[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Koko i upuścił go na podłogę przed talerzem Pate. Koko stał tam z rozjechanymi łapkami,
zastygły w pozycji, w jakiej wylądował, przeszywając wzrokiem obrzydliwie wyglądającą
purpurową maz, która znajdowała się na talerzu. Potem wzdrygnął się wyniośle i odszedł.
Pózniej tego wieczora Qwilleran zrelacjonował zajście Mausowi.
- Jestem przekonany, że te koty potrafią czytać ceny - powiedział - ale zjedzą
wszystko, jeśli dostatecznie zgłodnieją.
Maus zastanawiał się przez kilka sekund.
- Sos bearnaise mógłby uczynić go bardziej zjadliwym - zasugerował. - Albo szczypta
świeżo startego romano.
Dwaj mężczyzni spotkali się w lobby jednego z budynków w śródmieściu. Winda,
która zjeżdżała w niezbadane głębie pod powierzchnią, wysadziła ich w piwnicy. Podziemna
restauracja składała się z serii przestronnych pomieszczeń, wąskich i długich, o kamiennych
sklepieniach, czarnych i ponurych. Przedtem był to kanał ściekowy, zanim miasto nie
zbudowało nowej oczyszczalni.
Prawnika przywitano z szacunkiem i dwaj mężczyzni zostali zaprowadzeni do stolika,
nakrytego nieskazitelnie białym obrusem. Siedem kieliszków na wino i czternaście sztuk
płaskich sztućców lśniło przy każdym talerzu. Dwóch kelnerów rozścieliło na kolanach gości
serwety, nasączone lekko wodą pomarańczową. Starszy kelner zaprezentował menu oprawne
w złoconą florencką skórę i trzech asystentów, którym przydzielono obowiązek napełniania
szklanek z wodÄ….
Maus władczym gestem machnął chlorowanym płynem.
- Pijemy tylko wodę butelkowaną - oświadczył - i chcemy rozmawiać z piwniczym.
Przyszedł kelner odpowiedzialny za wino. U jego pasa zwisały na łańcuchach klucze,
a z postaci biła jakaś pompatyczna powaga. Maus wybrał szampana. Potem dwaj goście
zaczęli studiować menu, które było tylko trochę cieńsze od niedzielnego wydania Fluxion".
Znalezć w nim można było wszystko: od aquavitu, skandynawskiej wódki kminkowej, do
zabaglione, od avocado supremÄ™ remoulade do zucchini saute avec hollan-daise.
- Jeśli nie ma pan nic przeciwko, pozwolę sobie przy okazji na osobistą uwagę -
powiedział ze smutkiem prawnik. - Nieżyjąca pani Maus zamawiała niezmiennie siekaną
polędwicę wołową, kiedy tu razem jadaliśmy.
Qwilleran nie zdawał sobie sprawy, że Maus jest wdowcem.
- Czy pańska żona nie podzielała pana zamiłowania do haute cuisinei
Po kilku wystudiowanych oddechach Maus odpowiedział:
- Nie żebym mógł z czystym sumieniem i pełną świadomością zaprzeczyć. Raz użyła
mojej najlepszej patelni na omlety do smażenia wątróbki z cebulą.
Qwilleran cmoknął ze współczuciem.
- Proponuję, żebyśmy zaczęli, jeśli pan na to przystanie, panie Qwilleran, od zupy z
francuskim odciskiem", jak ją nazywaliśmy w naszym domu. Pani Maus była z zawodu
pedikiurzystką i miała ten niefortunny zwyczaj, że mówiła o swojej pracy przy stole.
Podano zupę cebulową w koszulce z topionego sera i Qwilleran dzielnie ograniczył się
do trzech łyżek.
- Jak to się stało, że kupił pan garncarnię? - dopytywał się.
Maus ostrożnie układał odpowiedz.
- Odziedziczyłem ją - powiedział przeciągle. - Mojej żonie budynek zapisał wuj, Hugh
Penniman, mecenas sztuki, a w szczególności kolekcjoner ceramiki. Jego zamysłem było
uczynienie z tego domu centrum sztuki. Za cenę ogromnych nakładów finansowych, które
przekraczały możliwości nawet takiego filantropa, jakim był świętej pamięci pan Penniman,
centrum sztuki funkcjonowało aż do jego śmierci... po której budynek przeszedł na własność
dwóch synów, którzy następnie zrzekli się spadku, widząc w nim kosztowny, a niepraktyczny
ciężar, zważywszy na warunki nałożone na spadkobiercę przez testament... I tak oto przeszedł
on na rzecz mojej żony, a następnie na mnie.
- Jakie były zapisy w testamencie?
- Stary dżentelmen zastrzegł sobie, że budynek ma nadal służyć sztuce, co było -
aproviso, w opinii kuzynów mojej żony, i nie bez pewnej racji - jednoznaczne z
ekonomicznym szaleństwem. Jak pan wie, artyści to w dużej mierze niewypłacalni dłużnicy.
Tak czy inaczej, wynalazłem... nieprzeciętny wybieg, ażeby wynajmować apartamenty
koneserom kulinariów, jako że gastronomia jest uważana przez znawców i praktyków za
sztukę. Jednocześnie zdecydowałem się reaktywować pracownię ceramiczną, która - jak
wnioskowałem - okaże się ciężarem finansowym o korzystnych konsekwencjach
podatkowych, jeśli pan za mną nadąża.
Tę deklamację faktów przerwało podanie węgorzy w zielonym sosie.
- Słyszałem plotki o utonięciu związanym z pracownią - zauważył Qwilleran. - Kiedy
to się stało?
Prawnik nabrał powoli powietrza i z lekkim poirytowaniem odpowiedział:
- Ten nieszczęśliwy wypadek należy, mogę pana zapewnić, do dawnych czasów.
Niestety pańska gazeta, dla której publikacji żywię jedynie umiarkowany zachwyt, proszę
wybaczyć mi tę szczerość, pańska gazeta raz po raz odgrzewa ten epizod i umieszcza na
swoich łamach niesmaczne nagłówki dla, jak można przypuszczać, ekscytacji czytelników o
mniej niż przeciętnej inteligencji. Teraz, jako że budynek znalazł się pod moją egidą, należy
wierzyć, że kwestia ta nie będzie więcej przedmiotem rozgłosu. Jeśli w pana mocy jest
ukrócenie tego procederu, będę panu winien... wdzięczność.
- Przy okazji - wtrącił Qwilleran. - Wydaje mi się, że nie powinien pan zamykać drzwi
ewakuacyjnych między garncarnią a apartamentami. Straż pożarna nie pochwaliłaby tego.
- Drzwi pożarowe, w moim przekonaniu, nigdy nie pozostają zamknięte.
- Były zamknięte dzisiaj rano, od środka.
Maus, skupiony na delektowaniu się kęsem węgorza, nie odpowiedział.
- Czy Graham jest uważany za dobrego garncarza? - spytał Qwilleran.
- O ile mi wiadomo, jest wspaniałym technikiem. Ma rozległą wiedzę o materiałach,
narzędziach i działaniu garncami. Zdaje się, że kreatywny talent w lwiej części leży w tej
rodzinie po kÄ…dzieli.
- Mógł pan nie słyszeć jeszcze wieści - powiedział Qwil-leran - ale pani Graham
opuściła męża. Spodziewam się, że radziła się pana co do prawnych aspektów tej decyzji.
Zniknęła wczoraj, we wczesnych godzinach rannych.
Maus nadal przeżuwał w zamyśleniu, odezwał się dopiero po chwili:
- To niefortunne zdarzenie, by nie powiedzieć więcej.
Qwilleran próbował doszukać się na twarzy prawnika jakiejś reakcji, ale zobaczył
tylko niewzruszone oblicze i zatroskane oczy, z których jedno otoczone było purpurowym
sińcem.
Wybitnego degustatora pochłonęło zachwalanie zielonego sosu.
- Pietruszkę, mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, dodano odrobinę za
wcześnie, ale musi pan wiedzieć, że kwestia ziół wzbudza niemałe kontrowersje. Na
posiedzeniu Stowarzyszenia Zasłużonych Gastronomów cieszyliśmy się inspirującym
sympozjum na temat oregano. Dyskusja okazała się dość... burzliwa.
- Czy to wtedy przyprawiono panu to limo? - zapytał Qwilleran.
Prawnik dotknÄ…Å‚ czule lewego oka.
- W ferworze dyskusji, z przykrością stwierdzam, jeden z naszych członków -
jegomość nader zapalczywy - machnął pięścią w moją stronę w... nieodpowiednim momencie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]