[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sprawny ruch palców odsłaniał kolejne cale cudownie opalonej skóry.
Kopnięciami zrzucił sandały,
otrząsnął się z koszuli i położył ją na stołku. Przez cały czas ani na
chwilę nie oderwał od niej wzroku.
- Chodz ze mną popływać - powtórzył.
Dobry Boże, był oszałamiający. Vanessa chodziła z wieloma
facetami, i niektórzy z nich mogli się poszczycić nienaganną sylwetką,
ale nikt nie mógłby nawet startować do mężczyzny, na którego właśnie
patrzyła. Wyglądał jak bóstwo odlane z brązu, cały wyrzezbiony z
idealnie ukształtowanych mięśni.
Szerokie bary stanowiły ramę dla wielkiej klatki piersiowej o
ciemnych, płaskich sutkach, które bardzo chciałaby polizać. Tors,
całkowicie gładki i ogolony, prowadził wzrok w stronę wzgórz i dolin na
umięśnionym brzuchu. A po bokach te łagodne doliny w kształcie litery
V, które zjeżdżały aż do... Cholera jasna, otrzezwiej, Nessie.
- Mogłabym po prostu uniemożliwiać ci awanse, wiesz. - Szlag, nie
potrafiła przestać! Pływanie to była cudowna propozycja. Jeszcze nigdy
woda tak bardzo jej nie kusiła. Za nic w świecie nie mogłaby jednak
przyjąć zaproszenia, gdyby wcześniej nie wyeliminowała absolutnie
wszystkich innych możliwości.
- Owszem, mogłabyś. Ale wtedy ludzie odnieśliby wrażenie, że Reid i
Lucie jeszcze nie zdążyli się hajtnąć, a już mają kryzys. - Mrugnął. -
Jeszcze coÅ›?
Nic, tyle jej pozostało. Zupełnie nic. A jeśli gdzieś w głębi właśnie
zaczęła skakać z radości, to tylko dlatego, że marzyła o tym, by zanurzyć
się w fale Pacyfiku. Nie dlatego, że pragnęła zabawić się ze starszym
bratem swojej najlepszej przyjaciółki.
- Dobra, niech będzie po twojemu. I tak zamierzałam jeszcze dziś się
wykąpać, więc po prostu przesunę plany.
Rozwiązała węzeł na biodrze, zdjęła sarong i przeszła kilka kroków,
które dzieliły ją od Jacksona. Narzuciła mu materiał na głowę, po czym
ruszyła dalej w stronę wody, do-
kładając starań, żeby jej biodra kołysały się jak u supermodelki na
paryskim wybiegu. Oglądając się przez ramię, zobaczyła dokładnie to, co
miała nadzieję zobaczyć: Jacksona ściskającego mocno sarong i
wpatrującego się w nią z wyrazem oszołomienia na twarzy. Nawet nie
zadała sobie trudu, by ukryć satysfakcję.
- I kto teraz nie jest gotowy do kąpieli? - krzyknęła, po czym zostawiła
Jacksona za sobą, by oddać się falom, które uderzały o brzeg.
Dotyk ciepłej wody był niebiański, a piasek przesypywał się
delikatnie między palcami jej stóp. Długie loki smagały ją po twarzy,
niesione słoną, oceaniczną bryzą. Ledwo zatknęła kosmyki za uszy, nagle
chwyciła ją od tyłu para umięśnionych ramion, które poderwały ją z nóg.
Pisnęła w proteście, usiłując się uwolnić, ale nieznośny napastnik nie
słuchał błagań o uwolnienie. Prawdopodobnie dlatego, że nie mogła
powstrzymać śmiechu, gdy Jackson ciągnął ją na głębszą wodę.
- No już, postaw mnie.
- Nie ma mowy, MacGregor. Jesteś okrutną kobietą, która bezlitośnie
mnie prowokuje i zasługuje na to, by zostać ukarana. - Bezceremonialnie
wrzucił ją w nadchodzącą falę.
Woda na moment ją zakryła, ale po chwili Vanessa odepchnęła się od
dna. Gdy podskoczyła, słona woda wlała jej się do ust. Wypluła ją,
odgarnęła włosy z twarzy i zaczęła chciwie łowić powietrze. Już po
chwili odnalazła wzrokiem ogromnego mężczyznę, który stał zaledwie
kilka stóp dalej i śmiał się jak wyjątkowo bezczelna norka.
Zmrużyła oczy, zanurkowała pod wodę, chwyciła go za kostki i
pociągnęła do siebie tak mocno, jak tylko potrafiła. Wynurzyła się w
samą porę, by zobaczyć ostatnie etapy jego upadku. Wielki plusk, który
nastąpił sekundę pózniej, znów zalał ją słoną wodą, ale nie zmył z jej
twarzy uśmiechu, a Jackson wynurzył się po chwili i wytarł twarz dłonią
jak wycieraczkÄ….
Jego zdziwiony wyraz twarzy powoli przeszedł w złośliwy uśmiech
drapieżnika osaczającego ofiarę. Opuścił ramiona do boków,
rozczapierzył palce, jak gdyby szykował się albo do błyskawicznego
wyciągnięcia rewolweru w czasie pojedynku w południe, albo do
epickiego ataku. Ponieważ nie miał przy spodenkach kabury z bronią,
musiała założyć, że chodziło o to drugie.
Zaczęła się wycofywać, kroczek po kroczku. Ilekroć jednak odrobinę
się cofała, on ruszał naprzód.
- Jackson, ja ci się tylko zrewanżowałam. Jesteśmy kwita. - Jeszcze
jeden krok w tył. Jego krok w przód. - No, już, przecież to nie fair,
prawda? - Kolejny krok. Szybkie spojrzenie, żeby oszacować odległość
do brzegu, który oznaczał bezpieczeństwo. Cholera. Za daleko. I on też o
tym wiedział.
W jego oczach tańczyły chochliki, diabeł wykrzywił mu kąciki warg.
Niski, grzmiący śmiech Jacksona zjeżył jej włoski na karku.
- Jackson?
- Uciekaj króliczku - powiedział. - Uciekaj!
Vanessa wymamrotała pod nosem przekleństwo i obróciła się, żeby
ruszyć pędem w stronę plaży. Próba ta zgodnie z przewidywaniem ich
obojga skończyła się sromotną klęską.
Nie pokonała nawet pięciu stóp, gdy Jackson z rykiem porwał ją znów
do góry. Przewiesił ją sobie przez ramię jak wór kartofli.
- Proszę mnie natychmiast odstawić na ziemię, ale to już!
Patrzyła, jak linia brzegu coraz bardziej się oddala, podczas gdy
Jackson wdzierał się coraz głębiej w spienione fale, znów unosząc ją w
stronę głębiny.
- Czy ty mnie słuchasz? - Wściekła, że Jackson nie raczy nawet
odpowiedzieć, zrobiła pierwsze, co przyszło jej do głowy.. . walnęła go w
tyłek tak mocno, jak tylko była w stanie.
Zamarł, poczuła pod sobą, że zesztywniały mu mięśnie -i od razu
pożałowała tego, co zrobiła.
- Czy ty właśnie dałaś mi klapsa?
- Ehm...
Jednym miękkim ruchem, bez żadnego wysiłku przełożył ją sobie na
brzuch i podtrzymał w ramionach, żeby popatrzeć jej w twarz. Oplotła go
rękami za szyję, bo wysoko oceniała prawdopodobieństwo, że Jackson
zaraz ją gwałtownie upuści.
- Jeszcze nikt nigdy nie ośmielił się zrobić czegoś podobnego -
powiedział dość rozbawiony tonem.
Nie wątpiła. Wizja, że ktoś miałby dać klapsa temu ogromnemu,
silnemu facetowi, była tak absurdalna, że omal się nie zaśmiała, ale
przygryzła policzek, by się powstrzymać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]