[ Pobierz całość w formacie PDF ]
narowistych klaczy. Muły pochodzą z krzyżówki klaczy z osłem. Są
niepłodne i gwarantują spokojną, bezpieczną jazdę. Nigdy nie
mieliśmy w Kanionie śmiertelnego wypadku spowodowanego przez
muła.
- Dobrze wiedzieć.
- Będę jechał tuż za tobą. W razie czego po prostu krzyknij.
Powinnaś mieć rękawice do jazdy. Włóż je.
- Moje ręce, podobnie jak stopy, są odporne na pęcherze -
wyjaśniła, ale posłusznie wyjęła rękawice.
Kurt poczekał, aż je nałoży, po czym podszedł szybko do swojego
muła. Andrea odprowadziła go wzrokiem. Z żalem stwierdziła, że
tego ranka nie wdawał się w osobiste pogawędki. Nie posłał jej
nawet tęsknego spojrzenia.
- Uwaga, jedziemy gęsiego. Naprzód! zawołał przewodnik
karawany. Piętnastu jezdzców ruszyło posłusznie jeden za drugim.
Andrea poprawiła kapelusz przeciwsłoneczny i rozkoszowała się
przejażdżką. Podziwiając widoki, nieraz czuła na sobie spojrzenie
Kurta. Jeżeli sądzi, że jego stażystka spadnie, to grubo się myli. Co
prawda, nie jezdziła od lat, ale gdy raz się tego człowiek nauczy,
nigdy nie zapomina.
A w przypadku mułów wszystko było o wiele prostsze. Andrea nie
musiała patrzeć na drogę, mogła się więc bez reszty oddać
48
RS
podziwianiu krajobrazu. Kanion oglądany od dołu wydawał się inny,
choć jego kolorystyka była równie wspaniała. Szkoda, że regulamin
nie przewiduje dodatkowego miejsca w plecaku na aparat
fotograficzny. Może uda jej się zrobić kilka zdjęć, kiedy będzie miała
wolne.
Ze zdziwieniem spostrzegła, że przewodnik karawany zarządza
postój. Dla pewności zerknęła na Kurta.
Skinął głową.
- Wiem, że trochę za wcześnie na posiłek, ale to jedyne miejsce
na postój. Poczekaj, aż przewodnik wyda instrukcje, jak zsiąść.
Kilka minut pózniej Kurt i Andrea jedli niewielki obiad.
- Powinno się to nazywać przekąską, a nie obiadem - zauważyła.
- Lepiej zjeść coś wcześnie niż wcale - odparł Kurt. - Nie można
tego robić w czasie jazdy. W ten sposób jest większa szansa, że
turyści nie będą zaśmiecali szlaków. Poza tym mniej doświadczeni
jezdzcy powinni skupić się całkowicie na jezdzie.
- Zamiast obiadu wolałabym robić zdjęcia. Popatrz tylko na te
kolory skał: odcienie różu, zieleni; ten brąz... szkoda, że nie mam
aparatu.
- Wszyscy stażyści tak mówią. Po jakimś czasie nauczysz się
określać na podstawie koloru skały właściwą warstwę geologiczną.
Kiedy karawana znowu wyruszyła w drogę, spoza porannych
chmur wyszło słońce i zalało wszystko niezwykłym blaskiem.
Andrea wygrzewała się przez jakiś czas w cieple promieni, wkrótce
jednak sięgnęła po manierkę. Upał sprawił, że muły zaczęły poruszać
się ospale. Niektórzy jezdzcy, szczególnie ci bez nakrycia głowy i
okularów przeciwsłonecznych, mieli już czerwone, spocone twarze.
Wkrótce i Andrea zaczęła marzyć o skrawku cienia. Niestety,
Kaibab był szlakiem widokowym i tak wąskim, że napotkani po
drodze turyści nie mogli ich wyminąć, lecz musieli wspinać się
powyżej ścieżki, gdzie karkołomnie uczepieni skał czekali na
przejście karawany.
- Jak sobie radzisz? - dopytywał się co chwila Kurt.
Na początku Andrea odwracała się, żeby odpowiedzieć; teraz
49
RS
ograniczała się jedynie do machnięcia ręką. Brak wypoczynku i
obezwładniający upał dały o sobie znać. Zmęczona i senna, siłą
zmuszała się do koncentracji. Trzeba zachować pozory ze względu
na Kurta. Z trudem powstrzymywała ziewnięcie. Chcąc sprawdzić,
jak wysoko się wspięli, zerknęła w dół i... znieruchomiała.
W dole, na wąskim występie skalnym, stał człowiek! Widziała
jedynie czubek jego głowy. Ogarnięta paniką spojrzała na czoło
karawany. Muły zbliżały się do kolejnego zakrętu i, jak wiadomo, nie
mogły się cofnąć.
Podjęła błyskawiczną decyzję i ściągnęła wodze. Jednak zwierzę,
przyzwyczajone do tego, że zatrzymuje się wraz z resztą karawany,
posuwało się naprzód. Andrea szybko zsiadła i wspięła się na skałę,
żeby przepuścić muła.
- Co ty, do licha, wyprawiasz? - wrzasnÄ…Å‚ Kurt, widzÄ…c nagle
przed sobą puste siodło.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]