[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dla rządcy i naszych braci: okoliczni biedacy nie mogli odtąd korzystać z zasobów Warowni.
Wszystko ma pozostawać do dyspozycji podległych nam osadników. W czasach kryzysu
Warownia musi trwać jak skała, świecąc przykładem dla reszty kontynentu. Tolocamp, o
czym z ukontentowaniem doniosła nam Anella, był przekonany, że uzdrawiacze i harfiarze
zwrócą się do Warowni o wsparcie w żywności i lekach. Mistrz Capiam i mistrz Tirone
zgłosili formalną prośbę o rozmowę z lordem Tolocampem następnego dnia.
Dla mnie była to kropla przepełniająca czarę. Wyczerpała się moja cierpliwość,
układność i lojalność wobec ojca. Nie mogłam dłużej znosić tej kobiety ani pozostawać w
zależności od człowieka, którego tchórzostwo i skąpstwo przynosiło ujmę memu rodowi. Nie
chciałam przebywać w zhańbionej Warowni.
Wyszłam z pokoju tłumacząc się tym, że chcę przygotować słodycze na wieczór.
Zeszłam do kuchni, a potem do ambulatorium. Przygotowałam fellis w największym dzbanie
oraz równie dużo syropu na kaszel. Gdy moje wywary bulgotały na kuchni, przetrząsnęłam
przeładowane półki zdejmując garściami zioła, korzenie, łodygi, liście, pąki kwiatów i bulwy.
Wszystko to mogło się przydać w Cechu Uzdrowicieli. Zioła spakowałam, powiązałam i
zostawiłam w ciemnym kącie wewnętrznego magazynu, na wypadek gdyby zjawiła się tam
Anella. Przelałam fellis i tussilago do owiązanych słomą gąsiorów. Do ładunku dołączyłam
paczkę swoich ubrań. Potem sporządziłam lepki deser do wieczornego posiłku - dość, aby
Anella i jej rodzice przeżarli się przy stole.
Wieczorem odnalazłam stryja Munchauna i poprosiłam go o rozdzielenie biżuterii
między siostry.
- Proszę, proszę - powiedział podnosząc zawinięty w skórę pakiet z klejnotami. - Czy
zostawiłaś sobie trochę?
- Tak, ale nie sądzę, żeby biżuteria miała mi się przydać tam, dokąd mam zamiar się
udać.
- Daj mi znać, Rill, kiedy tylko się urządzisz. Będzie mi ciebie brakowało.
- A mi ciebie, stryju. Opiekuj siÄ™ siostrami, dobrze?
- Czyż nie robiłem tego zawsze?
- Lepiej niż ktokolwiek inny. - Tyle tylko byłam w stanie powiedzieć. Uciekłam na dół
po schodach.
3.18.43
Następnego dnia, kiedy w małej kuchni zaczęłam przygotowywać kolejny kocioł
wzmacniającej zupy, zobaczyłam idącego przez dziedziniec Mistrza Harfiarzy i Mistrza
Uzdrowicieli. Szli na spotkanie z Tolocampem. Zawołałam Sima i kazałam mu czekać przed
ambulatorium z dwoma ludzmi. Miałam pewne zadanie do wykonania.
Przebrałam się w strój bardziej nadający się do tego, co zamierzałam uczynić, i
wetknęłam jeszcze parę drobiazgów do torby u pasa. Dostrzegłam swoje odbicie w
niewielkim lustrze na ścianie. Włosy stanowiły jedyny przedmiot mojej dumy, lecz wahałam
się tylko przez chwilę. Chwyciłam nożyce i zdecydowanie, zanim zdążyłam zmienić zdanie,
obcięłam drugie sploty i wcisnęłam je w ciemny kąt bielizniarki. Nikomu w najbliższym
czasie nie przyjdzie do głowy przeszukiwać mój pokój. Krótkie włosy pasowały do mojej
nowej życiowej roli.
Zawiązałam włosy na karku rzemieniem. Potem opuściłam pokój, który dawał mi
wytchnienie w samotności od czasu, gdy skończyłam osiemnaście wiosen, i udałam się po
spiralnych schodach do apartamentów ojca na pierwszym piętrze.
W ścianie tuż za głównym wejściem do jego kwatery znajdowało się wgłębienie.
Ledwie zdążyłam się tam schronić, gdy bębny obwieściły szczęśliwą nowinę, że Orlith
zniosła dwadzieścia pięć jaj, w tym jedno jajo królowej. Założę się, że w Weyrze Fort
świętowano z tej okazji. Wiadomość była pocieszająca, ale zaraz posłyszałam ponury głos
ojca. Czyżby ta wieść nie przypadła mu do gustu? W zwykłych czasach kazałby podać wino,
aby to uczcić.
W siedzibie Cechu nie zastałabym nikogo. O tej porze wszyscy wykonywali już
wyznaczone zadania w Warowni lub poza nią. Przyłożyłam ucho do drzwi. Słyszałam
większość rozmowy, która toczyła się wewnątrz. Capiam i Tirone dysponowali silnymi,
dzwięcznymi głosami, a w zdenerwowaniu mówili jeszcze głośniej. Tylko mój ojciec
mamrotał.
- Dwadzieścia pięć z jajem królowej. Wspaniały wylęg mimo póznej pory Obrotu -
mówił Capiam.
- Moreta... - dobiegło mnie niewyraznie. - Kadith... Sh gall... tak chorzy.
- To nie nasza sprawa - usłyszałam głos mistrza Tirone. - Choroba jezdzca nie wpływa
na sprawność smoka. W każdym razie Sh gall walczy z Opadem w Neracie, musiał zatem
całkowicie powrócić do zdrowia.
- Wiedziałam, że pan i pani Weyru Fort chorowali i wrócili do zdrowia. Po śmierci
uzdrawiacza Weyru pośpiesznie wysłano tam Jallorę z Cechu Uzdrowicieli. Dlaczego Sh gall
latał nad Nerathem, o tym nie było mowy.
- Chciałbym, aby zawiadamiano nas o sytuacji w Weyrach - powiedział ojciec. - Tak
bardzo siÄ™ martwiÄ™.
- Weyry - odrzekł z naciskiem Tirone - przekazują swoje tradycyjne obowiązki
Warowniom! Czy to ja sprowadziłem chorobę do Weyrów? - rzekł głośniej, rozdrażnionym
głosem ojciec. - Albo do Warowni? Gdyby jezdzcy nie latali z miejsca na miejsce jak
opętani...
- A Lordowie Warowni? Gdyby tak zatkali każdą dziurę i szczelinę... - Capiam
rozgniewał się także.
- To nie jest pora na wymówki! - przerwał im skwapliwie Tirone. - Wiesz równie
dobrze albo i lepiej niż inni, że to żeglarze sprowadzili tę straszliwą klęskę na kontynent! - W
głosie mistrza brzmiała najwyższa niechęć. Miałam nadzieję, że ojciec to zauważył. -
Wróćmy raczej do tego, o czym dyskutowaliśmy, gdy bębny nam przerwały. W twoim obozie
są poważnie chorzy. Nie ma dość szczepionki, aby opanować epidemię, ale należałoby
przynajmniej zapewnić im przyzwoite kwatery i lepszą opiekę.
Słusznie więc podejrzewałam, że sknerstwo ojca dotknęło obu Cechów, które
Warownia Fort jak dotąd hojnie zaopatrywała w razie potrzeby.
- Są wśród nich uzdrawiacze - odparował nadąsanym głosem ojciec. - Sami
mówiliście!
- Uzdrawiacze nie są odporni na infekcję i nie mogą pracować bez leków - rzekł
zdenerwowany Capiam. - Macie wielki magazyn medykamentów...
- Stworzony i utrzymywany przez moją zgasłą przedwcześnie małżonkę... - Jakże
[ Pobierz całość w formacie PDF ]