[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jedno Twoje zdjęcie, które kiedyś zrobiła Rita. Ty stoisz przy bramie parku, w
białej sukni; to śliczne zdjęcie, podobałaś mi się na nim, choć wówczas miałem
jeszcze zasłonę na oczach. Proszę Cię, przyślij mi je w najbliższym liście,
abym mógł je zawsze mieć przy sobie.
Niestety w kraju wroga często napadają na nas partyzanci. Już wielu naszych
chłopców zginęło od kul. Kiedy koledzy naszych chłopców giną w taki podły
sposób, trudno się dziwić, że nie można pohamować ich gniewu. Ja jestem
szczególnie wściekły na partyzantów, bo Hans von Axemberg omal nie padł
ich ofiarą. Przybyliśmy kiedyś do pewnej spokojnej wioski. A że byliśmy
spragnieni, w jednym z gospodarstw poprosiliśmy o wodę. Było nas tylko
dwóch. Odesłano nas do studni w podwórzu. Hans pobiegł tam, by się napić, ja
szedłem za nim powoli. Nagle ujrzałem w oknie młodą kobietę z rewolwerem
wycelowanym w Hansa. Skoczyłem, kobieta mnie nie widziała, i wytrąciłem
jej rewolwer z ręki. Strzał padł w powietrze. Była to jedyna w tej wsi broń,
kobieta ukryła ją i użyła kierowana fanatyczną nienawiścią. Zasłużyła na
śmierć i zostałaby z pewnością rozstrzelana, gdybyśmy o tym zameldowali.
Kazaliśmy ją zamknąć w remizie strażackiej i pilnować. Mógłbym przytoczyć
setki takich przypadków. Lecz to nie ma sensu. Ale dość na dziś, moja Różo.
Nie zapomnij przysłać mi zdjęcia. I powiedz Trinie, że jej mąż dzielnie się u
mnie spisuje i jest mi bardzo wierny. Bądz zdrowa, moja słodka żono
Twój Hasso"
Potem nadeszły dni, kiedy wyraznie słychać było ciężki trzepot skrzydeł
losu.
Wracali ranni żołnierze, lekko ranni, z rękami na temblakach, ale także
jeden, którego musiano odesłać na tyły, bo pozostał na zawsze kaleką.
Jednocześnie nadeszła widomość, że mąż jednej z wojennych żon poległ.
Wesoły, zawsze pogodny Fritz Colmar poległ na rosyjskiej ziemi.
Wiadomość o bohaterskiej śmierci Fritza otrzymała Róża. Stary Colmar,
głęboko wstrząśnięty śmiercią jedynego syna, poprosił Różę, by poszła z nim
do jego żony. On sam nie miał odwagi zadać jej tego straszliwego ciosu.
Podał jej zawiadomienie, które otrzymał. Fritz Colmar wraz z innymi
żołnierzami bronił sztandaru swego pułku. W wirze zaciętej walki jako ostatni
poniósł sztandar, choć sam był już ciężko ranny. Mimo ran zdołał dostarczyć
sztandar do swego pułku; w obozie, umierając, padł na sztandar, zraszając go
swojÄ… serdecznÄ… krwiÄ….
Oczywiście ojciec mimo wielkiego bólu był dumny ze swego syna. Ale
biedna matka? Z ciężkim sercem Róża poszła z zarządcą do jego domu, by
możliwie oględnie zawiadomić kobietę o stracie syna.
Róża nie próbowała jej nawet pocieszać, zrozumiała, że tu nie pomoże żadne
pocieszenie, że ten ból musi skamienieć.
Gdy pani Colmar po kilku dniach znów się pokazała, miała całkiem siwe
włosy. Wciąż jeszcze nie uroniła ani jednej łzy. Nikt nie miał odwagi podejść
do niej. Ten skamieniały ból był okropny.
Najbardziej cierpiał sam rządca. Róża starała się go pocieszać, jak mogła.
- Niech pan da żonie trochę czasu, panie Colmar. Jej dusza jest chora, ona
musi sama znalezć ukojenie. Pan także cierpi głęboko nad stratą syna, ale jako
mężczyzna ma pan tę pociechę, że syn poległ bohatersko w imię wielkiej
sprawy. Taka pociecha nie przemawia do serca matki. Musi pan mieć
cierpliwość.
A potem Róża poszła do młodej wieśniaczki, która została wdową. Oszalała
z bólu, stała w otoczeniu lamentujących kobiet, co jeszcze bardziej wzmagało
jej cierpienie.
Róża i tu zaprowadziła spokój.
- Idzcie do domu, zostawcie tę biedaczkę samą, teraz nie możecie jej pomóc.
Ona musi sama się z tym uporać. Kiedy przyjdzie do siebie, wtedy wrócicie tu,
by ją pocieszyć. Wasze łzy tylko wzmagają jej ból.
Kobiety rozeszły się w milczeniu.
Czyż każdego dnia, każdej godziny nie mógł jej spotkać taki sam los? A
ponieważ to rozumiała i potrafiła współczuć, dana jej była moc przynoszenia
pociechy.
Daleko w kraju wroga znajdowała się niemiecka baza lotnicza, której strzegli
wartownicy. Po prawej stronie ciągnął się obóz armii niemieckiej.
Podczas gdy w obozie żołnierze korzystali z zasłużonego odpoczynku, w
bazie przygotowywano się już do następnego dnia. Ekscelencja von Bogendorf
i pułkownik von Steinberg stali obok aeroplanu, którym Hasso i Axemberg
mieli polecieć nad Paryż i właśnie otrzymali odpowiednie instrukcje.
Von Bogendorf pożegnał ciepłym uściskiem dłoni obu lotników, którzy
podczas tej kampanii wojennej dokonali już niejednego wielkiego wyczynu i
zostali odznaczeni Krzyżami %7łelaznymi. Dziś mieli znów dowieść, jacy są
dzielni i nieustraszeni.
Hasso, a za nim Hans zajęli miejsca w samolocie, który potoczył się i wzbił
powoli w powietrze.
Ekscelencja von Bogendorf i pułkownik von Steinberg wrócili do obozu.
Przy wejściu do namiotu, w którym znajdował się lazaret, stała młoda zgrabna
pielęgniarka w stroju siostry Czerwonego Krzyża. Kasztanowe włosy
wystawały jej spod białego czepka.
Była to Rola von Steinberg. Zapatrzona w samolot, nie spostrzegła, że
zbliżył się do niej ojciec. Dopiero kiedy ujął ją za ramię, szybko się obejrzała.
- To ty, papo!
Pułkownik von Steinberg spojrzał z uśmiechem na jej uroczą twarz.
- Czy możesz wreszcie trochę odetchnąć po ciężkiej pracy, mała
samarytanko? - zapytał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl