[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pózniej, teraz mam za dużo spraw na głowie.
- Ja też. Masz może trochę kawy? Po paru dniach na
słonecznych Hawajach pogoda w Seattle szokuje - rzekł
Lowell, idÄ…c do kuchni.
- A Adrian? - spytała bezradnie Sara.
Lowell Kincaid nic się nie zmienił. Nikt by nie przypu
szczał, sądząc po szczerym spojrzeniu niebieskich oczu, że
ma do czynienia z człowiekiem o niepospolitym umyśle
i niezwykłej osobowości. Kincaid dobiegał siedemdzie
siątki, a jego niemal łysą głowę okalał wianuszek przy
strzyżonych, siwych włosów. Przez całe życie zachował
szczupłą sylwetkę. Oprócz hawajskiej koszuli miał na so
bie białe płócienne spodnie, poplamione deszczem, a na
nogach snadały. Na przegubie ręki nosił złoty zegarek,
który pasował do cienkiego, złotego łańcuszka na szyi.
Sara wiedziała, że złoto jest prawdziwe.
- Adrian wróci, gdy załatwi sprawę - powiedział i za
jął się przygotowywaniem kawy z wprawą człowieka, któ-
OCZEKIWANIE 187
ry bywał w tym domu częstym gościem. - Choć cholernie
mi przykro, że musi po mnie sprzątać.
- Powiedz mi, wuju, o co w tym wszystkim chodzi
- poprosiła Sara, starając się nie okazywać zniecierpli
wienia.
Lowell przeciągnął się i podrapał po plecach.
- Krótko mówiąc, przez ostatnie kilka dni zajmowałem
się fałszywym śladem na Hawajach. Dziś wróciłem. To
Vaughn mnie tak urządził - dodał ponuro. - Czuję się jak
idiota.
- Kim jest Vaughn?
- Stare sprawy.
- Ach, tak - powiedziała, przypominając sobie wiado
mość na sekretarce. - Mówiłeś coś, że musisz się zająć
starą, nie zakończoną sprawą.
- Posłuchaj, Saro, kiedy Adrian wróci, też będzie się
chciał wszystkiego dowiedzieć. Po co mam powtarzać
dwa razy? UsiÄ…dziemy przy rozpalonym kominku i wszy
stko wam opowiem. A co z kolacjÄ…?
- Kolacja - stwierdziła ze złością Sara - nic mnie w tej
chwili nie obchodzi. Co zrobimy z Adrianem?
- Nic. Z Adrianem nic nie trzeba robić - stwierdził
Lowell, zalewajÄ…c wrzÄ…tkiem rozpuszczalnÄ… kawÄ™. - Wy
starczy mu nadać kierunek.
Sara poczuła mdłości.
Wie, kim jestem. Sara wie, kim jestem. Adrian nie mógł
zapomnieć jej opisu człowieka, którego znała z opowiadań
wuja jako Wilka. Te słowa nadal dzwięczały mu w uszach:
Zdradziecki zabójca; gdy wchodził do pokoju, tempera-
188 OCZEKIWANIE
tura spadała o dwadzieścia stopni". Widział wyraz jej
oczu, kiedy go spostrzegła w korytarzu.
Koniec. Wracał do domu z poczuciem katastrofy. Może
nawet już jej nie zastanie. I co wtedy?
Kiedy na podjezdzie zobaczył znajomą, zieloną toyotę,
odczuł pewną ulgę. Wrócił Lowell, więc Sara pewno
wciąż tu jest. To, że stał jej samochód, niczego nie ozna
czało, skoro wcześniej go popsuł.
To miło, że Kincaid wrócił cały i zdrowy, pomyślał
Adrian. Obecność przyjaciela ułatwi spotkanie z Sarą.
Ciągle nie wiedział, co ma jej powiedzieć i, co gorsza, nie
był pewien, czy kiedykolwiek będzie to wiedział. Przypu
szczalnie Sara w ogóle nie zechce z nim rozmawiać. Nie
zechce przebywać w towarzystwie Wilka.
Powoli wchodził po schodach. Zapadła ciemność i ok
na domu jaśniały ciepłym blaskiem. Jednakże Adrian nie
był głupcem i wiedział, że ciepło jest iluzją. Bez Sary jego
życie stanie się puste. Usiłował przygotować sobie jakieś
grzeczne słowa, coś, co mógłby powiedzieć w tej sytuacji,
ale nic nie przychodziło mu do głowy. Chciał ją mieć dla
siebie i ostatnio uwierzył nawet, że mu się to uda. A teraz
musi pozwolić jej odejść.
Wiele rzeczy na tym świecie mężczyzna mógł sobie po
prostu wziąć, ale miłość do nich nie należała. Teraz, po
kilku dniach spędzonych z Sarą, nie potrafi z niej zrezyg
nować. Tymczasem Sara nienawidziła i bała się Wilka.
Drzwi otworzyły się przed nim na oścież.
- Wreszcie! - krzyknęła Sara, rzucając mu się w ra
miona. - Gdzieś ty się podziewał?
- Sara?
OCZEKIWANIE 189
- Powiedziałeś, że wrócisz promem o piątej pięćdzie
siąt pięć - szepnęła. - Wiedziałam, że wrócisz o tej porze.
I wiedziałam, że jeśli przywiozę tu Vaughna, to się wszy
stkim zajmiesz.
Przycisnął ją mocno do siebie, grzejąc się jej ciepłem.
- Tak - przytaknął, gładząc ją z zachwytem po głowie.
- Dostałem sygnał alarmowy, gdy tylko zjechałem z pro
mu. - Gwałtownie zacisnął palce na włosach Sary. - Nig
dy w życiu tak się nie bałem.
- Cześć, Adrianie, przykro mi, że tak wypadło. Wszy
stko w porzÄ…dku?
Adrian spojrzał na przyjaciela nad głową Sary.
- Wszystko w porządku. - Poczuł, że Sara zadrżała
w jego objęciach.
- Tak przypuszczałem - mruknął Kincaid.
- Będziesz jednak musiał jutro rano odpowiedzieć na
parę pytań swoim kumplom z agencji.
W oczach Kincaida pojawił się błysk zainteresowania.
- Dlaczego?
- Zostawiłem Vaughna związanego jak prosiaka kilka
metrów od autostrady. Potem zadzwoniłem do biura agen
cji na zachodnim wybrzeżu i zostawiłem wiadomość,
gdzie go można znalezć. Kiedy facet, który odebrał tele
fon, chciał się dowiedzieć, kto mówi...
- Podałeś moje nazwisko - dokończył za niego Kin
caid. - Dziękuję, przyjacielu. Cóż, nie mogę narzekać.
Sam sobie na to zasłużyłem. Mam u ciebie dług wdzięcz
ności za opiekę nad Sarą. Być może Gilkirk i jego drużyna
tak się ucieszą z Vaughna, że nie będą zadawać zbyt wielu
pytań.
190 OCZEKIWANIE
Sara podniosła głowę i objęła rękami twarz Adriana.
- Nie zabiłeś go, prawda?
- Nie.
- No pewnie. Kolacja gotowa. Idz i wez prysznic. Na
leję ci wina. - Sara wysunęła się z jego objęć i weszła do
domu.
Adrian spoglądał za nią, wciąż dręczyła go niepewność.
Niepewność sprawiała mu przykrość, ale była lepsza niż
zimna, śmiertelna pewność, że utracił Sarę. Czuł się teraz
jak skazaniec, którego egzekucję nagle wstrzymano. Nie
pewność niosła ze sobą nadzieję. Wszedł za Lowellem do
środka i ruszył do łazienki, zdejmując po drodze mokrą
kurtkÄ™.
Adrian przyglądał się Sarze, odkąd wyszedł z łazienki,
starając się zgadnąć, o czym myśli. Przygotowując sałatkę,
mówiła o złocie i żartowała z pomysłów Lowella na pre
zenty ślubne. Nalała obu mężczyznom po kieliszku wina
i włożyła do piecyka bułki na zakwasie, rozmawiając
o pobycie Lowella na Hawajach i dobrodusznie wyśmie
wajÄ…c siÄ™ z nowej, hawajskiej koszuli wuja.
Lowell także miał dobry humor i z wyrozumieniem
traktował żarty Sary.
- Cieszę się, że ci się podoba - powiedział. - W waliz
ce mam jeszcze trzy inne. Kupiłem je dziś rano na lotnisku,
kiedy czekałem na samolot. - Spojrzał na siebie z widocz
nym zadowoleniem.
Adrian czuł się wyłączony z rozmowy, nie bardzo jed
[ Pobierz całość w formacie PDF ]