[ Pobierz całość w formacie PDF ]

musiałaby pozostać sama na statku. Obecnie jednak istniało w kosmosie tak niewiele zagrożeń, o
których poza tym ostrzegały niezliczone urządzenia alarmowe, że nikt nie traktował wacht
poważnie.
Floyd dawno porzucił już myśli o własnych problemach i wczesny świt nie nastrajał go ponuro.
Postanowił wykorzystać wachty najlepiej, jak to możliwe. Czytał więc książki (po raz trzeci w
życiu rozpoczynał W poszukiwaniu straconego czasu, a po raz drugi Doktora %7ływago), studiował
dokumenty techniczne, pisał raporty. Czasami prowadził pouczające rozmowy z Halem,
używając klawiatury, ponieważ komputer mylił się jeszcze w rozpoznawaniu głosów. Ich
dyskusje najczęściej miały następujący przebieg:
- Hal, mówi doktor Floyd.
- DOBRY WIECZR, DOKTORZE.
- Obejmuję służbę o dwudziestej drugiej. Czy wszystko w porządku?
- JAK NAJBARDZIEJ, DOKTORZE.
- Dlaczego więc pali się ta czerwona lampka na tablicy numer 5?
- ZEPSUAA SI KAMERA W GARA%7łU KAPSUA. WALTER POLECIA MI ZIGNOROWA
T USTERK. NIE MOG JEDNAK WYACZY LAMPKI OSTRZEGAWCZEJ.
PRZEPRASZAM.
- W porządku, Hal. Dziękuję.
- BARDZO PROSZ, DOKTORZE.
I tak dalej...
Czasami Hal proponował partię szachów - rozgrywaną zgodnie z instrukcją, którą otrzymał
dawno temu i której nikt dotąd nie cofnął. Floyd nie przyjmował wyzwania. Zawsze uważał
szachy za stratę czasu i nigdy nie chciało mu się nauczyć zasad tej gry. Hal zdawał
195
się nie wierzyć, że są ludzie, którzy nie mają ochoty lub nie potrafią grać w szachy, i wciąż
ponawiał propozycję.
 Znów to samo" - pomyślał Floyd, gdy z głośnika dobiegł delikatny sygnał oznaczający, że Hal
chce coś powiedzieć.
- DOKTORZE FLOYD?
- O co chodzi, Hal?
- MAM WIADOMOZ DLA PANA.
 A więc to nie kolejna propozycja gry w szachy" - pomyślał z lekka zaskoczony Floyd.
Zazwyczaj nie wykorzystywano Hala jako chłopca na posyłki, choć zdarzało się, że służył
niektórym za budzik lub podręczny notes, który miał przypominać o obowiązkach. Czasami Hal
stawał się uczestnikiem kawałów, które lubili sobie robić zwłaszcza podczas nocnych wacht.
Prawie każdy z załogi był kiedyś napiętnowany przez Hala wyświetlonym na czerwono napisem:
AHA! ZNOWU ZPISZ NA SAU%7łBIE! albo OGO! ZASTAA TIE-BIAWKROWATI!
Nikt się nie przyznał do autorstwa tych napisów, z tym że głównym podejrzanym był Walter
Curnow. Oczywiście zwalał winę na Hala pomimo ostrych protestów Chandry, który twierdził,
że komputery nie maj ą poczucia humoru.
Nie mogła to być wiadomość z Ziemi. Kontrola Lotu porozumiewała się przez centrum łączności
na  Leonowie", które z kolei przekazałoby wiadomość pełniącemu tam obecnie służbę Maksowi
Brajlowskiemu. Reszta załogi mogła porozumiewać się z Floydem za pomocąinterkomu.
Dziwne...
- W porządku, Hal. Od kogo ta wiadomość?
- BRAK IDENTYFIKACJI.
A więc kolejny żart. No dobrze, zabawimy się.
- Coś takiego! Jak brzmi wiadomość?
- PODAJ WIADOMOZ: NIEBEZPIECZECSTWO! MUSICIE ODLECIE STD W
CIGU PITNASTU - POWTARZAM - PITNASTU DNI.
Floyd patrzył z niedowierzaniem na ekran. Był zły i zaskoczony faktem, że ktoś z członków
załogi ma tak infantylne poczucie humoru. Taki żart był nawet poniżej poziomu szkoły
podstawowej. Postanowił jednak kontynuować grę w nadziei, że wykryje sprawcę.
- To jest absolutnie niemożliwe. Nasze okno otwiera się dopiero za dwadzieścia sześć dni. Mamy
za mało paliwa na wcześniejszy powrót.
 To zmusi go do myślenia" - zamruczał z satysfakcją, rozpierając się wygodnie w fotelu w
oczekiwaniu odpowiedzi.
196
- ZDAJ SOBIE SPRAW Z TYCH FAKTW, NIEMNIEJ JEDNAK MUSICIE ODLECIE
W CIGU PITNASTU DNI.
 Bo inaczej zaatakują was hordy małych, zielonych ludzików z trzema parami oczu -jak
przypuszczam. - Bawmy się dalej, sprawca czeka".
- Nie mogę traktować serio tego ostrzeżenia, dopóki nie poznam zródła. Kto to nagrał?
Nie oczekiwał bezpośredniej odpowiedzi. Sprawca z pewnością zatarł po sobie ślady. Jednakże
odpowiedz, którą otrzymał, zaskoczyła go w najwyższym stopniu.
- TO NIE JEST NAGRANIE.
A więc rozmowa w czasie rzeczywistym! Oznaczało to, że wiadomość pochodzi albo od samego
Hala, albo od kogoś, kto w tej chwili znajduje się na pokładzie  Leonowa". Nie było jednak
żadnego zauważalnego przesunięcia w czasie - ktoś więc musi być tutaj!
- W takim razie, kto ze mną rozmawia?
- BYAEM DAYIDEM BOWMANEM.
Floyd długo wpatrywał się w ekran, nim zdecydował się na kolejne posunięcie. %7łart, który od
początku nie był śmieszny, teraz sięgał za daleko. Floyd nie potrafił znalezć słów oburzenia. Do
diabła, załatwi tego żartownisia po drugiej stronie.
- Nie mogę przyjąć tej identyfikacji bez dowodu.
- ROZUMIEM. RZECZ NAJWA%7łNIEJSZ JEST, ABY MI PAN UWIERZYA. PROSZ SI
ODWRCI.
Jeszcze zanim na monitorze pojawiło się to ostatnie, przerażające zdanie, Floyd zaczął
powątpiewać w prawdziwość swojej hipotezy. Cała rozmowa była niezwykle dziwna i nie
dotyczyła niczego, co można by wykorzystać za temat do żartów. Jako kawał prowadziła
donikąd.
No a teraz... poczuł mrowienie między łopatkami. Bardzo powoli i z ociąganiem zaczął odwracać
się z fotelem. Za sobą miał tablice i przełączniki pulpitu komputera, przed sobą pomost pokryty
wykładziną Yelcro.
Sterownia  Discovery", usytuowana w rejonie pozbawionym ciążenia, była zawsze dość [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl