[ Pobierz całość w formacie PDF ]
daleki od żartów!
Wyszliśmy, zostawiając w pokoju nadzwyczaj zdenerwowanego, niespokojnego
mecenasa, który niestrudzenie wycierał okulary w róg chusteczki do nosa.
11
Komisarz Palmu boi się zwłok, a portier Pod Cichym Tyczkarzem lubi gadać. " Piszę, jak mi
dyktują, Palmu zaś udaje świętoszka w kwestii alkoholu. " Podążam śladem mordercy i tracę
dobre spodenki do tenisa. " Alibi Lankelli siÄ™ kruszy, lecz Kuurna wyprzedza nas o krok.
- Dlaczego mecenas tak popędzał Kirsti Skrof i młodego Lankellę z tymi
testamentami? - mruczał pod nosem Palmu w ciemnej klatce schodowej komendy, gdy po
półkoliście wytartych schodach wspinaliśmy się do wydziału. - To brzydka historia, bardzo
brzydka historia, i boję się... - urwał nagle i klepnął się w czoło, jak gdyby coś mu się
przypomniało. Ton jego głosu odebrał mi resztki spokoju, bo wiedziałem, że komisarz mówi
najzupełniej poważnie.
- W tej sprawie mamy zbyt wielu podejrzanych - wtrąciłem swoje trzy grosze. - I zbyt
wiele niewiadomych. Nurtuje mnie nieodparte przeczucie, że wszystko się ze sobą łączy, i to
w sposób bardzo oczywisty. Gdybyśmy tylko zdołali odkryć to powiązanie, sprawa
wyjaśniłaby się od razu. Teraz na przykład w ogóle nie pojmuję...
Zawahałem się, trochę mi było głupio mówić dalej. Najwyrazniej jednak sam Palmu
musiał był niezle zdezorientowany, bo nawet mi nie przerwał.
- Na przykład ten adres kaznodziei na bibule, którą Kokki znalazł na biurku pani Skrof
- podjąłem po chwili. - I... i... to oczywiście Mustapaa jest... ale mimo wszystko...
- Czy morderca osiągnął już swój cel? - zapytał cicho Palmu, wpatrując się w brudną
ścianę klatki schodowej. - Te dwa nowe testamenty. W pewnym sensie wydają się
niepotrzebne. I dlaczego akurat Lanne tak nalegał na ich podpisanie? Mogę przysiąc na Boga,
że w tej chwili nawet nie myślę o aresztowaniu mordercy. Mam tylko nadzieję, że zanim
zamkniemy tę sprawę... nie przybędzie nam zwłok.
Przyszłość miała pokazać, że przeczucie komisarza nie myliło, choć jego obawy
zmaterializowały się zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażał. Korzenie tej historii sięgały
bowiem głębiej, niż mogliśmy przypuszczać na tym etapie śledztwa. Mimo że dzierżyliśmy
już w ręku wszystkie wątki sprawy i powinniśmy byli... Ale nie ma sensu uprzedzać biegu
wydarzeń.
Zasiadłem za biurkiem w pokoju Palmu i zacząłem przepisywać na maszynie swoje
beznadziejnie chaotyczne notatki, których zebrał się już beznadziejnie gruby plik. Palmu
poszedł na rozmowę z Hagertem, który miał mu wydać dodatkowe polecenia. Wrócił dopiero
po godzinie.
- Oczywiście Hagert jest zły - powiedział zgnębiony. - Jest zły, że to było morderstwo.
Jest zły, że Mustapaa zdołał sprzątnąć nam sprzed nosa ten swój list. Jest zły, że tenisówka
kaznodziei nie pasuje do znalezionego śladu, czego zresztą należało się spodziewać. Jest zły,
że pozwoliłem Lankelli i Kuurnie razem zwołać swoich wczorajszych kompanów. Głupie
gadanie! Gdyby Lankella chciał wzmocnić alibi, przekupując koleżków, zdążyłby to przecież
zrobić dużo wcześniej. Hagert jest zły tak ogólnie - i zdenerwowany. Zgodziliśmy się jednak
co do tego, że na razie do gazet da się krótką wzmiankę o zatruciu gazem. A jutrzejsze
przesłuchanie uznajemy za wstępne, byle tylko uzyskać zgodę gubernatora na otwarcie zwłok.
Obrzucił pogardliwym spojrzeniem leżące obok mnie kartki czystopisu.
- I dlatego żadnych powieści, chłopcze, aby jutro gubernator nie stracił na ich czytanie
całego dopołudnia. Tylko najważniejsze fakty, które go przekonają, że to było morderstwo. I
na razie - żadnych podejrzanych. Oczywiście i tak będziesz musiał to wszystko przepisać na
czysto, dla m n i e, bo w tej sprawie każda odpowiedz może się pózniej okazać bardzo ważna.
Z tym aż tak się nie spieszy, ale chyba najlepiej będzie, jak podyktuję ci teraz gotowe
zeznania świadków, tak, że jutro wystarczy tylko dać im je do podpisania. Nie zamierzam
rano wstawać wcześniej niż zwykle, więc przesłuchanie wyznaczono na godzinę dziesiątą.
Z posępną miną zasiadł za biurkiem i dla zebrania myśli wsparł czoło na czubkach
palców. Po chwili jednak trochę się ożywił.
- Tak, te ancete...andece... - zaczÄ…Å‚.
- Antecedencje - uzupełniłem szybko, aby niczego nie uronić.
- Przeszłość, tak jest... dane personalne automatycznie poszły do ośrodka badań, ale
nie znajdą w nich niczego podejrzanego, z wyjątkiem oczywiście pana Brum- mera vel
Mustapaa. Mają jego kartotekę, choć nigdy nie był karany. Jeśli zaś chodzi o Lannego,
zatelefonowałem do znajomego z sądu apelacyjnego i okazało się, że dwanaście lat temu pan
mecenas był zamieszany w jakąś niejasną historię i stracił przez to niemal całą klientelę.
Zdaje się, że szedł już na dno, kiedy go znalazła stara Skrofowa. Oczywiście skwapliwie
wykorzystała sposobność najęcia taniego prawnika. No i...
Umilkł w pół zdania, aby nasycić się widokiem mojej napiętej twarzy.
- No i to jego alibi niewarte funta kłaków. Wysłałem chłopaka do tego Cichego
Tyczkarza i tak jak się spodziewałem, zaraz po naszym wyjściu Lanne zadzwonił tam i
powiedział portierowi, że z różnych powodów chciałby go prosić o potwierdzenie, iż wyszedł
z klubu dopiero o pierwszej w nocy. No, ale się naciął, bo portierzy podobnych przybytków
wolą z nami nie zadzierać. Wiadomo, koncesja na wyszynk wisi na włosku i tak dalej. No
więc nasz portier gotów jest zeznać pod przysięgą, że mecenas Lanne opuścił klub wczoraj
wieczorem już kilka minut przed północą. Zresztą z reguły wychodzi wcześniej niż inni.
- No tak - odrzekłem, mimowolnie naśladując ton komisarza, - A zatem jeszcze jedno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]