[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Pożegnaj się z tym chłopcem.
Esperanza i Win wymienili spojrzenia.
- Miałeś rację, Win.
- Co do czego?
- Co do ludzkiej natury.
40
Myron zadzwonił do Kimberly Green.
- Green - odezwała się do słuchawki.
- Mam prośbę.
- Cholera, a już myślałam, że pozbyłam się pana ze swojego życia.
- Ale nie z fantazji. Pomoże mi pani?
- Nie.
- Mam dwie sprawy.
- Nie. Powiedziałam  nie !
- Od Erica Forda wiem, że tę rzekomo splagiatowaną powieść przysłano do pani.
- I co z tego?
- Kto ją przysłał?
- Przecież słyszał pan. Przysłano ją anonimowo.
- Nie ma pani pojęcia kto?
- Zielonego.
- Gdzie ona jest teraz?
- Książka?
- Tak.
- W szafie z dowodami.
- Coś z nią robiliście?
- Na przykład?
Myron zaczekał.
- Myron?
- Wiedziałem, że coś przede mną ukrywacie.
- ProszÄ™ pana...
- Ukryliście nazwisko autora tej powieści. A był nim Edwin Gibbs. Napisał ją pod
pseudonimem po śmierci żony. Nareszcie wszystko się zgadza. Szukaliście go od samego początku.
Wiedzieliście, że to on! Wiedzieliście, psiakrew, cały czas!
- Nie wiedzieliśmy! Podejrzewaliśmy.
- Te wszystkie bzdurne domniemania, jakoby Edwin był pierwszą ofiarą Stana...
- Nie do końca bzdurne. Byliśmy pewni, że porywaczem jest jeden z nich. Tylko nie
wiedzieliśmy który. Nie mogliśmy odnalezć Edwina Gibbsa, dopóki nie podał pan nam adresu w
Waterbury. Ale dotarliśmy tam za pózno. Już wyjechał, żeby porwać Jeremy ego. Być może gdyby
pan chętniej udzielał informacji...
- Okłamaliście mnie!
- Nie okłamaliśmy. Po prostu nie powiedzieliśmy wszystkiego.
- Jezu, czy pani słyszy, co pani mówi?
- Nic panu nie byliśmy winni. Nie był pan agentem federalnym i tylko nam zawadzał.
- Tak zawadzałem, że pomogłem wam rozwiązać sprawę.
- I za to panu dziękuję.
Zagłębił się myślami w labirynt, skręcił w lewo, w prawo i zawrócił.
- Dlaczego media nie wiedzą, że Edwin Gibbs był autorem książki? - spytał.
- Dowiedzą się. Eric Ford chce najpierw wszystko dopiąć. A wtedy zwoła następną dużą
konferencjÄ™ prasowÄ… i przedstawi to jako nowinÄ™.
- Mógłby to zrobić dzisiaj.
- Mógłby.
- Lecz wówczas byłoby po sensacji. W tej chwili sprawę podgrzewają plotki. A on chce skupić
na sobie jak najwięcej uwagi.
- Z ducha jest politykiem - przyznała Green. - I co z tego?
Myron skręcił kilka razy, natknął się na więcej ścian, ale nie przestał szukać wyjścia.
- Nieważne - odparł.
- To dobrze. Możemy skończyć rozmowę?
- Najpierw niech pani zadzwonił do banku szpiku kostnego.
- Po co?
- Muszę dowiedzieć się więcej o pewnym dawcy.
- Ta sprawa jest zamknięta, Myron.
- Wiem. Ale kroi siÄ™ nowa.
Stana Gibbsa zastali w fotelu gospodarza programu. Jego nowy show w kablówce, Pogaduszki
z Gibbsem, nakręcano w Fort Lee, w New Jersey, w studiu, które wyglądało jak wszystkie znane
Myronowi studia telewizyjne, czyli jak pokój bez sufitu. Wisiały tu bez wyraznego ładu i składu
liczne reflektory i kable. Studia, zwłaszcza studia wiadomości, były zawsze mniejsze niż w
telewizorze. Mniejsze było w nich wszystko - biurka, fotele, mapa świata w tle. Potęga telewizji.
Naocznie takie pomieszczenia zawsze wydają się mniejsze niż na dziewiętnastocalowym ekranie.
Stan był w granatowej marynarce, białej koszuli, czerwonym krawacie, dżinsach i sportowych
butach. Klasycznym stroju prowadzącego program. Ale kamera nie interesowała się dżinsami
ukrytymi pod biurkiem. Gibbs pozdrowił wchodzących skinieniem. Myron odwzajemnił mu
skinienie. Win nie zareagował.
- Musimy porozmawiać - powiedział Myron.
Stan Gibbs kiwnął głową. Odesłał realizatorów programu i wskazał gościom fotele.
- Siadajcie.
Pozostał w swoim fotelu. Usiedli z bardzo dziwnym wrażeniem, że obserwuje ich publiczność.
Win zerknął na swoje odbicie w obiektywie kamery i uśmiechnął się. Spodobało mu się to, co
zobaczył.
- Czy znaleziono jakiegoś dawcę? - spytał Gibbs.
- Nie.
- W końcu ktoś się zgłosi.
- Tak. Przychodzę do pana po pomoc, Stan - rzekł Myron.
Gibbs splótł palce i ułożył dłonie na biurku.
- Do usług.
- Mam sporo wątpliwości w związku z porwaniem Jeremy ego?
- Na przykład?
- Domyśla się pan, dlaczego tym razem pański ojciec porwał dziecko? Dotąd tego nie robił,
prawda? Porywał tylko dorosłych. Dlaczego tym razem porwał chłopca?
Gibbs przetrawił to pytanie.
- Nie wiem. Nie jestem pewien, czy porywanie dorosłych było regułą - odpowiedział, wolno
cedząc słowa. - Mam wrażenie, że swoje ofiary wybierał na chybił trafił.
- Nie tym razem. Jeremy ego Downinga wybrał nieprzypadkowo.
- Z tym się zgodzę - odparł po namyśle Gibbs.
- Wybrał go ze względu na związek z moimi poszukiwaniami.
- To logiczne.
- Ale jak pański ojciec dowiedział się o Jeremym?
- Nie wiem. Może pana śledził.
- Wątpię. Po naszej wizycie w Waterbury Greg Downing został na miejscu. Obserwował [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl