Kochała w nim wszystko, od
zmarszczek wokół oczu, kiedy się śmiał, po jego irytującą
pewność siebie.
Zawsze już będzie tęskniła za jego pocałunkami i piesz-
czotami, za dzwiękiem jego głosu, za sposobem myślenia.
Zdarzyło się bowiem tak, że ów niepokojący lord obudził ją
ze snu, jak baśniowy książę przebudził do życia Zpiącą Kró-
lewnÄ™.
Tyle że baśń o Camilli nie będzie miała swojego szczęś-
liwego zakończenia...
S
R
Rozdział szósty
Nicholas ziewnął, przysłaniając usta serwetką. Po raz
trzeci w ciągu ostatnich trzech minut miał ochotę spojrzeć na
zegarek, ale tym razem się powstrzymał. Kiedy wrócił z prze-
jażdżki z Camilla, Georgiana przywitała go, wymachując za-
proszeniem o złoconych brzegach i strofując, że znowu za-
pomniał o kolejnym zaproszeniu na kolację. Szczęśliwie jeśli
się pośpieszą, to przybędą na czas, a w każdym razie spóz-
nienie nie będzie na tyle wielkie, by mogło być uznane za
afront.
Tak więc, chcąc nie chcąc, Nicholas w.towarzystwie uko-
chanej siostry i jej męża udał się na ową kolację. Tym razem
niestrudzona Georgiana postanowiła zetknąć go z lady Cyn-
thią Fitch, córką piątego hrabiego Langfordu, która też zosta-
Å‚a zaproszona.
Rzeczona dama siedziała obok niego i trajkotała o
wszystkim, co tylko ślina przyniosła jej na język, nie zaprzę-
gając przy tym do tej radosnej działalności ani na chwilę
umysłu, któremu w swojej dobrotliwości pozwalała
S
R
spokojnie drzemać od początku przyjęcia. Albo i znacznie
dłużej, zapewne od chwili narodzin, zrzędliwie pomyślał Ni-
cholas. Był coraz bardziej rozsierdzony na siostrę i już ukła-
dał sobie w głowie, co też jej wygarnie po powrocie do do-
mu.
Lady Cynthia była bez wątpienia damą dobrze urodzoną,
miała imponujący posag i nawet ładną buzię, oczywiście o ile
człowiek gustuje w porcelanowych lalkach rodem z Chin.
Miała urocze dołeczki, długie czarne rzęsy, niebieskie, le-
ciutko wytrzeszczone oczy i posyłała jego lordowskiej mości
nader powłóczyste spojrzenia, ilekroć się do niej odezwał.
Dobry Boże, westchnął Nicholas w duchu, podając jej
sól. Najdalej w trzy godziny po ślubie z tą gąską albo by po-
pełnił zbrodnię, albo wylądował w zakładzie dla obłąkanych.
Jakaż uderzająca różnica wobec towarzyszki popołudniowej
przejażdżki. Camilla też była blondynką, owszem, ale w jej
oczach człowiek czytał myśli, widział pracę żywego intelek-
tu. Tak, towarzyszka to dobre określenie: przebywanie z Ca-
milla było czystą przyjemnością. A kiedy ją pocałował... Ni-
cholas stanowczo zabronił sobie dokończyć tę myśl, bardzo
podniecającą, lecz jakże niestosowną, gdy przychodzi do
głowy podczas kolacji spożywanej w zacnym szlacheckim
domu.
Podniósł wzrok i zobaczył, że Georgiana, która siedziała
naprzeciwko, nie spuszcza z niego oczu. O ile dobrze widział
poprzez paterę z owocami i stroik kwiatowy, które częściowo
przysłaniały mu oblicze drogiej siostry, posyłała
S
R
mu piorunujące spojrzenia. Najwyrazniej uważała, że nie
dość jest uprzejmy dla lady Cynthii. Gdy uniósł bezradnie
brwi, Georgiana w odpowiedzi zrobiła taką minę, jaką witała
go, gdy chłopcem jeszcze będąc, wracał do domu z za-
kazanych wypraw do lasu z dworskim Å‚owczym.
-Trudno o bardziej uroczą parę - szczebiotała lady Cyn-
thia.
Nicholas, który nie miał zielonego pojęcia, o czym mowa,
zerknął odruchowo na dekolt damy i zaraz pochwycił rozba-
wione spojrzenie szwagra, który usiłował zamaskować
śmiech dyskretnym pokasływaniem i ocierał kąciki oczu ser-
wetkÄ….
- Parę? - tępo powtórzył Nicholas, bliski wybuchu.
- Ależ tak. Czyż nie mówiłam? Mój drogi brat kupił mi
parkę papużek nierozłączek. One muszą żyć w parach, mi-
lordzie, w przeciwnym razie po prostu odchodzÄ…, biedactwa.
- Lady Cynthia posłała mu słodkie spojrzenie. - Są takie roz-
koszne, tak ślicznie szczebiocą. - Wbrew temu, co mówiła jej
mama, znajdowała hrabiego dość sztywnym rozmówcą, ale
nie mogła pozwolić, by tak doskonała okazja wymknęła się
jej z rąk. Zdobywając się na odwagę, zaproponowała: - Ko-
niecznie musi mnie pan odwiedzić, żeby je zobaczyć. Może
jutro?
Przerażony Nicholas uczepił się pierwszej z brzegu wy-
mówki, jaka przyszła mu do głowy, i wydukał:
- Dziękuję... za zaproszenie, lady Cynthio. Bardzo mi mi-
ło... ale jutro niedziela... muszę iść do kościoła...
- Och, może będzie pan na porannym nabożeństwie
S
R
w katedrze? My też. Może pan potem zjeść z nami lunch.
Mama, która dziś nie mogła się tu zjawić z powodu tej ok-
ropnej migreny, będzie zachwycona. Bardzo chce pana po-
znać, milordzie - zakończyła znacząco.
Nicholas czuł na sobie rozbawione spojrzenie drogiego
szwagra, który zaśmiewał się w duchu z opresji, w jakiej zna-
lazł się brat jego siostry, znany nicpoń i hulaka, co to z każdą
damą sobie radził, a teraz...
- E... wybieram się do kościoła na Walcot Street. Słysza-
łem, że tam można usłyszeć szczególnie budujące kazania -
stwierdził namaszczonym tonem. -I długie - dodał w de-
speracji. - Bardzo lubię długie kazania, a tamtejszy pastor
czyni ciekawe porównania między Starym Testamentem a
filozofią starożytną, karmiąc przy tym wiernych prawdziwie
godną tego określenia strawą duchową.
Szwagier niebezpiecznie poczerwieniał na twarzy i zaczął
się krztusić. Georgiana, dama w każdym calu, nie mogła so-
bie pozwolić na to, by krzyczeć przez stół, więc posłała tylko
mężowi straszne spojrzenie, oczywistą zapowiedz, że pózniej
rozprawi się z wesołym frantem i przypomni mu, jak lord
powinien się zachowywać.
Lecz mniejsza z tym, bo w prawdziwych opałach był Ni- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl