[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żadnego bólu. Właściwie nic nie czuła oprócz głębokiej ulgi, że jeszcze raz
widzi przed sobą ukochaną twarz Simona. Była pewna, że mąż jej nie zawiedzie
i obroni małą Elżbietę.
Malvoisier miał za mało czasu, żeby na nowo załadować broń, nawet
gdyby wbrew temu, co powiedział przedtem, ukrywał gdzieś jeszcze jedną kulę.
Anne domyśliła się, że przede wszystkim będzie chciał zabić Simona. Ale ona
mu w tym przeszkodziła i ocaliła swojego męża.
Nagle poczuła straszliwy ból. Nie mogła odetchnąć. Nogi ugięły się pod
nią i upadła na ziemię. Po chwili ogarnęła ją nieprzenikniona ciemność.
Kiedy otworzyła oczy, w pokoju panował mrok. Wiedziała, że coś się
stało. Przez chwilę poczuła się strasznie samotna i opuszczona. Tak, jak wtedy,
kiedy wybuchł pożar i zmarł jej ojciec.
- Tato? - Ledwie poruszyła ustami.
Simon siedział tuż przy niej. Pochylił się i powiedział:
- Bogu niech będą dzięki! Ocknęła się!
Anne powoli odwróciła głowę. Przed oczami latały jej czarne plamy.
Każdy ruch był dla niej nie lada wysiłkiem. Po chwili wyczerpana zamknęła
powieki i zasnęła. Zdawało się, że będzie tak spała całą wieczność.
Kiedy się obudziła, w kominku palił się jasny ogień. W komnacie było
bardzo ciepło. Edwina siedziała przy niej na łóżku i szyła. Anne przyglądała jej
się dłuższą chwilę. Miała wrażenie, że wciąż śni. Służąca wyglądała jakby nieco
starzej. Była szczuplejsza, a jej poważny wyraz twarzy zupełnie różnił się od
tego, jaki jej pani miała w pamięci.
Anne spróbowała się poruszyć. Zaskoczona Edwina zerknęła w jej stronę
i drgnęła. W jej zmęczonych błękitnych oczach pojawiła się nagła radość.
- Milady!
- Jak... - wykrztusiła Anne. Miała spierzchnięte usta i słowa więzły jej w
gardle. Przełknęła ślinę.
- Jak się masz, Edwino?
- Wspaniale, milady! Jestem taka szczęśliwa... - Stara służąca pociągnęła
nosem i otarła łzy rąbkiem fartucha. -Jak miło znów usłyszeć twój głos, milady.
Myśleliśmy, że już nigdy się nie obudzisz! Napij się...
Anne z trudem przełknęła kilka łyków wody. Próbowała usiąść, ale była
tak słaba, że z powrotem oparła głowę na poduszce.
- Jestem głodna - powiedziała. Edwina pokiwała głową.
- Pobiegnę do kuchni po rosół.
- Zaczekaj - poprosiła Anne i wzięła ją za rękę. Zobaczyła, że przez okno
przedziera się lśniące słońce, a w wazonie przy łóżku stoją świeże kwiaty,
dzwoneczki i zawilce. %7ładne nie kwitły wczesną wiosną. Za oknem było jasno
jak w letnie popołudnie.
- Jak długo spałam? - zapytała pomału.
- Dwa miesiące, milady. No, może parę dni w tę albo w tamtą stronę -
paplała przejęta Edwina, wciąż przepełniona niezwykłą radością. - Już mamy
lipiec.
- Lipiec? - ze zdziwieniem powtórzyła Anne.
- Tak, milady.
- A lord Greville? Gdzie on się podziewa? - Była słaba, ale nie na tyle,
żeby nie dostrzec dziwnego wyrazu w oczach Edwiny. To musiało być
zdumienie, niepokój albo żal. Nagle ogarnął ją strach.
- Czy on... zginął z rąk Gerarda Malvoisier?
- Nie, milady. - Edwina popatrzyła na nią z przygnębieniem. - To
Malvoisier nie żyje. Ale - bezradnie rozłożyła ręce - lord Greville musiał
wyjechać, milady. Pojechał walczyć. W Naseby w hrabstwie Northampton
stoczono wielką bitwę. Król został pokonany i uciekł do Walii. Jego armia
została rozgromiona. Nie mógł się dłużej bronić.
Anne słuchała tego ze zmarszczonymi brwiami. Jeszcze nie wszystko w
pełni docierało do jej skołatanej głowy. Pamiętała tylko, że Simon dostał rozkaz
wyjazdu tego samego dnia, kiedy ona wybrała się na spotkanie z królewskim
wysłannikiem. Miała wrażenie, że to było bardzo dawno temu.
-A księżniczka Elżbieta?... - zaczęła i poczuła niewysłowioną ulgę, kiedy
Edwina pogodnie pokiwała głową.
- Jest bezpieczna, milady. Lord Greville odesłał ją królowi do Oksfordu,
zanim rozpoczęły się walki.
Anne spadł kamień z serca.
- Och, dzięki Bogu - wyszeptała. - Ale mój mąż... Naprawdę nic mu się
nie stało?
Edwina znowu posmutniała.
- Nie, milady. Na pewno wszystko z nim w porządku. Anne ścisnęła ją
mocno za rękę.
- Dostaliście jakąś wiadomość? Zapadła niepokojąca cisza.
- Nie, milady - powiedziała Edwina, unikając jej spojrzenia. Nachyliła się,
żeby poprawić prześcieradło. - Lord Greville dotychczas do nas się nie odezwał,
ale jego ojciec napisał, że jest bezpieczny i nic mu nie grozi. Sir Henry walczył
w zachodniej części kraju. Obaj mają się zupełnie dobrze.
Zimny dreszcz przebiegł po plecach Anne.
- Nie napisał nawet jednego listu - powiedziała z goryczą.
Edwina przygryzła wargi. Wyglądała tak, jakby zaraz miała się rozpłakać.
- Był zły, milady. Za księżniczkę. Anne pokiwała głową.
- Rozumiem - odparła znużona. - Ach, rozumiem to aż nazbyt dobrze.
- Siedział przy tobie całymi dniami, milady - pośpiesznie zapewniła ją
Edwina. - Przez cały czas, kiedy spałaś. Nie jadł i nie odzywał się do nikogo.
Wszyscy wiedzą, jak bardzo mu na tobie zależy, ale...
- Ale nie może mi wybaczyć, że go oszukałam - dokończyła Anne. -
Przecież niewiele brakowało, by Malvoisier nas pozabijał.
Obróciła się na bok i przytuliła twarz do zimnej poduszki. Do jej oczu
napłynęły łzy.
- Kiedy próbuję przed czymś uciekać, to zawsze kończy się w zły sposób
- powiedziała cicho. - Nigdy nie oczekiwałam od Simona, żeby wybierał między
miłosierdziem i służbą na rzecz Parlamentu. Zawsze myślałam, że kiedy dowie
się o córce króla, będzie zmuszony nawet wbrew sobie oddać ją w ręce swoich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]