[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podeszłym wieku. Nathalie w kilku słowach wyjaśniła im zaistniałą sytuację. Powiedziała, że rodzice
mnie biją i potrzebuję pomocy. Od czasu do czasu zadawała mi jakieś pytanie po angielsku, a potem
tłumaczyła im wszystko po francusku.
Znowu zaczęły mi płynąć łzy. Wiedziałam, że żałośnie wyglądam, ale to było silniejsze ode mnie. W
ogrodzie pełnym róż stałam ubrana w stare szmaty, do tego Z brudnymi, skołtunionymi włosami.
Lekarz i jego żona zmierzyli mnie wzrokiem, co było dla mnie upokarzające. Co wtedy pomyśleli?
 Zdaje się, że nie możemy jej tak zostawić  zawyrokował doktor.
 Trzeba zawiadomić policję  odezwała się jego żona.
 Tylko nie policję!  zaprotestowałam. Ostatnim razem, gdy trafiłam na komisariat, policjanci
odesłali mnie do domu. Nie obchodzi mnie, czy
Linda i Godwin zostaną aresztowani. Wszystko, czego pragnęłam, to znalezć się jak najdalej od nich.
I żeby mnie więcej nie bili. I żebym nie była gwałcona. Chciałam, aby to wreszcie się skończyło.
Wszystko. %7łeby zabrali mnie w inne miejsce. Lekarz i jego żona chyba nie mieli innego pomysłu poza
zawiadomieniem policji, dlatego straciłam nadzieję.
- Może jednak wrócę do domu. Chyba tak będzie lepiej  oznajmiłam.
Zapanowała przenikliwa cisza.
- W takim razie zapiszę ci mój numer telefonu -odezwała się w końcu żona doktora. - Obiecaj, że do
mnie zadzwonisz, jeśli zacznie się dziać coś niedobrego. Zgoda?
Pokiwałam głową, a kobieta weszła do domu poszukać czegoś do pisania. Czekaliśmy. Trwało to
dłuższą chwilę. W końcu wróciła i wręczyła mi kawałek papieru.
- Obiecaj mi tylko, że jeśli coś się wydarzy... -powtórzyła.
Zapewniłam, że tak zrobię, i cofnęłam się do furtki.
- Mówiłaś, że pochodzisz z Nigerii? - usłyszałam jej głos.
- Tak, z Lagosu - odpowiedziałam.
- A ludzie, którzy znęcają się nad tobą, nie są twoimi prawdziwymi rodzicami?
- Zgadza siÄ™. Oni mnie adoptowali.
- Ile lat wtedy miałaś?
- Dwanaście, proszę pani.
Zaczęła zadawać mi pytanie za pytaniem. Nie wiedziałam, do czego zmierza. Kilkukrotnie prosiła,
żebym
powtórzyła coś, co opowiedziałam zaledwie przed chwilą. Wszystko się wyjaśniło, kiedy od strony
ulicy dało się słyszeć wycie syreny.
 Zawiadomiła pani policję!
 Tak  przyznała.  Ale nie powinnaś się bać.
Nie powinnam się bać? Miałam poczucie, że kolejny raz zostałam zdradzona, a łzy same napłynęły mi
do oczu. Przeklęte łzy. Czy kiedyś przestanę płakać? Mamo, czy wydałaś mnie na świat tylko po to?
Tylko dla Å‚ez i cierpienia?
 Nie chcę, nie chcę!  krzyczałam ze wszystkich sił, ale było już za pózno.
Na ulicy przed domem zatrzymał się samochód. Wysiadło z niego trzech umundurowanych
mężczyzn. Znalazłam się w pułapce. Zona doktora poprosiła, żebyśmy wszyscy weszli do środka,
gdzie będą lepsze warunki do rozmowy. Czułam się samotna, stojąc pośrodku salonu wśród obcych
ludzi, z których połowa miała przy sobie broń. Pani doktorowa zaproponowała, żebym coś zjadła i się
napiła. Poprosiłam o szklankę wody.
 Jak się nazywasz?  zapytał jeden z policjantów. Nie odpowiedziałam.
 Wiemy tylko, jak ma na imię  wyjaśniła Nathalie.  To Tina.
 Musimy poznać twoją tożsamość  tłumaczył mężczyzna.  Inaczej trudno nam będzie ci
pomóc.
 Ja nie chcę!  krzyknęłam przez łzy.
To była cała odpowiedz, na jaką się zdobyłam. Jeden z policjantów, który do tej pory stał z boku i
milczał, podszedł bliżej i poważnie na mnie spojrzał.
- Jesteśmy tu dla ciebie - oznajmił. - Chcemy ci pomóc. To nasza praca i nasz obowiązek. Nigdy nie
pozwolimy, żebyś wróciła do ludzi, którzy robią ci krzywdę. Nigdy. Rozumiesz?
Czy to ton jego głosu, determinacja, z jaką do mnie mówił, a może spojrzenie sprawiło, że dałam się
przekonać? W każdym razie wydawało mi się, że tym razem jestem lepiej rozumiana niż podczas
ostatniej wizyty na komisariacie.
- Mój ojciec... - wyjąkałam, szlochając. - On... on mnie gwałci.
Pierwszy raz odważyłam się użyć słowa  gwałcić". Pierwszy raz powiedziałam komuś o zbrodni. Na
zebranych zrobiło to piorunujące wrażenie. W salonie zapadła cisza.
- Masz jakieś dokumenty? - zapytałjeden z mężczyzn.
- Nie, mój paszport został w domu.
- Więc musimy tam pójść.
- Nie! Nie chcę ich więcej widzieć! Policjanci zawahali się.
- Wiesz, gdzie on jest?
- W mojej torbie w pokoju... W piwnicy. Mężczyzni szybko się naradzili. Ustalili, że dwóch
pojedzie do willi Okparów po mój paszport, a trzeci zostanie ze mną. Wyszli, a po chwili dało się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl