[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie czyste dywany wiodły do długiego rzędu wind.
W oddalonej części holu lustrzana, kręcona klatka
schodowa prowadziła na galerię pierwszego piętra,
skąd dochodził szmer rozmów. Sala konferencyjna
czy gabinet posiedzeń... a może niegdyś sala balo
wa. Pewnie równie wytworna i roziskrzona jak hol.
Na szerokiej przestrzeni między wejściem
a schodami stało mnóstwo wygodnych foteli i ka
nap. Tam skierowała swe kroki Beth, przejmując
inicjatywÄ™ i tak nagle pociÄ…gajÄ…c za sobÄ… Chand-
lera, że jego opór wyraził się tylko wzmocnieniem
uścisku jej ręki.
- Zrelaksuj się - powiedziała, odruchowo na
mierzając główne wejścia i mniejsze boczne drzwi
dla boya hotelowego, inne wejścia sygnalizowały
oznakowania za windami. Wybrała kanapę stojącą
plecami do dużego filara. Przed nią, na niskim stole,
leżały rozmaite prospekty reklamowe. Winiarnia
Blue Crane przy drodze numer dwa, w Faure.
Cotygodniowe wieczorne przyjęcie... dzisiaj wie
czorem. Pomyślała, że co jak co, ale nie zabraknie
tam stołów. A pod jednym z nich może znajdzie
główną kartę do systemu komputerowego, kartę,
o której mówiła Lieta. Zwróciła się do Chandlera:
- Nie przysporzę ci kłopotów. Mamy okazję do
porozmawiania. Właśnie tutaj, właśnie teraz.
Tajemnicza kobieta 63
Boleśnie ścisnął jej dłoń.
- Miałem inny pomysł.
- A co, to się nie mieści w twoim regulaminie?
- zapytała drwiąco. - Nigdy nie trzymam się
kurczowo regulaminu i raczej dobrze na tym
wychodzę, więc tym bardziej nie będę się stosowa
Å‚a do twojego.
- Chryste Panie - jęknął, siadając obok niej,
coraz bardziej speszony. - Założę się, że bez
przerwy darłaś koty ze swoją mamą.
- Z moją mamą? - powiedziała z uśmiechem.
- Porozmawiajmy lepiej o tobie i o twojej mamie.
Pokręcił głową.
- Pogadajmy o tym, jak doszło do tego, że byłaś
z LietÄ….
Beth zawahała się. Współpracować z nimi Nic
z tego, jeśli go nie przekona, że przynajmniej
oficjalnie sÄ… po tej samej stronie.
- Może raczej o tym, dlaczego nie byłam z nią
zbyt długo? - powiedziała po namyśle, sięgając do
zapięcia kurtki. Mając na ręku kajdanki, nie mogła
jej zdjąć, ale przynajmniej rozsunęła zamek i roz
chyliła ją. - Zredniej klasy snajper jest o osiemnaś
cie procent skuteczniejszy od średniej klasy żoł
nierza. Skuteczność ta wzrasta, oczywiście, kiedy
temu przeciętnemu żołnierzowi dasz do ręki M24
SWS. Ale nadal nie dorównuje średniej klasy snaj
perowi.
Chandler uśmiechnął się pod nosem. Beth od
niosła wrażenie, że zaczyna powoli nadążać za jej
tokiem myślenia.
64 Dorantta Durgitt
- Domyślam się, że z tych rewelacji wynikną
jakieÅ› wnioski.
- Jasne. Bo jestem czymś więcej niż średniej
klasy snajperem. A jak wspomniałam w centrum
handlowym... osoba, która zabiła Lietę... była tylko
przeciętnym żołnierzem. Twoi ludzie mogą ci to
samo powiedzieć.
- Nadal chcesz, żebym uwierzył, że jej nie
zabiłaś.
- Tak - powiedziała. - Chcę, żebyś uwierzył.
- Dlaczego?
Pomyślała, że nie ma nic do stracenia.
- Bo uważam, że możemy razem pracować
- powiedziała. - Sprawy w doku przybrały zły
obrót. Lieta nie powinna była zginąć. Przez to nie
wykonałam do końca mojego zadania. Ty też nie
jesteÅ› w lepszej sytuacji, w przeciwnym razie nie
próbowałbyś wycisnąć ze mnie informacji. Pracu
jÄ…c razem, oboje skorzystamy.
- Sugerujesz, że jesteśmy po tej samej stronie
barykady - podsumował, a Beth naprawdę nie
wiedziała, skąd w jego oczach wzięły się te iskierki.
Nagle zobaczyła go w całkiem nowym świetle. Już
dawno żaden mężczyzna nie zrobił na niej wraże
nia, chyba że czysto fizyczne...
Ale nie czas i nie miejsce na takie myśli. Zwłasz
cza o tym mężczyznie.
- Jeśli mamy do czegoś dojść, trzeba od czegoś
zacząć, najlepiej razem - powiedziała, siląc się na
naturalny ton głosu. - Utknęliśmy w martwym
punkcie.
Tajemnicza kobieta 65
Lekko ścisnął jej rękę.
- A zdjęcie ci kajdanek byłoby pierwszym kro
kiem, co?
- Czytasz w moich myślach. - Spojrzała na
niego, nie uciekł wzrokiem, zastanawiał się nad jej
słowami... zastanawiał się nad nią.
Kiedy opuścił powieki, wiedziała, że podjął
decyzję: zdystansował się od niej. Rozczarowanie
ścisnęło jej gardło. To coś więcej niż czysto zawo
dowy żal, pomyślała.
Ale zanim zdążyli cokolwiek ustalić, jakiś nijaki,
trudny do opisania osobnik wszedł przez główne
wejście, podczas gdy drugi wysunął się zza drzwi
dla boya hotelowego, trzeci zaÅ› od strony wind.
Oho, niezle skoordynowane. Beth i Chandler do
strzegli ich dopiero po paru sekundach.
- Do licha - powiedziała Beth. - Nie mogłeś
wybrać jakiegoś małego hotelu na uboczu? Czegoś
nie rzucajÄ…cego siÄ™ w oczy?
- Będziemy dostatecznie bezpieczni w moim
pokoju, o ile, oczywiście, pójdziesz tam ze mną
- powiedział, a ona musiała przyznać, że facet ma
racjÄ™.
I oto pojawiła się szansa ucieczki, szansa kon
tynuowania pracy na własną rękę.
Chandler pochylił się w jej stronę i szepnął:
- Nie sądzę, żeby odważyli się zacząć na oczach
wszystkich. Na początku pewnie będą blefować.
- Za to ja zacznę - powiedziała przepraszają
cym tonem.
Pochyliła się do kostki i wyjęła S&W, napędzając
66 Doranna Durgin
strachu bliżej niezidentyfikowanym facetom. Kie
dy biegli przez hol, Beth wsunęła lufę rewolweru
między ogniwa łączące bransoletki i strzeliła, roz
rywając kajdanki. Kula wbiła się w słup. Rozległy
siÄ™ krzyki, ludzie siÄ™ rozbiegli, padali plackiem na
ziemię, chowając się gdzie popadło. Chandler rzu
cił się za Beth. Zdołał przytrzymać ją za kurtkę, ale
się wyrwała i biegiem pognała w kierunku kręco
nych schodów na końcu holu.
Faceci nie ścigali Chandlera. Pewnie nawet nie
wiedzieli o jego istnieniu. Gonili jÄ…, a przy okazji
wpadli na niego, więc teraz, pędząc po schodach,
dawała mu szansę, pozostawiała wybór. Może
dalej ją prześladować, ale może też próbować
powstrzymać depczących jej po piętach męż
czyzn.
ROZDZIAA CZWARTY
Dotarła na pierwsze piętro i teraz pędziła w kie
runku wyjścia, które ją wyprowadzi na tyły hote
lu. Usłyszała za sobą odgłosy walki. Zerknęła w dół
i zauważyła, że dwaj niezidentyfikowani mężczyz
ni chwiejÄ… siÄ™ na nogach, a trzeci wali siÄ™ na
podłogę. Uśmiechnęła się i pognała dalej, napoty
kając jeszcze na swojej drodze dwóch kolejnych
facetów, próbujących zagrodzić jej drogę. Poradziła
sobie z nimi, nie przestając się uśmiechać.
Znalazłszy się na ulicy, Beth skręciła za najbliż
szy róg, wykorzystała pierwszą nadarzającą się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]