[ Pobierz całość w formacie PDF ]
coś więcej niż pocałunek, niemniej nie mogła zagłuszyć
pragnienia, które w niej rosło.
Del dotykał jej pleców, a żar jego dłoni palił przez
bluzkę. Czuła jego wzbierającą męskość. Drżał. Lecz nie
pogłębił pocałunku. Wycofywał się stopniowo, aż po-
czuła jego oddech na swoich wargach.
Maggie wyszeptał.
Otworzyła oczy.
Mmm?
Przepraszam.
Nie, Del, proszę, nie przepraszaj. To było... przyje-
mne.
Nie przepraszam za pocałunek, Maggie powie-
dział, rozcierając kciukiem wilgoć, która zebrała się na jej
dolnej wardze. Przepraszam, ale muszę go odebrać.
Dopiero teraz usłyszała dzwonienie komórki.
Sięgnął po jej nadgarstki i rozplótł jej ręce, którymi
obejmowała go za szyję. Przetrzymał jej wzrok, a w jego
oczach malował się żal, gdy po kolei muskał wargami
wnętrze jej dłoni.
Czuła, jak się rozpływa pod wpływem tego gestu. Ale
już po chwili puścił jej ręce, wyjął telefon z kieszeni
i odwrócił się. Słuchał, odpowiedział paroma słowami, po
czym podszedł do drzwi.
Del? zapytała.
Zatrzymał się z ręką na klamce.
Przepraszam ciÄ™, Maggie. ZadzwoniÄ™, gdy tylko
będę mógł, zgoda?
108 Ingrid Weaver
Zawsze to samo, pomyślała tępo Maggie, gdy za-
mknęły się za nim drzwi. I tak jak to wcześniej bywało,
błogość ustąpiła miejsca przykremu uczuciu.
Jak mógł tak wyjść? Prawie bez słowa. Dokąd? Z kim
siÄ™ spotyka? Dlaczego jest tak cholernie... tajemniczy?
Aaa, pal sześć mruknęła, opadając na sofę. Może
powinna mu zaufać... Ale żeby po tak słodkim pocałunku
wyjść ot tak, jak gdyby nigdy nic? A może świat
zawirował tylko dla niej? Czy on nic nie poczuł?
Może nie. Czyżby ponownie zawiódł ją instynkt?
Aaa, pal sześć powtórzyła wzdychając. Dobrze się
stało, że im przerwano. I tak, poza pocałunkiem, nie
doszłoby do niczego więcej.
Poza tym, potrzebuje trochę czasu, żeby to sobie
przemyśleć. Nie należy działać pospiesznie, bo skutki
mogą być opłakane, o czym tak niedawno przekonała się
z Alanem.
Oczywiście, Del nie jest taki jak Alan.
,,Jeśli już trafił się odpowiedni mężczyzna,,... przy-
pomniała sobie niedawne słowa Joanne. Tymczasem
wszystko wskazuje na to, że Del nie jest tym odpowied-
nim mężczyzną.
Och, ale jak łatwo byłoby się zakochać na śmierć
i życie w kimś takim jak Del Rogers.
Bardzo, ale to bardzo Å‚atwo.
Rozdział siódmy
Po poranku spędzonym na strzelnicy Del spotkał
BiIla w alejce przylegającej do tego ściśle strzeżonego
terenu.
Jesteś sam? z ironią w głosie zapytał Bill.
O co ci chodzi?
Na pewno nikt cię nie śledzi? Może jakaś staruszka
z psem przewodnikiem?
Bill...
Albo facet w odblaskowym pomarańczowym kom-
binezonie z nosem klowna? Nie wątpię, że niełatwo
byłoby go wypatrzyć w tłumie.
Del zaklął pod nosem i ruszył przed siebie.
Bill złapał go za ramię.
Bądz teraz czujny powiedział, tym razem poważ-
nym głosem. Druga godzina.
Del zanurzył się w cienistej alejce i zlustrował dzie-
dziniec po prawej stronie.
Kto?
Nie kto. Co. Teraz dziesiÄ…ta godzina.
110 Ingrid Weaver
Komunikaty Billa nie miały nic wspólnego z czasem.
Było południe. Del przeczesał wzrokiem teren na wprost
siebie, a pózniej z lewej, ale nie dostrzegł niczego
wyjątkowego. Ruch na tym terenie, zarówno pieszy
i zmotoryzowany, toczył się zwykłym rytmem. Kiedy
oślepił go promień słońca, odbity od przedniej szyby
jakiegoś samochodu, zmrużył oczy. Czerwony punkt
zamigotał na masce taksówki.
Laser?
Zgadłeś.
Naszych?
Nie. Należy do naszego przyjaciela z tatuażem,
który wcześniej składał wizytę.
Del rozglądał się dalej, ale nie wypatrzył zródła
promieniowania lasera.
Gdzie on jest?
W obserwowanym przez nas mieszkaniu.
To wyjaśnia, dlaczego Bill czeka tu na mnie, pomyślał
Del. Miejsce znajdowało się poza bezpośrednim zasię-
giem wzroku z tamtego mieszkania.
Jest tam od ponad dwudziestu minut ciÄ…gnÄ…Å‚ Bill.
Znów sprawdzał podsłuch, a następnie podszedł do
okna z czymś, co wyglądało na oscyloskop. Aha, wywiad
ustalił jego tożsamość. Niejaki Herbert Hull. Były żoł-
nierz wojsk desantowych marine.
Niestety, to normalka, pomyślał Del. Wielu dawnych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]