[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dwukrotnie wyższy niż normalnie. Port w Kantonie otworzył się jako
pierwszy i zapewne dlatego nie wyburzono tu zbyt wiele. Takich
budynków jak ten było mnóstwo; czuło się wyraznie atmosferę
tropikalnej kolonii brytyjskiej. Luozhen chciała się trochę przejść,
zanim zupełnie się ściemni. Jak na pózną porę, było niezwykle jasno.
Po szerokiej, wyboistej alei nie jezdziły żadne pojazdy - stało tu za to
mnóstwo straganów i ulicznych jadłodajni, krytych prowizorycznymi
daszkami z białego płótna. Widok ten przypominał jej fotografie z
Indii.
Gdy tak szła ulicą, jakiś człowiek idący z naprzeciwka popchnął
ją. Nie przejęła się tym zbytnio - w Szanghaju zdarzały się podobne
wypadki. W biały dzień, na środku gwarnej ulicy, pod okiem
wojskowego patrolu, nawet nieobyczajne zaczepki nie były niczym
niezwykłym.
Za zakrętem, gdzie nie docierały już promienie zachodzącego
słońca, rozpostarła się przed nią zasłona mroku. Na wieczornej ulicy
panowała duchota niczym w koszyku do gotowania na parze.
Znalazłszy się w tej rozległej, pełnej zamętu, mrocznej przestrzeni,
poczuła się jak w pudełku o niewidocznych ścianach. Z oddali
zamaszystym krokiem nadchodził mężczyzna w białej koszuli i tunice
w chińskim stylu - na wszelki wypadek odsunęła się, by zrobić mu
przejście, lecz i tak wpadł prosto na nią. Tutejsi ludzie przypominali
rojące się wieczorami natrętne moskity. Nie mogła jednak przepuścić
ostatniej okazji zwiedzenia Kantonu, toteż odważnie parła dalej
naprzód. Nagle usłyszała dzwięk gwizdka, który spłoszył ją na tyle, że
pośpieszyła z powrotem do hotelu.
Jak to możliwe, że Chińczycy zachowują się w ten sposób? Może
kantończycy po prostu widzą w niej obcą? Co prawda, wcale nie
wyglądała na typową szanghajkę, jednak w porównaniu z tutejszymi
ludzmi była nieco wyższa i ciemniejsza. Jej pociągła, trochę płaska
twarz miała w sobie coś męskiego; po obu stronach ust widniały
wydatne dołeczki, co sprawiało, że nie wyglądała na swoje trzydzieści
kilka lat. Miała zaokrąglone ramiona i pełne piersi, a na sobie -
niebieskÄ… sukienkÄ™ qipao z nadrukiem w kremowe grochy, z niskÄ…
stójką, bez sztywnej podszewki - na pierwszy rzut oka wyglądała na
podróżną z głębi kontynentu, nie na mieszkankę prowincji
Guangdong, która wróciła z Hongkongu po wizycie u krewnych.
Być może to rzeczywiście kwestia wrogości kantończyków
wobec przybyszów z innych prowincji, którzy przekraczają tu granicę.
W takim razie - skąd brały się podobne zachowania w Szanghaju?
Kiedy wieczorami wychodziła dawać korepetycje dwojgu
dzieciom, często zdarzało się, że ktoś ją zaczepiał. Pewnego razu jakiś
mężczyzna około pięćdziesiątki, wysoki, szczupły, w długiej tunice
szedł z nią przez kilka ulic.
- My się na pewno skądś znamy - nagabywał ją. - Na pewno.
Niech pani spojrzy! - Wyciągnął z kieszeni małą fotografię i pokazał
Luozhen. Zdjęcie podskakiwało w rytm jego kroków niczym boja na
falach. Mężczyzna jednak trzymał się na dystans - żadnego zderzania
siÄ™ z jej biustem.
Długo nie mogła pozbyć się natręta. Czyjaś fotograficzna
podobizna co chwila pojawiała się gdzieś na skraju pola widzenia
Luozhen, aż w końcu nie wytrzymała i z ciekawości rzuciła na nią
okiem. Gładka niegdyś powierzchnia dwucalowej fotografii była
mocno porysowana, mimo to dało się rozpoznać, że zdjęcie zostało
zrobione na dworze. Widniała na nim wysoka, piękna kobieta, ani
trochÄ™ do niej niepodobna.
To spojrzenie wyraznie zachęciło mężczyznę do dalszych prób
zwrócenia na siebie uwagi. Luozhen przyśpieszyła kroku, on także.
Rąbek grubej, rozciętej u dołu wełnianej sukni smagał jej łydki.
- Pani pójdzie ze mną na kolację. Na kolację... Opowiem pani jej
historiÄ™. Dobrze? Na kolacjÄ™...
Jego głos brzmiał niepewnie, co zdradzało pustki w kieszeni.
Mógł się obawiać, że jeśli jego wybranka się zgodzi, nie będzie go
stać nawet na małą knajpkę.
Luozhen wyobrażała sobie, że jest bezrobotnym sprzedawcą ze
staromodnego sklepu w Ningbo. Miał długi nos, gęste brwi -
podstarzały, ale przystojniak.
Idąc szybkim krokiem, wciąż się do niej przybliżał, praktycznie
spychajÄ…c jÄ… w kierunku muru.
Niedobrze. Na szczęście po drodze wyrosło kino - wejście było [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl