[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nacisnął kapelusz na oczy i wybiegł czym prędzej na Quai des Anglais.
Gdy przebiegł obok kiosku, kioskarz, wsparty łokciami o ladę, przechylił
się nieco przez otwarte okienko. Spojrzał na niego i szybko się obrócił, ale
Gérard byÅ‚ pewny, iż musiaÅ‚ go poznać. ZauważyÅ‚ go zapewne już
przedtem, na balkonie, w tym samym ubraniu i domyślał się, widać, jaki
miał zamiar; Gerardowi się zdawało, że dostrzegł w jego oczach błysk
zadowolenia i że posłyszał nawet chichot, gdy przebiegł obok kiosku.
* * *
Zdarzenia wśród podróży ani o włos się nie różniły od dokładnego ich
opisu, podanego przez kioskarza. Rzekomy pan  Biot", wytwornie ubrany
i palący bez przerwy najprzedniejsze cygara, zakupiwszy bilet, udał się od
razu na pokład drugiej klasy i usiadł na ławce. Po chwili wydobył jakąś
dużą gazetę i zagłębił się w czytaniu. Na stacjach i przystankach nie
zwracał uwagi na wsiadających pasażerów; czytał zawzięcie i ani oka nie
odrywaÅ‚ od szpalt gazety. Wreszcie łódz zatrzymaÅ‚a siÄ™ w Thonon. Gérard
się skupił i wytężył uwagę, by nikogo nie uronić z wsiadających
pasażerów. Nagle, po chwili, zobaczył i ją. Ową nędzną kobietę, o której
wspomniał mu kioskarz. Teraz już był pewny, że nie uległ złudzeniu. Ta
sama spódnica, wytarta i zniszczona, ta sama peleryna, zzieleniała z
noszenia, ten sam bonecik, z nie pranymi od laty, koronkowymi
wstążkami, upiętymi niedbale agrafą na piersi. Nie ulegało wątpliwości, że
była to Anna. Owa szczupła, mizerna, niepokojem trawiona, poświęcająca
się kobieta, ów stwór przedziwny, o oczach pełnych smutku, przerażonym
wyrazie i wiecznie niesfornym, zaczerwienionym nosku. Gérard przemocÄ…
trzymał się na wodzy, by nie podbiec do nieszczęsnej i nie powitać jej
życzliwie, tak jak wita się przyjaciół. Wychudłe jej ręce, pozbawione
rękawiczek, były dziwnie zmarszczone od wiatru i zimna; trzymała w nich
kurczowo ten sam zniszczony, słomiany koszyczek; spod uchylonego
wieczka wyłaniały się brzegi w papier owiniętych, niezgrabnych
pakiecików.
Ta sama Anna! Ta sama kobieta, która towarzyszyła mu wówczas, gdy
jechał pod eskortą z Paryża do Feignies!
Na widok jej twarzy odżyła w nim pamięć nieszczęsnego dnia.
Przypomniał sobie teraz każdy jego szczegół. Ale nie zastanawiał się nad
nimi, odrzucał je czym prędzej. Wsłuchał się raczej w bulgot wody,
uderzanej miarowo potężnymi wiosłami. Monotonia jego rytmów, twarda,
zimna, beznadziejnie obojętna, przywiodła mu na pamięć słowa Juanity,
gdy się zmagał z nią w hotelu:  Nie kocham pana wcale  odejdz pan
czym prędzej"...
Anna kilkakrotnie przeszła przez pokład, a wreszcie przystanęła,
szukając miejsca. W chwilę potem podeszła do kąta, w którym siedział
 Biot"; usiadła na ławce. Na bladej jej twarzy, pojawił się wyraz owej psiej
uległości, który, tak samo jak wówczas, przysporzył jej uroku. Drab
początkowo udawał, że nie widzi, iż usiadła opodal; palił cygaro i
studiował gazetę. Ale twarz kobiety promieniała od szczęścia; próbowała
kilkakrotnie pochwycić go za rękaw, ale przystawała wśród tego, jakby
zabrakÅ‚o jej odwagi, by przysunąć siÄ™ bliżej. Gérard miaÅ‚ ochotÄ™  tak jak
wówczas w Feignies  rzucić się na niego i powalić go na ziemię.
Wszystko, co nastąpiło pózniej, nie różniło się od sceny, którą opisał mu
kioskarz. Anna wydobyła pakiecik z koszyka, wyjęła z niego bułkę i
poczęła zajadać.  Biot" w tej chwili złożył gazetę i odrzucił czym prędzej
niedopałek cygara. Przemówiła coś do niego, naprzód wstrzemięzliwie,
potem coraz to śmielej, proponując mu w końcu, by nie wzgardził
poczęstunkiem.  Biot" nie wzgardził; wziął jedną bułkę, po chwili drugą.
Niewątpliwą było rzeczą, że z jedną z tych bułek przedostał się do niego
potrzebny mu dokument.
Na stacyjce Evjan rychÅ‚o wysiadÅ‚a. Gérard miaÅ‚ chÄ™tkÄ™ wysiąść z niÄ…
również, ale nie pozwolił mu na to brak dokumentów. Odczuwał
podświadomie, że chciałby z nią pomówić, zobaczyć ją jeszcze, wyrazić
jej sympatię, jakieś słówko zrozumienia. Zdawał sobie sprawę, że ta
biedna kobieta bezwzględnie potrzebuje ciepła i pociechy. Przeczuwał w
duchu, że marne jej szczęście już wisi na włosku; że każda niemal chwila
może zniweczyć jej to wszystko, co tak bardzo ukochała.
* * *
Gdy łódz przybiła do przystani w Lozannie, była już siódma. Zapadał
wieczór, a przez gęstą mgłę przedzierały się od miasta światła latarń.
Gérard byÅ‚ rad, że siÄ™ znalazÅ‚ wÅ›ród cieni.
Nie namyślając się wiele, poszedł od razu w ślad za  Biotem". Nie
zdawał sobie sprawy, czy czynił to obecnie z już z góry określonym,
gotowym zamiarem. Od czasu, gdy rzucono mu śmiało wyzwanie:  Pan
jest jeszcze młody i jest pan Francuzem", odczuwał pewien impuls, jakieś
dziwne nieoczekiwane przebudzenie się woli. Poczucie to sprawiło, że
wybiegł dziś z domu, ujrzawszy  Biota", że ubrał się w łachman, kupiony
na przedmieściu, i usmarował sobie twarz. Ale nie miał w tej chwili
stanowczych postanowień. Zjawienie się Anny i wspomnienia, wywołane
jej widokiem, rozstrzeliły jego myśli w najróżniejszych kierunkach.
Zdawał sobie sprawę, że należało czym prędzej przerwać kontakt między
rzekomym  Biotem" a agentem niemieckiego wywiadu wojskowego, ale
nie uświadamiał sobie jeszcze, jakim sposobem miał wykonać swój plan.
Musiał przede wszystkim mieć dowód w ręku  udowodnić  Biotowi", że
jest zdrajcą i szpiegiem  obecnie jednakże, gdy szedł jego śladem, nie
wiedząc właściwie, dlaczego to robi  obecnie zrozumiał, że zadanie jest
ciężkie i że wymagać będzie trudu. Nie miał pojęcia, jak uzyskać ten
dowód.
 Biot" szedł naprzód  przekroczył w ten sposób może dwieście
kroków  potem nagle skręcił i skierował się na lewo. Znalazł się obecnie
na szerokiej ulicy, ozdobionej obustronnie plantacjami trawników i
mÅ‚odymi drzewkami. Gérard momentalnie rozpoznaÅ‚ ulicÄ™; przypomniaÅ‚
sobie żywo, że przechodził nią z kioskarzem, gdy szli do Marvitza.
Dostrzegł w oddali budynek hotelu. W kilku jego oknach paliły się światła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl