[ Pobierz całość w formacie PDF ]
te\ taka mo\liwość, \e pojadę z Danielem do Courtney Place.
Sir Percy nawet nie starał się ukryć zaskoczenia.
- Po co, u licha? Daniel ju\ całkiem ozdrawiał. W tak
dobrej dyspozycji nie widziałem go od lat.
- NaprawdÄ™ tak pan sÄ…dzi? - Lady Exmouth bardzo
wysoko ceniła opinię sir Percy'ego na wszystkie tematy. -
Mo\e wobec tego wcale nie muszę zastanawiać się nad
pobytem w Kencie.
- Stanowczo nie - zapewnił ją rozmówca. - Po wypadku
była inna sytuacja. Wtedy sam uwa\ałem, \e pani wsparcie
byłoby mu bardzo potrzebne. Właśnie dlatego pozwoliłem
sobie przyjechać po panią do Bath.
- Jestem panu za to dozgonnie wdzięczna, Percy -
odpowiedziała, przesyłając mu ciepły uśmiech.
- Och, to nie był dla mnie \aden kłopot. - Pokręcił głową,
bo obrazy tamtych dni wcią\ składały się w jego umyśle na
\ywe, plastyczne wspomnienie. - Uwa\am, \e Exmouth ju\
odzyskał siły i mo\e sam decydować o swojej przyszłości,
więc jeśli chcesz skorzystać z mojej rady, droga Lavinio,
pozwól mu na trochę samodzielności. Będzie ci za to
wdzięczny - dodał, mierząc przyjaciółkę znaczącym
spojrzeniem.
Robina, która w milczeniu przysłuchiwała się tej rozmowie,
podzielała zdanie sir Percy'ego. Wprawdzie nie była tak pewna
jak on, czy Daniel ju\ doszedł do siebie po stracie \ony, ale
uwa\ała, \e jest w stanie zająć się własnymi sprawami bez
pomocy matki, mimo \e lady Exmouth miała jak najlepsze
intencje.
85
Na szczęście Daniel dobrze orientował się w terenie i bez
trudu znalazł zakątek zaproponowany przez Robinę. Skręcił z
głównego traktu, by zatrzymać kolaskę w cieniu potę\nego
cisu.
Podczas gdy Robina i lady Exmouth zastanawiały się nad
wyborem odpowiedniego miejsca na rozło\enie rzeczy, Daniel
zorganizował wynoszenie z powozu koców i koszyków z
prowiantem. Po rozstawieniu jedzenia na trawie w powietrzu
uniósł się smakowity zapach pieczonych kurcząt, co
natychmiast obudziło apetyt sir Percy'ego, który bez ociągania
wyraził pogląd, \e nale\y przystąpić do badania zawartości
koszyków, zanim szampan niestosownie się ogrzeje.
Poniewa\ nikt nie zgłosił sprzeciwu, lady Exmouth poleciła
słu\bie podać jedzenie i napoje. Wszyscy z wyjątkiem lorda
Phelpsa, bardzo powściągliwego w zaspokajaniu głodu, z
du\ym entuzjazmem kosztowali kolejne dania przygotowane
na tę okazję przez kucharkę. Dlatego nikt nie czuł potem
zbytku energii i gra w krykieta, zaproponowana wcześniej
przez Daniela dla sprawienia przyjemności Lizzie, została
odło\ona na czas potrzebny \ołądkom, aby poradzić sobie z
obfitym posiłkiem.
Hanna, zachęcona przykładem lorda Phelpsa, postanowiła
szkicować. Uznano, \e najbardziej malowniczy widok ruin
klasztoru rozciąga się od strony du\ego lasu, zasłaniającego
znaczną część horyzontu. Skrajem lasu płynęła zakolami rzeka,
a ruiny znajdowały się wśród drzew na drugim jej brzegu.
Po rozło\eniu koca na bujnej trawie, o kilka jardów od
stanowiska lorda Phelpsa, Robina usiadła między dwiema
dziewczynkami. Hannę, zręczną rysowniczkę, bardzo szybko
pochłonął temat, natomiast jej siostra jeszcze szybciej straciła
zainteresowanie szkicowaniem, uległa jednak perswazjom i
zgodziła się wytrwać przy pracy do czasu, a\ przyjdzie ojciec.
Daniel przystanął, by zerknąć przez ramię lordowi Phelpsowi i
odniósł wystarczająco korzystne wra\enie, by kilka razy z
86
uznaniem skinąć głową. Potem odwrócił się i wolno ruszył ku
dziewczętom.
- Phelps niezaprzeczalnie ma talent zauwa\ył
półgłosem, gdy podszedł do koca.
Umiejętności swojej starszej córki równie\ szczodrze
wychwalał. Zdołał nawet powiedzieć coś pochlebnego o
pośpiesznie nagryzmolonym szkicu Lizzie, w który autorka
wło\yła niezbyt wiele serca. W końcu stanął przy Robinie.
- Zastanawiam się, co powiedzieć o tym rysunku -
odezwał się w końcu, przyjrzawszy się z uwagą ostatniemu
dziełu.
Robina zdołała zapanować nad sobą i dalej rysowała ze
skupioną miną, jakby to nie jej praca była właśnie poddawana
ocenie. Szkicowanie zawsze było jej ulubionym zajęciem i
miłym sposobem na spędzenie czasu w smutne, deszczowe dni,
gdy nie mogła wyjść z domu. Wielu ludzi, w tym nawet matka,
nale\ąca do surowych krytyków tak zwanych kobiecych zajęć,
mówiło jej, \e ma niezaprzeczalny talent. Robina znała granice
swoich zdolności, wiedziała jednak równie\, \e słu\ące jej do
rysunków modele mo\na rozpoznać na pierwszy rzut oka, była
więc przygotowana na odparowanie z humorem wszelkich
\artobliwych uwag.
- Ten... hm... obiekt pośrodku jest zapewne klasztorem...
Tak - mruknął, zwracając głowę w bok - jeśli spojrzy się na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]