[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeszkadza szympansom przejść na drugą stronę pomieszczenia. Gwarantuję wam, że nie
znalezliby niczego, bo też rzeczywiście nie postawiono tu zwierzętom żadnej fizycznej
przegrody. Był to jedynie efekt najprostszej pawłowowskiej tresury, o której tak obszernie
mówiliśmy w rozdziałach poprzednich.
Przed wpuszczeniem szympansów do pomieszczenia zainstalowano pewne urządzenie:
  gdy małpa chciała przekroczyć niedozwoloną granicę, uderzał ją dość silny prąd
elektryczny. Dziesięć dni podobnych prób wystarczyło, aby małpy uznały niedozwolone
miejsce za  święte tabu", za które wchodzić nie wolno. Wtedy już instalację wyłączono i
rzeczywiście nikt prócz wtajemniczonych nie wpadłby nigdy na to, dlaczego szympansy dalej
przejść nie mogą: mur bowiem został zbudowany, ale w ich korze mózgowej.
Jeśli jednak przeczytaliście uważnie rozdziały poprzednie, przypomnicie sobie o
wygasaniu odruchów warunkowych. Dlatego gdyby małpy miały być trzymane dłużej w
takich pomieszczeniach, trzeba by od czasu do czasu przypominać im przykre doświadczenia
z prÄ…dem.
Zresztą muszę wam powiedzieć, iż podobne zjawisko obserwuje się na starszych
pensjonariuszach zoo, którzy przez dłuższy czas przebywali w tych samych pomieszczeniach.
Przyzwyczaiwszy się od lat, iż oddzielające je przegrody są nie do przebycia, wyrabiają sobie
pod tym względem odpowiednie odruchy warunkowe i tym na przykład można wytłumaczyć,
fakt, że gdy
bomba hitlerowska 3 września 1939 r. zniosła ogrodzenie u białych niedzwiedzi w
Warszawskim Ogrodzie Zoologicznym, ani jeden z nich przez kilka godzin nie pokwapił się
przejść nie istniejącej już materialnie linii przegrody. W ich mózgu istniała ona nadal.
Gdy poznamy jeszcze lepiej zwyczaje przeróżnych zwierząt, z pewnością coraz mniej
będziemy oglądać przegród wyraznie materialnych, i to nie tylko dla okazów zoo, ale i dla
publiczności; wierzę bowiem, że do tego czasu widzowie wyrobią się kulturalnie do tego
stopnia, że wystarczy napis, iż danego miejsca przekraczać nie wolno, i ściśle będą się do
tego stosować  nie tak jak to jest obecnie. A pamiętajmy, iż napis toteż  psychiczna"
przegroda, niematerialna wprawdzie, lecz istniejąca w opracowanej przez Pawłowa wyższej
działalności półkul mózgowych człowieka.
ZOO I JEGO PUBLICZNOZ
Widzowie
Zdawałoby się, że trudno jest mówić o publiczności ogrodu zoologicznego nie
podzieliwszy jej uprzednio na pewne kategorie. Rekrutuje się ona przecież z ludzi o tak
bardzo różnym stopniu wykształcenia, a rozpiętość jej wieku rozciąga się od lat 3 do 30 i
więcej.
Mimo to jednak oddziaływanie zwierząt w ogrodzie zoologicznym wywołuje u widzów
tak swoiste i podobne reakcje, że przy ogólnej charakterystyce publiczności dzielenie jej na
jakieś kategorie jest rzeczą zupełnie zbędną. Otwarcie szczerych entuzjastów ogrodu szukać
należy co prawda przeważnie wśród młodzieży i dzieci. U starszych, jak dotąd, ciągle jeszcze
istnieje pewnego rodzaju  wstydliwy" stosunek do tej kwestii. Oficjalnie nie-wypada siÄ™
nawet przyznawać, iż lubi się tę instytucję i z przyjemnością się tam chodzi. Olbrzymia
większość osób starszych kryje się zawyczaj w tej dziedzinie za dzieci, jeśli nie własne, to
przynajmniej za siostrzeńców lub bratanków, którym się chce sprawić radość i w tym celu
idzie siÄ™ z nimi do zoo.
Tymczasem baczny obserwator publiczności Ig a takim musi być z urzędu dyrektor
ogrodu zoologiczne
go łatwo przejrzy tę niewinną zresztą mistyfikację i dostrzeże, jak bardzo pozytywny i
radosny stosunek do zwierząt wykazują właśnie dorośli. Dzieci czerpią swoją przyjemność z
różnorodności wrażeń w zoo. Ledwo popatrzą na słonia, już chciałyby być przy lwie lub przy
małpkach. I wtedy natychmiast następuje konflikt między opiekunami a młodzieżą. Bez
przerwy w zoo słyszy się napominanie starszych:
 Poczekaj, jeszcze się nie przypatrzyłeś słoniowi, zobaczymy, jak zje bułeczkę.
Poczekaj, może wejdzie jeszcze do wody!  itd., itd. Z czego łatwo wywnioskować, że
dorosły opiekun, który niby miał tylko cieszyć się radością przyprowadzonych dzieci, sam się
zapalił do oglądania zwierząt tak dalece, że mały towarzysz jest mu raczej zawadą w robieniu
własnych obserwacji.
W dodatku człowiek dorosły w ogrodzie zoologicznym, jeżeli można tak powiedzieć,
 dziecinnieje"  w tym szlachetnym jednak tego słowa znaczeniu. Zapomniawszy, iż przed
chwilą uważał, że zoo to zabawa tylko dla dzieci,.sam radośnie się śmieje z koziołków małp,
przeżywa emocję wpatrując się w głębię oczu tygrysa bądz też podziwia wdzięk ruchów
antylopy.
Jak wspomniałem, dyrektor zoo musi dobrze znać swoją publiczność, gdyż niemal
codziennie docierają doń meldunki o rozmaitych incydentach, które trzeba rozważyć i nadać
im bieg właściwy.
Jak dziś, przypominam sobie jedno z takich wydarzeń. W drugim roku mej pracy w zoo,
gdy dopiero zaczynałem nabierać doświadczenia, pewnej niedzieli po południu dwóch
dozorców przyprowadziło do mnie bardzo wystraszonego osobnika z całym  wianusz
kiem" dobrowolnych świadków zajścia. Po wysłuchaniu  przede wszystkim relacji
dozorców  dowiedziałem się, że człowiek ten złośliwie podał niedzwiedziowi malajskiemu
szklaną cygarniczkę, którą zwierzę naturalnie natychmiast rozgryzło i połknęło. Reszta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.xlx.pl