[ Pobierz całość w formacie PDF ]
widziała Stephena wczoraj, żegnającego ją z podestu schodów
swego domu. I chociaż wtedy spieszno jej było uciec od niego
gdzie pieprz rośnie, dzisiaj, o dziwo, nie mogła się doczekać,
kiedy się spotkają.
Do sali wkroczył Van Haelfen w towarzystwie doktor Ma-
deleine Powell, siostry Miles i Kim. Ku rozczarowaniu Gemmy,
w grupie odbywającej obchód nie było Stephena. Kiedy lekarze
i pielęgniarki zatrzymali się przy łóżku chorego, którego w dniu
dzisiejszym czekała operacja, Gemma wyjrzała na korytarz, w
nadziei, że Stephen po prostu się spóznia. On jednak nie nad-
chodził.
- Pana Graingera odwiedziłam dziś z samego rana. Jego stan
ulega systematycznej poprawie. Terapię tlenową przerwano -
złożyła raport Madeleine Powell. Spojrzała pytająco na Gemmę,
a gdy ta skinęła głową, dodała: -Opatrunki zostały zmienione, a
pacjent przeszedł na analgetyki doustne.
- Dzień dobry - odezwał się profesor, podchodząc do łóżka
pana Graingera. - Wygląda pan coraz lepiej. Czy samopoczucie
też się poprawia?
- Tak, powoli, ale się poprawia - przytaknął chory.
- Jak pan zapewne już wie, dokonano u pana wszczepienia
trzech bypassów wieńcowych, do których użyto żyły odpisz-
czelowej z pańskiej nogi. Operacja w pełni się udała i jestem z
pana stanu bardzo zadowolony.
S
R
- Bardzo dziękuję, panie doktorze - odparł pacjent wzru-
szonym głosem. - Jestem niezmiernie wdzięczny za wszystko,
co pan dla mnie zrobił.
- Nie ma za co. - Konsultant skłonił głowę. - Wykonuję tyl-
ko swoje obowiązki.
- Chciałbym też podziękować temu młodemu doktorowi -
dodał pan Grainger, kiedy Van Haelfen zbierał się do odejścia. -
Poświęcił mnie i mojej żonie wiele uwagi i okazał nam mnó-
stwo cierpliwości. Zona przed operacją trochę histeryzowała, a
on potrafił tak jej wszystko wytłumaczyć, że się uspokoiła i na-
brała ufności.
- To pewnie był doktor Preston - domyślił się Van Haelfen. -
Niestety pan Preston spędzi dwa najbliższe dni poza szpitalem,
na kursie specjalizacyjnym, ale na pewno zdąży wrócić przed
wypisaniem pana do domu.
Gemma posmutniała. A więc nie ma co czekać na Stephena.
Nie tylko dziś, ale i jutro. Nie ma nadziei na zobaczenie go
przez całe dwa dni, myślała, opuszczając salę chorych. No i co z
tego? Co się z nią dzieje? Nie dalej jak wczoraj uciekała przed
nim jak oparzona, a dziś rozpacza, bo nie zobaczy go przez dwa
dni! To prawda, że była w nim kiedyś na zabój zakochana, ale
od tamtej pory upłynęło mnóstwo czasu, a jej miłość powinna
dawno minąć.
Dlaczego w takim razie jest jej tak smutno, dumała, de-
zynfekując opróżniony ze zużytych opatrunków wózek na kół-
kach. Dlaczego dziś rano nie mogła się go doczekać? I dlaczego
wczorajsza wizyta w jego mieszkaniu tak bardzo ją wzburzyła,
ożywiając na nowo zapomniane namiętności i uczucia? Które
S
R
wróciły potem ze zdwojoną siłą, kiedy kąpała Daisy i układała
ją do snu.
Przed pojawieniem się Stephena w szpitalu Denby, Gemma
była szczerze przekonana, że na dobre wyleczyła się z miłości
do niego. Teraz jednak, widując go prawie co dzień, musiała
przyznać, iż uczucie, jakim go kiedyś darzyła, nie tylko nie mi-
nęło, ale było równie silne...
Co będzie, jeżeli nie potrafi się temu uczuciu oprzeć? Jeżeli
ulegnie i ponownie wda się z nim w romans? Jak zachowa się
Stephen, kiedy dowie się o istnieniu Daisy, czego wówczas nie
da się przecież uniknąć? Czy Stephen nadal boi się stałych
związków i wykorzystawszy jej słabość, po pewnym czasie
znów ją porzuci? Czy potrafiłaby znieść kolejny zawód? Czy
może do czegoś takiego dopuścić?
Usłyszała za sobą jakiś odgłos i odwróciła głowę. W pokoju
była Kim.
- Ach, to ty - rzekła nerwowo Gemma. - Byłam tak za-
myślona, że nie zauważyłam, kiedy weszłaś.
- Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć - odparła Kim,
ostentacyjnie przystępując do czyszczenia przyniesionej nerki.
Gemmie zrobiło się okropnie przykro, że zajęta swoimi pro-
blemami kompletnie zapomniała o kłopotach przyjaciółki.
Nieśmiało położyła jej dłoń na ręku.
- Jak twoje sprawy? - spytała.
- Bez zmian - odparła Kim, wzruszając ramionami.
- Powiedziałaś Deanowi?
- Nie.
- Kim, dlaczego?
S
R
- Sama nie wiem - westchnęła znękana dziewczyna. - Chyba
[ Pobierz całość w formacie PDF ]