[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do przeżyć, których nigdy się nie zapomina. Trzej
krzepcy bracia Kate i jej ojciec byli weseli i serdeczni.
A przy tym głośni.
Bardzo głośni. Wszyscy czterej Davenportowie
dorównywali wzrostem jemu, a budową zawodo-
wym drwalom. ObserwujÄ…c, jak niemal trzeszczy
w szwach robocza koszula na plecach gospodarza
myjącego ręce nad kuchennym zlewem, David do-
chodził do wniosku, że Kate musi przypominać
z figury swoją nieżyjącą matkę. Z drugiej strony, jak
taka drobna kobietka mogłaby wydać na świat tych
trzech olbrzymów! A może Davenportowie adopto-
wali Kate?
Nie, niemożliwe. %7ładne z czworga rodzeństwa
nie mogłoby się wyprzeć reszty. Podobieństwo
między braćmi nie kończyło się na identycznych
ciemnych włosach i oczach, i powtarzało się w bar-
dziej subtelnych rysach Kate. Najstarszy z jej braci,
66 Anne Marie Winston
Evan, był poważniejszy i mniej wylewny od dwóch
pozostałych, ale kiedy posprzeczał się z ojcem o ilość
paszy, którą zużyli w zimie, szczęka chodziła mu
wypisz wymaluj tak samo jak Kate, kiedy ta siÄ™
zaperzyła. Wszyscy trzej bracia odziedziczyli po
ojcu tubalny głos i nie wstydzili się wyrażać swojej
opinii.
David patrzył z fascynacją, jak najmłodszy
z braci próbuje usiąść do stołu w roboczym
ubraniu.
Martinie powiedziała Kate, wnosząc do jada-
lni parującą misę z tłuczonymi ziemniakami ben-
zyną od ciebie zalatuje. Idz się przebrać.
Oj, Kate! zaprotestował mężczyzna. Na-
prawiam silnik w traktorze i po kolacji wracam do
roboty. Co się będę dziesięć razy przebierał. To bez
sensu.
Zmierdzisz fuknęła Kate a więc sens jest,
przynajmniej jeśli o mnie chodzi. No już.
Martin otwierał usta, by dalej protestować,
ale Kate trzepnęła go ścierką do naczyń po sie-
dzeniu.
Jazda stÄ…d.
Brat odchrząknął i wymaszerował do przedpo-
koju. Przed wstąpieniem na schody obejrzał się
jeszcze.
Jędza. Zerknął ponad jej głową, co nie było
trudne, i napotkał rozbawiony wzrok Davida. Ist-
na jędza powtórzył. Trzymaj się od niej z daleka,
bo cię stłamsi.
Wyobraznia natychmiast podsunęła Davidowi
wizję, w której leży na wznak pod tłamszącym go
Piknik nad stawem 67
brzemieniem jędrnych krągłości Kate, i miał już na
końcu języka: ,,Nie miałbym nic przeciwko temu ,
ale w porę się w niego ugryzł. Chciał jeszcze trochę
pożyć. Martin dorównywał mu wzrostem i bił na
głowę szerokością barów. Takiego raczej do siebie
nie zrażać.
Już cię tu nie ma. Kate, nieświadoma my-
śli lęgnących się w głowie Davida, spojrzała
na brata spod przymrużonych powiek i trzepnęła
dla wzmocnienia efektu ścierką. Martin wstąpił
potulnie na schody. Daję ci pięć minut! za-
wołała za nim.
Martin zmieścił się z zapasem w wyznaczo-
nym czasie. Był z powrotem na dole przed upły-
wem tych pięciu minut, i David, skosztowawszy
marynowanego kurczaka przyrzÄ…dzonego przez
babkę Kate, już wiedział, co go tak zdopingowało.
Nie dane mu było jednak delektować się posił-
kiem, bo ojciec Kate zasypał go pytaniami o sytua-
cjÄ™ na rynku.
Słyszałem, Davidzie, że znasz się na inwes-
towaniu. Kate tak mówi. Jackson Davenport
przyglądał się gościowi spod uniesionych pytająco
brwi.
Owszem. David spojrzał w ciemne oczy
gospodarza i doznał osobliwego uczucia, że już je
kiedyś widział. Ach, tak, Kate. Kate ma oczy po ojcu.
Bez wÄ…tpienia.
Mam trochę oszczędności, które staram się
pomnożyć na giełdzie podjął jakby od niechcenia
Jackson. I nie wiem teraz, co myśleć o tej aferze
z Bankiem Zwiatowym. Podkopała trochę moje
68 Anne Marie Winston
zaufanie. Bo jak tu spać spokojnie, skoro nagle
okazuje się, że jakiś magik od komputerów jednym
naciśnięciem klawisza może mnie oskubać ze wszy-
stkich pieniędzy?
Nie jest pan w tych obawach osamotniony.
David ostrożnie dobierał słowa. Poczynając od
pierwszego kwietnia, odbył już takich rozmów bez
liku.
A jeśli ten cały Achilles dał radę włamać się do
komputerów Banku Zwiatowego, to Bóg jeden wie,
gdzie jeszcze potrafi namieszać dorzucił Evan.
A jak przyjdzie mu ochota włamać się do sys-
temów kierowania rakietami i odpalić kilka? Ten
świrus z Rebelii tylko na to czeka. Od razu poszłoby
kontruderzenie.
I ot, tak tu ojciec Kate pstryknÄ…Å‚ palcami
będziemy mieli wojnę.
Przestańcie krakać wtrąciła Irma siedząca
u szczytu stołu. Nie słuchaliście wczorajszego
orędzia prezydenta?
Prawdę mówiąc to nie mruknęła Kate. Pół
nocy spędziliśmy wczoraj z Martinem i Denisem
w oborze. Trzy krowy naraz się cieliły, zapomniałaś,
babciu?
Irma kiwnęła głową.
Faktycznie. No to wam powtórzę, co mówił.
Zaczęła streszczać wystąpienie, odliczając na
palcach ważniejsze jego punkty: Po pierwsze,
prezydent Stewart apelował do nas, żebyśmy nie
popadali w panikÄ™ i nie brali sobie tak do serca tego
wyprowadzenia pieniędzy z banku. Achilles to
człowiek; zostanie ujęty. Po drugie, powiedział, że
Piknik nad stawem 69
powinniśmy dążyć do ustanowienia międzyna-
rodowej kontroli nad Rebelią bez rozpętywania
wojny. Im więcej będziemy wiedzieli o tym
maniaku DeBruzkyi, tym Å‚atwiej go zneutrali-
zujemy. I po trzecie, prosił, żebyśmy absolutnie
nie dawali posłuchu tym wyssanym z palca plo-
tkom o zmodyfikowanych genetycznie dzieciach,
bo może to doprowadzić do ustanowienia mora-
torium na wszelkie badania genetyczne. Aż wie-
rzyć się nie chce, jak alergicznie reagują niektórzy
na prowadzenie w pełni legalnych badań nau-
kowych.
To prawda podchwyciła Kate. Wczoraj na
tańcach słyszałam najfantastyczniejsze spekulacje.
Skąd ludzie czerpią te pomysły?
Plotka to potęga odezwał się David. Poza
tym niektórzy lubią sensację i towarzyszący jej
dreszczyk emocji. Ale większość myśli trzezwo. Jeśli
jako naród nie damy sobie narzucić myślenia w kate-
goriach ,,obawy przed najgorszym kierował te
słowa do ojca Kate wyjdziemy z tego kryzysu
obronną ręką.
Oby tak było. Jackson bez przekonania
pokręcił głową. Szkoda, że nie posłuchałem rady
swojego brokera i nie rozparcelowałem pieniędzy po
różnych bankach i na akcje różnych firm. Teraz już
za pózno.
David uśmiechnął się.
Na to nigdy nie jest za pózno oznajmił. Ale
w tej chwili niczego bym nie sprzedawał. Kiedy
schwytajÄ… Achillesa i tych, co stojÄ… za tym rabun-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]