[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swoje prawdziwe ja.
Co miała robić? Jak tu spać spokojnie, kiedy dzieli
ichtylko cienkie przepierzenie z płyty pilśniowej? Mniejsza
jednak o ściankę, prawdziwą przeszkodą była barykada, jaką
wzniósł wokół swojego serca. Wiele wskazywało na to, że nic
się już między nimi nie zdarzy.
O piątej Karin przestała udawać, że pracuje, zakryła
kreślarską deskę i narzuciła na siebie żółty deszczowiec z
kapturem. Puściła się pędem przez polanę; zdążyła zauważyć,
że czerwony jaguar Rowana stoi na swoim miejscu przy
drzewach.
Już wrócił.
W pokoju nałożyła na policzki odrobinę koloru, potem
wciągnęła przez głowę kremowy wełniany sweter i przyczesała
gęste włosy. Przed samym wyjściem cofnęła się do łazienki i
pociągnęła błyszczykiem naturalnie różane wargi.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Stołówka cała się trzęsła od kroków wchodzących po
schodkach mężczyzn, którym Rowan wręczał zamówione
sprawunki i listy. Geoff Ellis siedział u końca stołu. Wyglądał
starzej o dziesięć lat. Pod oczami miał czarne cienie, sieć
czerwonych żyłek pokrywała mu nos i zapadłe policzki. Skinął
jej głową, kiedy weszła do środka.
Rowan wcisnął jej w rękę szarą kopertę.
- To z domu? - zapytał uprzejmie.
Przyjrzała się starannie wykaligrafowanemu pismu.
Atena. Kiwnęła głową i spojrzała w stronę Geoffa. Wyglądał
strasznie. Zmierć żony dotknęła go w znacznie większym
stopniu, niż przypuszczała.
Geoff wyciągnął papierosa z pomiętej paczki i zapalił go
od niedopałka, który wciąż trzymał w ręku. Potem podniósł się
i podszedł do niej powłócząc nogami.
- Karin - powiedział trzęsącym się głosem. Przyciągnął ją
wolną ręką i wycisnął na jej policzku mokry pocałunek.
Jechało od niego whisky.
Odsunęła się, nie mogąc opanować niechęci.
- Cześć, Geoff.
- Jeśli dobrze rozumiem, będziemy razem pracować. -
Geoff dmuchnął w górę papierosowym dymem. - Jak za
dawnych dobrych lat.
Nie, gdyby to ode mnie zależało, pomyślała. Zmarszczyła
brwi patrzÄ…c na papierosa.
- Czy mógłbyś go zgasić? Nie wolno nam palić w bazie.
WydÄ…Å‚ wargi.
- Do diabła! No trudno. - Z nadąsaną miną przysunął do
siebie kubek z herbatą i wrzucił doń papierosa.
Rowan odciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… na bok.
- Bądz dla niego miła. Przechodzi ciężkie chwile. - Mówił
zwięzle, twarz miał posępną.
Uśmiechnęła się ostrożnie.
- Bardzo mu współczuję z powodu tragedii - powiedziała
cicho. - Nie mogę natomiast zaakceptować jego metod pracy
ani tego, że usiłuje zagarnąć mi moją robotę.
Usta Rowana zwęziły się.
- Zachowujesz siÄ™ jak dziecko.
- A ty jesteÅ› arogancki. Raz jeszcze.
Obróciła się na pięcie i wróciła do stołu, zostawiając go
samego w drzwiach. Opadła na krzesło, które podsunął jej
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Derrick.
Rowan spojrzał na nią spode łba, potem usiadł u końca
stołu, obok Geoffa.
Po kolacji Karin przyjęła szachowe wyzwanie Derricka,
podczas gdy Rowan wyszedł z Geoffem, by pokazać mu, gdzie
ma złożyć bagaże.
W godzinę pózniej laufer Karin zmiótł z szachownicy
pionka broniącego króla Derricka i Karin z rozbawieniem
przyglądała się, jak Derrick obraca w palcach ostatniego
skoczka, niepomny na całkowicie odsłonięty bok.
Rowan wrócił do stołówki, przeszedł do kuchni i wyszedł
po chwili z piwem w ręku.
- Gdybyś nie był głupi, to byś przesunął króla - upomniał
Derricka, zerkając na szachownicę. Na sekundę podniósł oczy
i zmierzył się wzrokiem z Karin.Derrick poczerwieniał i szybko
przestawił królewską figurę w bezpieczniejsze miejsce.
Karin zacisnęła usta i skupiła się na grze. W dwa ruchy
pózniej zagnała bezradnego króla w róg bez wyjścia.
- Rewanż? - spytał Derrick, spoglądając na nią brązo-
wymi, pełnymi nadziei oczyma.
- Jutro wcześnie wstaję. Innym razem. - Podniosła się i
pożegnała z Derrickiem. Spojrzała wyzywająco na Rowana i
wyszła szybkim krokiem.
Następnego ranka Karin wstała przed świtem i włożyła
zielone sztruksy i ciepły, wełniany sweter. Pobiegła do
stołówki czując kłucie zimnego powietrza. W kuchni nie było
nikogo; postawiła czajnik na gazie, a potem nalała wodę do
kubka. Wsypała łyżeczkę neski z puszki i, trzymając w ręku
kubek z kawą, wyszła się przejść.
Ziemia nasączona była wilgocią po wczorajszym deszczu,
ale powietrze było czyste i świeże. Dno doliny zakrywały
pierzaste białe chmurki, pale ogrodzenia wystawały z mgły i
znikały w chmurach. Szczyty gór na zachodzie wyglądały jak
czarne wysepki w białym morzu. Sielski krajobraz
kontrastował ze wzburzonymi myślami Karin.
Platforma wkrótce będzie gotowa, a ona wróci do Ka-
lifornii i swojej pracy. I samotności. Myśl o opuszczeniu Anglii -
i Rowana, przyznała z nieoczekiwaną męką -sprawiła, że
poczuła się prawie osierocona.
Karin spojrzała przed siebie. Góry stały przed nią dzikie i
piękne ze swymi omiecionymi wiatrami szczytami i małymi
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
jeziorkami w zielonych dolinach. To był świat Rowana, kraina
równie wyjątkowa i nieujarzmiona jak on sam. I prawie tak
samo fascynująca. Pobiegła wzrokiem ku przepaści.
Nagle wydało się jej, że nie jest sama.
- Małe sam na sam? - zapytał Rowan, wyłaniając się obok
niej jak spod ziemi.
Wystraszona nagłym pojawieniem się mężczyzny, mimo-
wolnie zapatrzyła się w pięknie rzezbione rysy jego twarzy.
Górował nad nią, włosy miał zmierzwione, wyglądał, jakby
ubrał się w pośpiechu. Miał na sobie świeżo wypraną koszulę i
dżinsy, bił od niego czysty zapach piżma i sosny. Na ramiona
zarzucił czerwono-niebieski pled z madrasu, w wycięciu
którego widać było czarne owłosienie podchodzące pod szyję.
Znów poczuła się przytłoczona jego siłą.
Pełne srebrzystych malutkich błysków oczy błyszczały
prowokująco w półświetle.
- Wcześnie wstałaś, Karin. Spojrzała na zegarek.
- Właśnie miałam wracać.
- Zostań. - Powstrzymał ją. - Chcę z tobą porozmawiać.
Zesztywniała.
- Co znowu zrobiłam?
- Nie chodzi o to, co zrobiłaś - powiedział sucho -a o to,
co możesz zrobić.
- Jeśli mówisz o Geoffie - wyrzuciła z siebie - to strata
czasu. ZdajÄ™ sobie doskonale sprawÄ™ z jego sytuacji i
dopilnuję, by przejął część moich obowiązków. - Wylała resztkę
kawy na ziemię. - Ale prędzej mnie szlag trafi, nim zacznę go
niańczyć. - Od napięcia ochrypł jej głos.
Rowan patrzył jak przedtem, nie reagując. Zdawał się nie
zauważać jej wybuchu. Byłby dobrym graczem w pokera,
pomyślała, zazdroszcząc mu trochę sztuki opanowywania się.
- Nie lubisz go, co? - przemówił w końcu. - Nie.
- Możesz mi powiedzieć dlaczego?
- Nie. Ja... ach... to są osobiste sprawy. - Nie miała za-
miaru poniżać siebie ani Geoffa, choćby nawet na to za-
sługiwał. Odwróciła się, żeby odejść.
- Nie tak szybko. - Chwycił ją za ramię i obrócił. -Jeszcze
nie skończyłem.Patrzył na nią z góry płonącymi oczyma.
Nagle usta wykrzywił mu dziwny uśmiech i przyciągnął ją
do siebie, szukając jej ust. Pocałunek, który zaczął się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]