[ Pobierz całość w formacie PDF ]
działa dziewczynka, cała rozpromieniona.
- Najlepiej na świecie - odparł, stawiając ją na podłodze.
Lucy aż kipiała z radości, pędząc do swojego pokoju,
a Dev spojrzał na Rachel i udał, że ociera sobie pot z czoła.
- Zwietnie - zauważyła sucho. - Pierwsza nagroda za uni-
ki przy odpowiedziach na kłopotliwe pytania.
- Może w poprzednim wcieleniu byłem ojcem - rzekł
i podał jej płaszcz.
Odwróciła się i spojrzała na niego jakoś dziwnie.
- Kto to może wiedzieć - powiedziała bezbarwnym gło-
sem.
Poczuł się zmieszany. Czy to możliwe, że jest zazdrosna
o to, że tak łatwo osiągnął porozumienie z jej dziećmi?
Wcześniej nie miał zbyt wiele kontaktów z dziećmi, ale Adam
i Lucy powitali go u siebie w domu bez specjalnej rezerwy
i okazało się, że tak łatwo jest ich pokochać. Gdyby pozwolił
sobie na marzenia, to z przyjemnością widziałby się w roli ich
ojca, gdyby tylko Rachel zgodziła się za niego wyjść.
Jeśli w końcu kiedyś odważy się ją o to poprosić.
Restauracja była jakby stworzona dla kochanków - kameral-
na, elegancka, z przyćmionymi światłami, mrugającymi świeca-
mi i stolikami ukrytymi w niszach oplecionych listowiem.
- Czuję się jak oszustka - wyznała Rachel po tym, jak
kelner otworzył zamówione przez Deva wino i oddalił się
dyskretnie.
- Oszustka? - zaśmiał się Dev. - Dlaczego?
- Och, tak w ogóle. Wciąż myślę o sobie jako o mężatce
i to dziwne uczucie być na randce.
- Nigdy się z nikim nie umawiałaś? - spytał, siląc się na
niedbały ton, żeby nie zdradzić, jak bardzo interesuje go jej
odpowiedz.
- Nie. Przedtem to traktowałabym jak zdradę. Ale z tobą
tak się nie czuję. Skip byłby zadowolony, że jesteśmy przyja-
ciółmi. Tak myślę.
Dev sięgnął po kieliszek napełniony winem, by wznieść
toast. Przyjazń nie była wszystkim, czego pragnął, i chciał,
żeby to zrozumiała.
- Za starą przyjazń i początek czegoś nowego - powie-
dział.
Szkło zadzwięczało delikatnie, kiedy trącili się kieliszka-
mi. Rachel uśmiechnęła się do niego i wypiła pierwszy łyk.
Wydawało się, że stała się mniej ostrożna i nieco się
rozluzniła.
Podczas kolacji spytała go o pobyt w Europie.
- Było wspaniale - odparł, zatapiając się we wspomnie-
niach. - Od września aż do lutego jezdziłem po różnych kra-
jach, zatrzymując się w schroniskach młodzieżowych. Wi-
działem wieżę Eiffla, walki byków w Hiszpanii, kanały
w Wenecji, zamki nad Renem, Alpy... nawet Mur Berliński.
- Potrząsnął głową. - To nie do wiary, że już go nie ma.
A więc w lutym zamieszkałem w Paryżu. Wynajmowałem
mieszkanie z jeszcze dwoma chłopakami. Jeden z nich praco-
wał w nocnym klubie jako kelner i dzięki niemu zacząłem
tam występować. Potem jakoś tak się ułożyło, że grałem
w wielu różnych lokalach i nie miałem kłopotu ze znalezie-
niem pracy.
- Miałeś stałego partnera? - spytała Rachel, odkładając
widelec i sięgając po kieliszek z winem.
- Nie, grałem solo. Miałem kilka propozycji, ale nikt nie
był taki jak Skip. - Cholera! Po co to powiedział? Teraz
będzie smutna i milcząca przez resztę wieczoru.
- Masz rację - powiedziała spokojnie, ku jego zaskocze-
niu. - On był jedyny w swoim rodzaju.
- %7łałuję, że nie mogłem widywać go razem z dziećmi.
- Może wreszcie wtedy przestałbym sobie wyobrażać siebie
w takich okolicznościach, pomyślał. - Założę się, że był
z niego wspaniały ojciec.
- Tak - odparła cicho, wpatrzona gdzieś w przestrzeń. -
Każdą chwilę, kiedy nie był w pracy, spędzał w domu. Ro-
dzina była dla niego najważniejszą rzeczą w życiu.
- Czy mogę ci zadać bardzo osobiste pytanie? - Zobaczył,
że podniosła na niego zdziwiony wzrok, więc mówił dalej
pospiesznie, żeby nie stracić odwagi. - Jak to jest, kiedy się
rodzi dziecko? - Od czasu, kiedy zobaczył zdjęcie, na którym
Skip obejmuje rękami jej ogromny brzuch, wprost zżerała go
chęć poznania szczegółów. Wciąż trudno mu było uwierzyć,
że Rachel urodziła dwoje dzieci.
- Poród... - zaczęła z zastanowieniem. - To jest takie
niesamowite przeżycie, że naprawdę trudno je opisać. Na
pewno bardzo bolesne. Nie sądzę, żeby mężczyzna mógł po-
jąć, przez co przechodzi kobieta przy porodzie. Przed urodze-
niem Adama chodziliśmy ze Skipem do szkoły rodzenia. Wie-
działam, że to nie będzie łatwe, ale... - Potrząsnęła głową.
- Nie wiem, jak bym przez to przeszła, gdyby nie on. Przez
cały czas pomagał mi, a gdy Adam już się urodził, rozpłakał
się ze szczęścia.
- Cały Skip - powiedział Dev z uśmiechem.
- A z Lucy była zupełnie inna historia. - Kiedy Rachel
już zaczęła mówić, trudno było ją powstrzymać. - Byliśmy
we troje na plaży - Skip, Adam i ja. Do terminu porodu było
jeszcze ponad dwa tygodnie i poza tym byłam pewna, że i tak
się opózni. Mówiłam ci, że Adam był przenoszony prawie trzy
tygodnie? A więc byliśmy na tej plaży i właśnie budowaliśmy
zamek z piasku, kiedy wody odeszły. Najpierw byłam nie-
zadowolona, że to tak wcześnie, kiedy jesteśmy z dala od
domu, a potem wszystko potoczyło się tak szybko. Czterdzie-
ści pięć minut pózniej urodziłam Lucy, już na pogotowiu. Skip
wciąż miał na sobie spodenki kąpielowe, a Adam był z nami,
bo po prostu nie mieliśmy go z kim zostawić.
- Wielki Boże. - Dev zastanawiał się, czy po nim widać,
jak niewyraznie siÄ™ czuje. - Pewnie Skip strasznie siÄ™ dener-
wował.
- Przeciwnie, był niewzruszony jak głaz. I stanowczo ob-
stawał przy tym, żeby jechać na pogotowie, bo ja wolałam
wracać do domu...
- I urodzić w połowie drogi - dokończył za nią Dev.
- Wiesz, że Adam wciąż to pamięta? - ciągnęła coraz
bardziej rozbawiona. - Nigdy nie zaakceptowałabym teorii,
że to dobrze dla dziecka być przy narodzinach rodzeństwa,
ale on twierdzi, że było ekstra".
Przez resztÄ™ wieczoru rozmawiali o dzieciach, o rodzinie i
o swojej pracy. Rachel zrezygnowała z deseru i poprosiła tyl-
ko o herbatÄ™.
- Tak się objadłam, że chyba będziesz musiał mnie stąd
wytoczyć - powiedziała, kiedy w szatni Dev podawał jej
płaszcz.
- Mogę cię nawet nieść - powiedział.
- Chyba jednak sobie poradzę - odparła, usiłując zigno-
rować reakcję swego ciała na jego słowa i na to, że przed
chwilą jego oddech połaskotał ją w ucho.
Wracali z restauracji jego wygodnym volvo, w którym
czuli sięjak w aksamitnej, ciemnej kryjówce. Korciło ją, żeby
wyciągnąć rękę i dotknąć jego uda, znajdującego się tuż przy
niej. Obserwowała z przyjemnością jego szczupłe palce za-
ciśnięte na kierownicy, grę mięśni przedramion, kiedy zmie-
niał biegi, i gdzieś głęboko w środku czuła narastające ciepło.
Nagle Dev odezwał się i to ją ogromnie zaskoczyło.
- Może chcesz wstąpić na drinka?
Rozejrzała się wokół. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że
nie pojechali prosto do niej. Samochód zatrzymał się właśnie
przed ładnym kompleksem budynków, gdzie -jak rozpoznała
- znajdowało się mieszkanie Deva. Bez zastanowienia zgo-
dziła się, pragnąc przedłużyć to poczucie bliskości.
- No dobrze, ale tylko na jednego. Naprawdę na mnie już
czas.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]